Nie mamy żadnych wrogów – twierdzi ojciec półrocznej Madzi, która zniknęła w ubiegłym tygodniu w centrum Sosnowca. Ale im dłużej szuka się zaginionego dziecka, tym więcej wrogów się dostrzega. Pierwszy z nich to czas.
Madzia znika z wózka 24 stycznia. Dochodzi godzina 18, centrum Sosnowca, dziewczynka jest z mamą na spacerze. Nagle kobieta traci przytomność (ktoś ją napadł, uderzył?). Gdy dochodzi do siebie, wózek jest pusty. – Nie mamy wrogów ani długów do spłacenia – mówi Bartłomiej Waśniewski, ojciec dziewczynki. Pierwsze bowiem, co wszystkim przychodzi na myśl, to porwanie. Jeśli nie dla okupu (rodzice dziecka nie są bogaci), to może z zemsty? Może za karę? Zaczyna się gorączka poszukiwań: trzeba przejść tymi samymi alejkami, którymi szła mama z dzieckiem, przetrząsnąć okoliczne bloki, piwnice. Mąci się wodę w pobliskiej rzece Czarna Przemsza. – Nie znamy motywu ani sprawcy. Przesłuchujemy świadków, ale nie posunęliśmy się ani o krok do przodu w wyjaśnieniu, kto to zrobił i w jakim celu – mówi „Wprost" prokurator Mirosław Miszuda, a gdy rozmawiamy, trwa już trzeci dzień poszukiwań. Mama dziecka w szoku, babcia w rozpaczy apeluje: Proszę nam oddać Madzię! Błagamy!
Więcej możesz przeczytać w 5/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.