Do tego młoda marchewka w cukrowej glazurze, a może po prostu młode ziemniaki ze zsiadłym mlekiem, okraszone lekko masłem i posypane hojnie koperkiem? Lekko, świeżo, zdrowo, pysznie. Dlaczego tak wielu polskim restauracjom z takim trudem przychodzi przejście na czas letni, który oznacza przygotowanie dań ze świeżych warzyw? Namiętnie szukam takich miejsc, w których latem podadzą mi pyszną warzywną terrinę. Podpowiem, jak ją zrobić: zaczynamy od świeżego korzenia pietruszki z pasternakiem i selerem, przekładamy marchewką z dynią i odrobiną gałki muszkatołowej, wykańczamy pesto ze świeżego szpinaku i chrupiących orzechów laskowych. Do tego nierealnie zielony sos z rzeżuchy, szczypioru, pietruszki, szczawiu i trybuli, czyli sos wielkopolski, znany na świecie bardziej jako sos frankfurcki. Wielkopolska letnia kuchnia to też moje marzenie, takie choćby pieczone ziemniaki z gzikiem i cebulką dymką... Letnie niebo z chmurką na moim talerzu. A lato to również morele i jagody. Niech żyją miejsca podające knedle z morelami prosto z drzewa albo malutkie pierożki z jagodami z prawdziwą kwaśną śmietaną i odrobiną cukru pudru. Moje lato w tym roku rozpoczęło się od cudownej wizyty w kanadyjskim Cambridge w prowincji Ontario. Pod ogromnym platanem spotkałam Jonathana, jednego z najwybitniejszych szefów kuchni w Kanadzie. Fantastyczny wieczór na świeżym powietrzu rozpoczął się od... żab. W pobliżu restauracji ulokowane były stawy, których mieszkańcy postanowili przy okazji mojej kolacji rozpocząć odwieczną walkę o przetrwanie gatunku. Odgłosy były tak przeraźliwe, że w pierwszej kolejności zaczęłam nerwowo spoglądać po stolikach w poszukiwaniu osoby, która z jakiegoś powodu zwariowała, bo przecież niemożliwe, żeby jakieś małe stworzonko było zdolne do wydawania z siebie tak demonicznych odgłosów.
Szybko jednak moją uwagę skupili kelnerzy, uwijający się zgrabnie wokół małych stolików udekorowanych lampkami. Nad wyraz proste stoliki w skromnym letnim ogródku dźwigały jednak dania zdecydowane nieproste i nieskromne. Jonathan przeszedł samego siebie. Na początek podano omdlewająco pyszny krem. Letnia zupa z karczochów i chrupkich kurek z łyżką wspaniałego musu z awokado i wasabi. Całości dopełniły kruszynki z kwiatów dzikich bratków. Potem na stół wjechał warkocz wszystkiego, co latem w Kanadzie najlepsze. W warkoczu płaty homara, wyraźny kawałek ogona, wyraźne szczypce, przeplatane na przemian świeżo uprażonymi na oliwie zielonym groszkiem, fasolką, szpinakiem i szałwią. Wokół kwiaty nasturcji i mus z homara, sos romanesco, utarte migdały i ostra hiszpańska wędzona papryka utarta na oliwie i czosnku. Korpus warkocza wieńczyły drobne kapary, a całość wyglądała jak bóstwo letnich dożynek. Mojemu mężowi przypadły w udziale niebywałe w smaku saint-jacques, czyli przegrzebki. Przypieczone na ruszcie z odrobiną cukru pudru, wykończone liśćmi nasturcji. Niesamowite połączenie. Z kwiatów nasturcji przyrządzono biszkopt, w którym jak cenne rubiny pobłyskiwały kawałki owocu granatu. Na deser mus morelowy i dużo różnokolorowych lodów. Czy trzeba czegoś więcej?
Wyrafinowane kanadyjskie lato oczarowało mnie, ale gdy wróciłam z Kanady, znów nabrałam ochoty na świeżo ugotowany kalafior. Na kurki, koperek, na chłodnik litewski, na młodą marchewkę i fasolkę. Na warzywa ugotowane w momencie, w którym wchodzę do restauracji. Na postawienie letniej kropki nad i w polskiej letniej karcie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.