ROZMOWA Z DR. WOJCIECHEM FELESZKĄ Z WARSZAWSKIEGO UNIWERSYTETU MEDYCZNEGO
PIOTR KOSSOBUDZKI: Jak odróżnić grypę od przeziębienia?
DR WOJCIECH FELESZKO: 95 proc. infekcji górnych dróg oddechowych to choroby wirusowe, ale przebiegają w różny sposób. Jeśli ogólny stan pacjenta jest dobry, temperatura wynosi 37-38 stopni, chory skarży się na cieknący katar, a do tego ma rozpulchnione śluzówki i przekrwione, bolące gardło, to prawdopodobnie cierpi na zwykłe przeziębienie. W przypadku grypy od pierwszych dni będziemy mieli do czynienia z wysoką gorączką – nawet do 40 stopni. Do tego często dochodzą objawy, takie jak, suchy kaszel, łamanie w kościach, bóle stawów czy problemy żołądkowe.
Dlaczego teraz, kiedy zrobiło się tylko trochę chłodniej, tak wiele osób jest przeziębionych?
Jest kilka proponowanych wyjaśnień. Jedno zakłada, że jesienne wahania temperatury prowadzą do gorszego ukrwienia błon śluzowych górnych dróg oddechowych. To osłabia mechanizmy obronne, które trzymają w szachu drobnoustroje i wirusy naturalnie bytujące w śluzówkach. Wtedy mikroby atakują. Znaczenie może mieć też wysoka wilgotność powietrza, dzięki której wirusy mogą się łatwiej przenosić zawieszone w drobinkach wody. W okresie jesienno-zimowym więcej czasu spędzamy także w zamkniętych pomieszczeniach. Siedzimy blisko siebie i przekazujemy sobie infekcje. Do tego dochodzi sezon grzewczy, wysuszający błony śluzowe.
Jak długo możemy się leczyć sami, a kiedy czas na wizytę u lekarza?
Większość przeziębień przebiega w podobny sposób. Szybki początek ze stosunkowo niewielką temperaturą i „lejący", „cieknący", męczący rzadki katar. Jeśli ktoś naprawdę musi, to z lekkim przeziębieniem może nawet iść do pracy, jeżeli nie boi się, że zarazi kolegów…. Objawy zazwyczaj zaczynają ustępować po dwóch-trzech dobach. Po nich zazwyczaj pojawia się druga faza infekcji: gardło przestaje boleć, a katar gęstnieje i robi się żółtawy, choć niekoniecznie ropny. Ta faza również trwa około trzech dni i ustępuje, więc po sześciu-siedmiu dniach powinniśmy mieć chorobę z głowy. Dorosły może takie przeziębienie przeleżeć w domu. Ale u niemowląt i małych dzieci takie infekcje poważnie utrudniają oddychanie. Dlatego rodzice najmłodszych częściej szukają pomocy lekarskiej podczas pierwszej fazy choroby. Sprawa ma się inaczej, gdy po pięciu siedmiu dniach znowu zaczyna rosnąć gorączka – od 38 do 40 stopni. Na dodatek wydzielina z gardła i nosa staje się mocno zabarwiona i może nieprzyjemnie pachnieć. To znak, że najprawdopodobniej pojawiło się zakażenie bakteryjne i trzeba pójść do lekarza, który przepisze antybiotyk.
A w przypadku grypy?
Bagatelizujemy ją. Jeżeli trwa sezon grypowy i mamy podejrzenie, że złapaliśmy tego wirusa, to lepiej zapomnieć na kilka dni o pracy czy szkole i zostać w domu. Trzeba prowadzić spokojny tryb życia, dużo pić. A jeśli objawy są ciężkie – niezwłocznie skorzystać z pomocy lekarza. Zaniedbana grypa może dać poważne powikłania, m.in. dlatego, że upośledza układ odpornościowy i otwiera drogę kolejnym wirusom i bakteriom. Do częstych konsekwencji nieleczonej grypy należą np. grypowe zapalenie płuc i zapalenie mięśnia sercowego. Nierzadko w sezonie grypowym leczę dzieci z poważnymi pulmonologicznymi powikłaniami pogrypowymi, a moi koledzy interniści przestrzegają przed poważnymi komplikacjami kardiologicznymi, nawet u młodych, silnych dorosłych. Co roku na świecie nawet pół miliona ludzi umiera wskutek powikłań po grypie.
Jakie leki pomogą w walce z infekcją?
Osobom, które się nie szczepiły, a mogą szczególnie ciężko przechodzić grypę, można podać oseltamiwir – lek utrudniający wirusowi infekowanie komórek. Jednak w przypadku przeziębienia, a w praktyce także w większości przypadków grypy, możemy tylko łagodzić objawy: zbić temperaturę – warto to robić dopiero, gdy przekracza 38 stopni – i ograniczyć wydzielanie śluzu albo udrożnić nos. Jeśli chodzi o leki, które tradycyjnie podawało się podczas przeziębień czy grypy, jak rutyna czy witamina C, to nie wytrzymały one rewolucji, jaka zaszła w medycynie w ostatnich latach. Przechodzimy na medycynę opartą na faktach, weryfikujemy w obiektywny sposób stosowane dotychczas terapie. Wiele z nich, przez lata uważanych za skuteczne, po poddaniu szczegółowym badaniom się nie broni. Nie ma przekonujących dowodów, że działają.
A babcine metody? Czy któraś jest skuteczna?
Kiedyś podśmiewałem się z tych domowych sposobów. Ale odkąd bliżej zająłem się efektem placebo, otworzyły mi się oczy. Są siły w naszym organizmie, które my, lekarze medycyny uniwersyteckiej, nie do końca doceniamy. Sok z malin to być może nawet więcej niż placebo, bo zawarte w nim salicylany mogą obniżać temperaturę. Z miodem jest jeszcze ciekawsza historia – niedawno w renomowanym piśmie porównano efekt przeciwkaszlowy powszechnie stosowanego leku, dekstrometorfanu, oraz miodu. Okazało się, że są niemal tak samo skuteczne! Ale należy pamiętać, że w większości osiągany efekt jest skutkiem placebo. Dlatego w uzasadnionych wypadkach powinniśmy sięgnąć po antybiotyk.
Wróćmy do antybiotyków – teoretycznie nie powinno się ich podawać chorym na infekcje wirusowe, bo te leki działają tylko na bakterie.
Jestem przekonany, że większość lekarzy jest dobrze wykształcona i wie, że nie ma sensu podawać antybiotyków w infekcjach wirusowych. Jednak niektórzy z nas mają nawyki z czasów, gdy całego zła upatrywano w bakteriach i atakowano je antybiotykami. Poza tym lekarz w gabinecie często widzi pacjenta po raz pierwszy i prawdopodobnie więcej go nie zobaczy. Więc boi się o jego los, nie wie do końca, co mu jest. Gdyby pacjent odwiedził go ponownie za kilka dni, to byłby czas na ewentualne przepisanie antybiotyku. A że lekarz nie ma takiej szansy, to czasami wypisuje antybiotyk od razu. Do tego dochodzi presja ze strony pacjentów, żeby go wypisać. Na szczęście takie sytuacje spotykam coraz rzadziej, głównie wśród starszych pacjentów.
Lepiej zapobiegać, niż leczyć. Jak uniknąć zarażenia, gdy wokół pełno chorych?
Unikajmy przeziębionych osób. Trzeba też często i dokładnie myć ręce i nie dotykać dłońmi twarzy, ust. Nie brać do ust długopisów czy ołówków. Jeśli jesteśmy chorzy, podczas kaszlu i kichania nie zakrywajmy ust dłonią. Bezpieczniejsze dla otoczenia jest kichanie w chusteczkę albo w rękaw w zgięciu łokcia. Ta praktyka przywędrowała do nas bodajże z USA i wydaje się, że działa. To truizm, ale ważne jest utrzymywanie układu odpornościowego w dobrej formie: wysypianie się, zróżnicowana dieta, ruch na świeżym powietrzu, spacery i spanie przy otwartym oknie.
Komu zaleca pan szczepienia?
Każdemu! Jestem orędownikiem szczepień. Organizm jest w stanie przyjąć bardzo dużą liczbę szczepionek, bo każda z nich angażuje niewielki ułamek naszej odporności. Przeciw grypie bezwzględnie powinni zaszczepić się ci, dla których choroba może być zabójcza: osoby starsze i pacjenci z chorobami układu oddechowego i krwionośnego. A także personel medyczny. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) radzi też szczepić dzieci między szóstym miesiącem a drugim rokiem życia. Amerykańska Akademia Pediatrii zaleciła szczepienie dzieci aż do pełnoletności.
Czy lekarze chorują częściej niż reszta ludzi?
Początkujący pediatra choruje często. Później odporność wzrasta i nie bierzemy zwolnień częściej niż inni. Zresztą nie ma co liczyć, że człowiek będzie cały czas zdrowy. To prawo natury: drobnoustroje doskonalą się, więc człowiek ma prawo być chory do sześciu razy w roku.
Dr nauk medycznych Wojciech Feleszko wykłada na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Jest pediatrą, kończy specjalizację z immunologii klinicznej. Pisze książki tłumaczące sekrety medycyny najmłodszym czytelnikom.
DR WOJCIECH FELESZKO: 95 proc. infekcji górnych dróg oddechowych to choroby wirusowe, ale przebiegają w różny sposób. Jeśli ogólny stan pacjenta jest dobry, temperatura wynosi 37-38 stopni, chory skarży się na cieknący katar, a do tego ma rozpulchnione śluzówki i przekrwione, bolące gardło, to prawdopodobnie cierpi na zwykłe przeziębienie. W przypadku grypy od pierwszych dni będziemy mieli do czynienia z wysoką gorączką – nawet do 40 stopni. Do tego często dochodzą objawy, takie jak, suchy kaszel, łamanie w kościach, bóle stawów czy problemy żołądkowe.
Dlaczego teraz, kiedy zrobiło się tylko trochę chłodniej, tak wiele osób jest przeziębionych?
Jest kilka proponowanych wyjaśnień. Jedno zakłada, że jesienne wahania temperatury prowadzą do gorszego ukrwienia błon śluzowych górnych dróg oddechowych. To osłabia mechanizmy obronne, które trzymają w szachu drobnoustroje i wirusy naturalnie bytujące w śluzówkach. Wtedy mikroby atakują. Znaczenie może mieć też wysoka wilgotność powietrza, dzięki której wirusy mogą się łatwiej przenosić zawieszone w drobinkach wody. W okresie jesienno-zimowym więcej czasu spędzamy także w zamkniętych pomieszczeniach. Siedzimy blisko siebie i przekazujemy sobie infekcje. Do tego dochodzi sezon grzewczy, wysuszający błony śluzowe.
Jak długo możemy się leczyć sami, a kiedy czas na wizytę u lekarza?
Większość przeziębień przebiega w podobny sposób. Szybki początek ze stosunkowo niewielką temperaturą i „lejący", „cieknący", męczący rzadki katar. Jeśli ktoś naprawdę musi, to z lekkim przeziębieniem może nawet iść do pracy, jeżeli nie boi się, że zarazi kolegów…. Objawy zazwyczaj zaczynają ustępować po dwóch-trzech dobach. Po nich zazwyczaj pojawia się druga faza infekcji: gardło przestaje boleć, a katar gęstnieje i robi się żółtawy, choć niekoniecznie ropny. Ta faza również trwa około trzech dni i ustępuje, więc po sześciu-siedmiu dniach powinniśmy mieć chorobę z głowy. Dorosły może takie przeziębienie przeleżeć w domu. Ale u niemowląt i małych dzieci takie infekcje poważnie utrudniają oddychanie. Dlatego rodzice najmłodszych częściej szukają pomocy lekarskiej podczas pierwszej fazy choroby. Sprawa ma się inaczej, gdy po pięciu siedmiu dniach znowu zaczyna rosnąć gorączka – od 38 do 40 stopni. Na dodatek wydzielina z gardła i nosa staje się mocno zabarwiona i może nieprzyjemnie pachnieć. To znak, że najprawdopodobniej pojawiło się zakażenie bakteryjne i trzeba pójść do lekarza, który przepisze antybiotyk.
A w przypadku grypy?
Bagatelizujemy ją. Jeżeli trwa sezon grypowy i mamy podejrzenie, że złapaliśmy tego wirusa, to lepiej zapomnieć na kilka dni o pracy czy szkole i zostać w domu. Trzeba prowadzić spokojny tryb życia, dużo pić. A jeśli objawy są ciężkie – niezwłocznie skorzystać z pomocy lekarza. Zaniedbana grypa może dać poważne powikłania, m.in. dlatego, że upośledza układ odpornościowy i otwiera drogę kolejnym wirusom i bakteriom. Do częstych konsekwencji nieleczonej grypy należą np. grypowe zapalenie płuc i zapalenie mięśnia sercowego. Nierzadko w sezonie grypowym leczę dzieci z poważnymi pulmonologicznymi powikłaniami pogrypowymi, a moi koledzy interniści przestrzegają przed poważnymi komplikacjami kardiologicznymi, nawet u młodych, silnych dorosłych. Co roku na świecie nawet pół miliona ludzi umiera wskutek powikłań po grypie.
Jakie leki pomogą w walce z infekcją?
Osobom, które się nie szczepiły, a mogą szczególnie ciężko przechodzić grypę, można podać oseltamiwir – lek utrudniający wirusowi infekowanie komórek. Jednak w przypadku przeziębienia, a w praktyce także w większości przypadków grypy, możemy tylko łagodzić objawy: zbić temperaturę – warto to robić dopiero, gdy przekracza 38 stopni – i ograniczyć wydzielanie śluzu albo udrożnić nos. Jeśli chodzi o leki, które tradycyjnie podawało się podczas przeziębień czy grypy, jak rutyna czy witamina C, to nie wytrzymały one rewolucji, jaka zaszła w medycynie w ostatnich latach. Przechodzimy na medycynę opartą na faktach, weryfikujemy w obiektywny sposób stosowane dotychczas terapie. Wiele z nich, przez lata uważanych za skuteczne, po poddaniu szczegółowym badaniom się nie broni. Nie ma przekonujących dowodów, że działają.
A babcine metody? Czy któraś jest skuteczna?
Kiedyś podśmiewałem się z tych domowych sposobów. Ale odkąd bliżej zająłem się efektem placebo, otworzyły mi się oczy. Są siły w naszym organizmie, które my, lekarze medycyny uniwersyteckiej, nie do końca doceniamy. Sok z malin to być może nawet więcej niż placebo, bo zawarte w nim salicylany mogą obniżać temperaturę. Z miodem jest jeszcze ciekawsza historia – niedawno w renomowanym piśmie porównano efekt przeciwkaszlowy powszechnie stosowanego leku, dekstrometorfanu, oraz miodu. Okazało się, że są niemal tak samo skuteczne! Ale należy pamiętać, że w większości osiągany efekt jest skutkiem placebo. Dlatego w uzasadnionych wypadkach powinniśmy sięgnąć po antybiotyk.
Wróćmy do antybiotyków – teoretycznie nie powinno się ich podawać chorym na infekcje wirusowe, bo te leki działają tylko na bakterie.
Jestem przekonany, że większość lekarzy jest dobrze wykształcona i wie, że nie ma sensu podawać antybiotyków w infekcjach wirusowych. Jednak niektórzy z nas mają nawyki z czasów, gdy całego zła upatrywano w bakteriach i atakowano je antybiotykami. Poza tym lekarz w gabinecie często widzi pacjenta po raz pierwszy i prawdopodobnie więcej go nie zobaczy. Więc boi się o jego los, nie wie do końca, co mu jest. Gdyby pacjent odwiedził go ponownie za kilka dni, to byłby czas na ewentualne przepisanie antybiotyku. A że lekarz nie ma takiej szansy, to czasami wypisuje antybiotyk od razu. Do tego dochodzi presja ze strony pacjentów, żeby go wypisać. Na szczęście takie sytuacje spotykam coraz rzadziej, głównie wśród starszych pacjentów.
Lepiej zapobiegać, niż leczyć. Jak uniknąć zarażenia, gdy wokół pełno chorych?
Unikajmy przeziębionych osób. Trzeba też często i dokładnie myć ręce i nie dotykać dłońmi twarzy, ust. Nie brać do ust długopisów czy ołówków. Jeśli jesteśmy chorzy, podczas kaszlu i kichania nie zakrywajmy ust dłonią. Bezpieczniejsze dla otoczenia jest kichanie w chusteczkę albo w rękaw w zgięciu łokcia. Ta praktyka przywędrowała do nas bodajże z USA i wydaje się, że działa. To truizm, ale ważne jest utrzymywanie układu odpornościowego w dobrej formie: wysypianie się, zróżnicowana dieta, ruch na świeżym powietrzu, spacery i spanie przy otwartym oknie.
Komu zaleca pan szczepienia?
Każdemu! Jestem orędownikiem szczepień. Organizm jest w stanie przyjąć bardzo dużą liczbę szczepionek, bo każda z nich angażuje niewielki ułamek naszej odporności. Przeciw grypie bezwzględnie powinni zaszczepić się ci, dla których choroba może być zabójcza: osoby starsze i pacjenci z chorobami układu oddechowego i krwionośnego. A także personel medyczny. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) radzi też szczepić dzieci między szóstym miesiącem a drugim rokiem życia. Amerykańska Akademia Pediatrii zaleciła szczepienie dzieci aż do pełnoletności.
Czy lekarze chorują częściej niż reszta ludzi?
Początkujący pediatra choruje często. Później odporność wzrasta i nie bierzemy zwolnień częściej niż inni. Zresztą nie ma co liczyć, że człowiek będzie cały czas zdrowy. To prawo natury: drobnoustroje doskonalą się, więc człowiek ma prawo być chory do sześciu razy w roku.
Dr nauk medycznych Wojciech Feleszko wykłada na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Jest pediatrą, kończy specjalizację z immunologii klinicznej. Pisze książki tłumaczące sekrety medycyny najmłodszym czytelnikom.
Więcej możesz przeczytać w 41/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.