Krzysztof Piesiewicz: Jestem dużo starszy niż trzy lata temu.
O ile starszy?
O doświadczenie podłości, jaka mnie nigdy wcześniej nie spotkała.
Kiedy pisał pan scenariusze, nie wyobrażał sobie pan postaci zdolnych do takich podłości?
Zawsze uważałem, że psychologiczny rysunek postaci wymaga poszukiwania raczej jasności niż ciemnych stron. Na początku tej afery dałem tym ludziom szansę, choć postępowali w sposób tak precyzyjny, jakby byli wyszkoleni. Nie popełnili żadnego błędu, który prawnicy nazywają znamionami czynu kryminalnego. To, co robili na początku, kiedy płaciłem pieniądze, nie mieściło się w żadnym przepisie kodeksu karnego. Przyszli i powiedzieli: „Chcemy, żeby to było w pana rękach". Jako prawnik wiedziałem, że prokurator w sądzie tej sprawy może nie wygrać.
Kiedy pan mówi „Padłem ofiarą podłości", to ma pan na myśli grupę, która pana szantażowała, czy kogoś jeszcze?
Ja zawsze zadaję takie proste pytania, np. czy to możliwe, żeby te dwie kobiety, które u mnie były, i dwaj mężczyźni, którzy siedzieli w samochodzie przed domem, to była cała szajka?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.