Steve Jobs nie był programistą, inżynierem ani nawet typowym biznesmenem. Był kimś szczególnym – wizjonerem, który ludzkości zafundował cywilizacyjny skok w przyszłość.
Gdy w miniony wtorek szef koncernu Apple Tim Cook przedstawił publicznie nowy model iPhone’a, branża obeszła się z nim okrutnie. Dyskusje na temat dwurdzeniowych procesorów, rozdzielczości matrycy i wytrzymałości baterii zeszły na drugi plan. Tłum ekspertów był niepocieszony, bo zabrakło misterium, które towarzyszyło wprowadzaniu produktów Apple przez Steve’a Jobsa. Stojąc samotnie na wielkiej scenie w spranych dżinsach i czarnym półgolfie, był niczym współczesny czarodziej wprowadzający gawiedź w świat technologicznych cudów. Tym razem nie było widowiska. Cook, któremu chory na raka Jobs w sierpniu przekazał firmę, wybrał na miejsce prezentacji niewielką salkę w siedzibie Apple i po długim i nudnym wstępie uciekł ze sceny. Na blogach zaroiło się od komentarzy, które można streścić jednym zdaniem: chcemy Jobsa!
Więcej możesz przeczytać w 41/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.