Dzięki jednemu z ostatnich numerów dowiedziałam się, że mieszkańcy tego kraju (Polski) od stuleci dzielą się na patriotów i kolaborantów. Ci pierwsi są przeszczęśliwi, dumni z Polski, że jest Polską i – w związku z tym – nienawidzą Róży Luksemburg, która chciała wynarodowić Polaków i wymordować ich, ale ponieważ się jej to nie udało, to założyła Unię Europejską, którą lubi „Gazeta Wyborcza". Ci drudzy są zawistni, nędzni, podli i znikczemniali, bo nie umieją kultywować „wiecznej polskości”, a poza tym ciąży na nich przekleństwo w postaci dziedzictwa Róży Luksemburg, właściwej twórczyni Unii Europejskiej, której duch i idee zalegają korytarze „Gazety Wyborczej” i mózgi jej twórców, czytelników i sojuszników.
Poeta Rymkiewicz, twórca powyższych tez (tak! ten sam, który w 2003 r. bez mrugnięcia okiem przyjął od kolaborantów, czyli „Gazety Wyborczej" i Agory, 100 tys. w postaci nagrody Nike), uświadomił mi, że jak nic jestem kolaborantką, bo nie dość, że czytam „Wyborczą”, to jeszcze uważam, że polskość niekoniecznie jest szczęściem Polaków.
Kilka stron dalej niestrudzony publicysta Piotr Semka w dziale Historia otworzył moje oczy na prawdziwą istotę nudyzmu. Jasne, że nie chodziło mu tylko o historyczne analizy. Piotr Semka nigdy nie analizuje tak po prostu. Nawet gdyby pisał o zbiorach marchwi czy życiu bielinka kapustnika, to i tak okazałoby się, że chodzi o to samo. O obronę prawdziwej polskości!
Nudyzm – jak się okazuje – tak jak wszystkie obrzydliwe (niepolskie) sprawy jest wymysłem nazistów i komunistów. W NRD nudyzm stanowił substytut zakazanych swobód. W Polsce lat 80. generał Jaruzelski potraktował go jako wentyl bezpieczeństwa.
Polaku/ Polko! Nim się rozbierzesz, zastanów się, czemu to służy! Bo na pewno nie sprawie polskiej.
Tygodnik „Uważam Rze" nie ogranicza się jednak do klasyfikowania zachowań, które polskości służą lub ją niszczą. Pismo zawiera również artykuły apologetyczne, zwane dla niepoznaki recenzjami. Oto pisarz Horubała wynosi pod niebiosa geniusz, mądrość, erudycję, zaangażowanie, wykształcenie, oczytanie, skromność i wielkość prof. Krasnodębskiego. Gdyby ktoś nie wiedział, kim profesor jest, to dowie się, że został on usunięty z Uniwersytetu Warszawskiego i z kraju „na początku lat 90.”, mimo że był stanowczo lepszy niż Paweł Śpiewak (tego usunięto z uniwersytetu w 1976 r. za podpisanie sprzeciwu przeciwko zmianom w konstytucji, Krasnodębskiego „wyrzucono” natomiast z uczelni i z kraju zapewne dlatego, że nie podobały mu się reformy Balcerowicza lub poezja Rymkiewicza), tak czy siak jest on twórcą „kapitalnych” i „wyśmienitych” prac, które przeczą „końcu metafizyki państwa”, i w których autor po mistrzowsku zagospodarowuje „przedpolityczne i metapolityczne pole refleksji”. Udaje mu się również zagospodarować pola postpolityczne, co fascynuje Horubałę, oraz obalić „mit naukowości i bezalternatywności wielkiego przedsięwzięcia modernizacyjnego, które autostrady i infrastrukturę chce łączyć z aborcją i wyuzdaniem”. A aborcji i wyuzdaniu niemiecki profesor, tak jak każdy prawdziwy Polak, mówi stanowcze „nie”.
Horubałę w działalności profesora bardziej niż jego książka fascynuje to, że prosto z biblioteki Krasnodębski idzie, by „dymić w mediach, telewizji, prasie" i że jest obrońcą politycznych decyzji prezesa Kaczyńskiego. Wzrusza go zaś do łez udział profesora w programie „Warto rozmawiać”, gdzie ten intelektualista „łysy, ruchliwy, w okularkach… realizuje odwieczny etos niepokornego inteligenta”. O tym, że za niemieckie, profesorskie pieniądze, autor nie wspomina. Bo przecież w Polsce niemożliwej wszystko jest możliwe.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.