Zamiast bawić się w wielu miejscach czy też biegać w maratonach, oglądam różne programy telewizyjne w poszukiwaniu materiału do felietonu, z nadzieją, że przybliżą mi obraz polskiej polityki. Im dłużej je oglądam, tym większe mam przekonanie, że oglądam je sam. Początkowo myślałem, że oglądają je politycy, chcąc na siebie popatrzeć, ale jak się zorientowałem, że występują na żywo, to zrozumiałem, że nie mają takiej możliwości. Gdyby mieli, toby przestali występować, widząc, jakie to straszne. Gdyby mieli szkolenie medialne, toby wiedzieli, że telewizja w swoim założeniu jest medium, które służy kontaktom z telewidzami, a nie z redaktorem prowadzącym program lub kolegą z innej partii, z którym koniecznie trzeba się w telewizji nie zgadzać. Jestem pełen podziwu dla tych telewidzów, którzy są w stanie obejrzeć totumfacką „Kawę na ławę" czy inne rozmowy w innych kawach, herbatach, podobnych kwadransach itp., itd.
Zjawisko niechęci do oglądania programów z politykami lub o polityce potęgują komentatorzy dyżurni, wędrujący z radia do radia, z telewizji do telewizji, mówiący to samo, nawet jeśli są inne pytania. Rozumiem polityków, którzy żyją w przekonaniu, że każdy występ telewizyjny jest ich promocją, ale w ramach mojej nieustannej życzliwości namawiam, by przyjęli do wiadomości, że odbiorca jest w stanie znienawidzić promowany produkt.
Wędrując po kanałach, natrafiłem na niewyborczą kampanię informacyjną autorstwa PiS, w której siedmiu nieznanych aktorów narzeka na rząd. Ja sam znam znacznie więcej niezadowolonych aktorów, którzy nie narzekają na rząd, tylko na brak talentu. Piszę o autorstwie PiS, jednocześnie go broniąc, bo autorzy reklamówek spotykają się z zarzutami, że – mówiąc kolokwialnie – zerżnęli je z reklamówek amerykańskich. Ponieważ trochę się znam na reklamówkach, chciałbym się polecić jako adwokat i mogę w razie czego wystąpić w sądzie, w procesie o plagiat i zaświadczyć, że reklamówki te swoją siermiężną jakością tak bardzo odbiegają od amerykańskich, że żaden autor amerykański nie wystąpi z oskarżeniem. To po pierwsze. Po drugie, źle się broni rzecznik wyborczy PiS, mówiąc, że czerpią z lepszych wzorów. Z lepszych wzorów czerpie się, aby zrobić lepiej, a nie gorzej. To tak, jakby polski piłkarz mówił, że czerpie z Leo Messiego i dlatego słabo gra. Po trzecie, chciałem zauważyć, że Partia Republikańska w Ameryce, która wypuściła te lepsze reklamówki, przegrała wybory, więc nie wiem, co stratedzy pisowscy mieli na myśli, biorąc się do tego dzieła.
Liczne media zwróciły moją uwagę, powtarzając wielokrotnie komunikat o piękności pisowskiej z Łodzi, na którą podobno popatrzył nawet sam pan Jarosław. Poszedłem w jego ślady. Ta pani rzeczywiście jest urodziwa, na dodatek ma różne zainteresowania, w przeciwieństwie do wielu posłów z różnych ugrupowań, ale dla mnie ze wszystkich posłów najpiękniejszy jest poseł Hofman i tego będę się trzymał.
Pomysł prezesa Agencji Rozwoju Pomorza i jego pytań dotyczących poglądów pani Kurskiej jest tak absurdalny, że nawet pana Kurskiego musiał zaskoczyć, stąd emigracja. Wracając do prezesa, to zastanowiłbym się nad stanem jego umysłu, który sprawia, że nie powinien być prezesem czegokolwiek, co ma w tytule „rozwój". Gdyby to była agencja niedowładu, tobym go usprawiedliwiał, ale przy rozwoju nie jestem w stanie.
Oglądając ostatni występ pani posłanki Kempy w rozmowie u pana Rymanowskiego, zauważyłem, że była bardzo grzeczna, wiedząc, że Monika Olejnik już jej nie zaprosi. Niech to zostanie moją i pani posłanki Beatki słodką tajemnicą, ale dobrze pani radzę, żeby siadała pani z tej strony, gdzie siedział pan poseł Arłukowicz. Nie napiszę dlaczego, ale proszę mi uwierzyć, że tak będzie lepiej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.