Jako liberalny konserwatysta nie znoszę rewolucji, ale czasem władzy trzeba skórę przetrzepać.
Felieton ten dedykuję przyszłemu rządowi, który będzie miał problemy nie tylko z kryzysem gospodarczym, ale ze znacznie poważniejszym kryzysem zaufania demokratycznego. Są wprawdzie na Zachodzie dość liczni myśliciele i publicyści, którzy tłumaczą, że ratunek polega na ograniczeniu demokracji, ale ten numer nie przejdzie, gdyż całkowita wina za trwający i pogłębiający się kryzys polega na niedostatku demokracji, a nie na jej nadmiarze. Polski przyszły rząd może się spotkać z tym, z czym mamy do czynienia w Grecji, Hiszpanii i w Izraelu, czyli z masowymi protestami coraz brutalniej tłumionymi. Za moment do krajów ostro oszczędzających i odczuwających kryzys dołączy Francja. Wtedy dopiero będziemy mieli protesty nie kilkunastu tysięcy ludzi, ale kilku milionów, bo Francuzi żywią duże upodobanie do walki z rządem.
Nasz rząd czekają protesty nie tylko w sprawie sześciolatków w szkołach (protest merytorycznie kontrowersyjny, lecz skala imponująca), ale także w wielu innych kwestiach. Oczywiście, same protesty nie zmienią sytuacji, jednak jak sądzę, demokratyczne państwa staną przed jasnym wyborem ( już stoją) – więcej silnej władzy, czyli miękki autorytaryzm, czy więcej demokracji?
Ten wybór jest pozorny – po latach niebywałego wzrostu prawa jednostki do wolności miękki autorytaryzm nie ma poważniejszych szans, choć nie da się wykluczyć, że przez kilka lat może się tu i ówdzie pojawiać. Jednak najważniejsza jest odpowiedź na pytanie, czy obywatele protestujący przeciwko władzy mają rację. Otóż, z przykrością trzeba powiedzieć, że mają całkowitą rację i tylko oni mają rację. Kiedy mowa o Grecji, często słyszymy argument, że Grecy sami powinni zrozumieć, iż cieszyli się nadmiernymi przywilejami płacowymi i socjalnymi. A to niby dlaczego? Jak mam więcej pieniędzy i mogę po skończeniu 50 lat iść na emeryturę, to są tylko powody do satysfakcji. Przecież to nie społeczeństwo stworzyło tak skandaliczne przywileje, lecz rządy, które chciały się społeczeństwu przypodobać. I co zrobić z takimi rządami, i z takimi politykami? Na razie nie wiadomo, ale kiedy przyjdzie czas radykalnego rozszerzenia demokracji, nastąpią zaskakujące zmiany. W Polsce też.
Ludzie protestują przeciwko spekulantom finansowym i bankom. I mają rację. Niektórzy rozsądni ekonomiści od dawna zapowiadali,że przelewanie pieniędzy z pustego do kieszeni sprytnych operatorów skończy się. George Soros wielokrotnie pisał o tym, że nie powinien mieć takiej łatwości w manipulowaniu walutami, że rządy nie powinny na to pozwalać, a teraz sam chętnie by opodatkował swoje spekulacje.
A co jest źródłem tych i w najbliższej przyszłości dużo potężniejszych protestów? Kompletna klapa rządzenia bez demokracji. Doskonale wiem, że politycy zachodni są przekonani o tym, że są wielce demokratyczni, ale to bzdura. Przecież polska historia z OFE to nic w porównaniu z tym, co czynią zachodnie rządy bez śladu intencji poszukiwania społecznej aprobaty czy chociażby zrozumienia. Może ekonomiści mają rację, trzeba ratować Grecję, ale – kurczę pieczone – dlaczego obywatel Francji musi się do tego przykładać? To nie on nakłamał Grekom i dał im ponad miarę. Kto z nami konsultuje lub chociażby próbuje nam dokładnie wyjaśnić, dlaczego w Polsce są tak wysokie ceny paliwa czy dlaczego taki, a nie inny układ w sprawie gazu zawarliśmy z Rosją i dlaczego wciąż nie ma pieniędzy na to, co najważniejsze, czyli na naukę.
Rządy rzekomo demokratyczne nauczyły się – i tu nasza, czyli społeczeństwa wina – że dopóki obywatele mają się nieźle, mogą wyjechać latem do Egiptu, zimą do Austrii i niemal każdy ma wszystkie niezbędne rzeczy od samochodu po laptop oraz gwarantowaną emeryturę, dopóty nie chce im się zwracać uwagi na sprawy politycznie i gospodarczo najważniejsze. A tu nagle klops. Pieniędzy na to wszystko jest coraz mniej, emerytury młodszych pokoleń niepewne, a banki robią interesy, jakby boom trwał. Dziennie dostaję co najmniej dwie oferty rzekomo niezwykle korzystnych pożyczek.
Koniec z tym. Musimy zacząć się domagać od rządów nie tylko obliczalności, ale także jasnego programu, jak zadbają o nasze interesy. Dopiero wtedy może zaakceptujemy pomoc dla upadających krajów czy wydatki militarne. Demokracji musi być radykalnie więcej, bo będzie po prostu źle. Jako liberalny konserwatysta nie znoszę rewolucji, ale czasem władzy trzeba skórę przetrzepać. Musimy jeszcze trochę z tym poczekać, bo nie bardzo wiemy, co zrobić potem, a bunt bez programu jest zrozumiały, lecz mało sensowny. Ale poczekamy tylko troszeczkę.
Nasz rząd czekają protesty nie tylko w sprawie sześciolatków w szkołach (protest merytorycznie kontrowersyjny, lecz skala imponująca), ale także w wielu innych kwestiach. Oczywiście, same protesty nie zmienią sytuacji, jednak jak sądzę, demokratyczne państwa staną przed jasnym wyborem ( już stoją) – więcej silnej władzy, czyli miękki autorytaryzm, czy więcej demokracji?
Ten wybór jest pozorny – po latach niebywałego wzrostu prawa jednostki do wolności miękki autorytaryzm nie ma poważniejszych szans, choć nie da się wykluczyć, że przez kilka lat może się tu i ówdzie pojawiać. Jednak najważniejsza jest odpowiedź na pytanie, czy obywatele protestujący przeciwko władzy mają rację. Otóż, z przykrością trzeba powiedzieć, że mają całkowitą rację i tylko oni mają rację. Kiedy mowa o Grecji, często słyszymy argument, że Grecy sami powinni zrozumieć, iż cieszyli się nadmiernymi przywilejami płacowymi i socjalnymi. A to niby dlaczego? Jak mam więcej pieniędzy i mogę po skończeniu 50 lat iść na emeryturę, to są tylko powody do satysfakcji. Przecież to nie społeczeństwo stworzyło tak skandaliczne przywileje, lecz rządy, które chciały się społeczeństwu przypodobać. I co zrobić z takimi rządami, i z takimi politykami? Na razie nie wiadomo, ale kiedy przyjdzie czas radykalnego rozszerzenia demokracji, nastąpią zaskakujące zmiany. W Polsce też.
Ludzie protestują przeciwko spekulantom finansowym i bankom. I mają rację. Niektórzy rozsądni ekonomiści od dawna zapowiadali,że przelewanie pieniędzy z pustego do kieszeni sprytnych operatorów skończy się. George Soros wielokrotnie pisał o tym, że nie powinien mieć takiej łatwości w manipulowaniu walutami, że rządy nie powinny na to pozwalać, a teraz sam chętnie by opodatkował swoje spekulacje.
A co jest źródłem tych i w najbliższej przyszłości dużo potężniejszych protestów? Kompletna klapa rządzenia bez demokracji. Doskonale wiem, że politycy zachodni są przekonani o tym, że są wielce demokratyczni, ale to bzdura. Przecież polska historia z OFE to nic w porównaniu z tym, co czynią zachodnie rządy bez śladu intencji poszukiwania społecznej aprobaty czy chociażby zrozumienia. Może ekonomiści mają rację, trzeba ratować Grecję, ale – kurczę pieczone – dlaczego obywatel Francji musi się do tego przykładać? To nie on nakłamał Grekom i dał im ponad miarę. Kto z nami konsultuje lub chociażby próbuje nam dokładnie wyjaśnić, dlaczego w Polsce są tak wysokie ceny paliwa czy dlaczego taki, a nie inny układ w sprawie gazu zawarliśmy z Rosją i dlaczego wciąż nie ma pieniędzy na to, co najważniejsze, czyli na naukę.
Rządy rzekomo demokratyczne nauczyły się – i tu nasza, czyli społeczeństwa wina – że dopóki obywatele mają się nieźle, mogą wyjechać latem do Egiptu, zimą do Austrii i niemal każdy ma wszystkie niezbędne rzeczy od samochodu po laptop oraz gwarantowaną emeryturę, dopóty nie chce im się zwracać uwagi na sprawy politycznie i gospodarczo najważniejsze. A tu nagle klops. Pieniędzy na to wszystko jest coraz mniej, emerytury młodszych pokoleń niepewne, a banki robią interesy, jakby boom trwał. Dziennie dostaję co najmniej dwie oferty rzekomo niezwykle korzystnych pożyczek.
Koniec z tym. Musimy zacząć się domagać od rządów nie tylko obliczalności, ale także jasnego programu, jak zadbają o nasze interesy. Dopiero wtedy może zaakceptujemy pomoc dla upadających krajów czy wydatki militarne. Demokracji musi być radykalnie więcej, bo będzie po prostu źle. Jako liberalny konserwatysta nie znoszę rewolucji, ale czasem władzy trzeba skórę przetrzepać. Musimy jeszcze trochę z tym poczekać, bo nie bardzo wiemy, co zrobić potem, a bunt bez programu jest zrozumiały, lecz mało sensowny. Ale poczekamy tylko troszeczkę.
Więcej możesz przeczytać w 41/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.