Dobroduszny Shrek to ktoś, kogo dobrze znamy - jak jacka Kuronia czy Jurka Owsiaka Shrek to dziecko Williama Steiga. Po raz pierwszy pojawił się bowiem w niepozornej nowelce dla dzieci jego autorstwa. W książce jest wyjątkowo paskudny i chamski. Dość powiedzieć, że "nim nauczył się chodzić, pluł już żywym ogniem na sto metrów i potrafił puszczać dym z uszu". Zmarły w ubiegłym roku Steig (miał 95 lat), wieloletni współpracownik "New Yorkera", słynął z wyjątkowo zgryźliwego poczucia humoru. Tworzył przewrotne książeczki - niby dla dzieci, ale właściwie dla dorosłych. I nadzwyczaj paskudnie sam je ilustrował. "Myślę, że coś różni mnie od innych ludzi, z jakiegoś powodu nigdy nie poczułem się dorosły" - opowiadał Steig w jednym z wywiadów.
Steig wykorzystał legendy o Ograch, mieszkańcach Północy. Ogry były wysokie, piękne, obdarzone wielką mocą i mądrością. Służyły bogom, a bogowie je w zamian wspierali. Ogry zgubiła jednak pycha - wypowiedziały bogom posłuszeństwo, chcąc zająć ich miejsce. Bogowie ukarali je, odbierając im rozum i piękno. Ogry zaczęły być traktowane jak pariasi, których zatrudniano tylko przy prostych, męczących pracach. Wzdegradowanych Ograch pozostało jednak coś, co pociągało kobiety - wielka sprawność seksualna i witalność, niczym u słynnego Rasputina.
DOBRY ZŁY
Paskudna postać Shreka stworzona przez Steiga wzbudziła zachwyt Jeffreya Katzenberga, współzałożyciela wytwórni DreamWorks, która "Shreka" wyprodukowała. - W tej postaci zobaczyłem tak pojemnego bohatera, że obawiałem się, aby tylko nie przedobrzyć. Miał być zabawny i złośliwy, okropny i dobroduszny, uczynny i egoistyczny i miał gwarantować odpowiednią dawkę dydaktyzmu. Bo ten film ma pozytywne przesłanie: w każdym z nas jest cham, gbur, prostak i okrutnik, ale też ktoś czuły, szlachetny i dobry - mówi Jeffrey Katzenberg. Producenci "Shreka" z wytwórni DreamWorks to wielcy wizjonerzy kultury popularnej. DreamWorks stworzyli reżyser i producent ponad tuzina megahitów Steven Spielberg, założyciel wytwórni muzycznych Asylum i Geffen Records oraz producent słynnego musicalu "Koty" David Geffen, a także były szef Disneya Jeffrey Katzenberg. W ciągu dekady istnienia ich wytwórnia wyprodukował a m.in. "Szeregowca Ryana", "Piękny umysł", "Ring" i "Mrówkę Z". Gdy Katzenberg pracował jeszcze w wytwórni Disneya, był ojcem największego hitu w historii tradycyjnej animacji - filmu "Król Lew". Gdy odszedł od Disneya, za punkt honoru postawił sobie pokonanie dawnej firmy. Zresztą sam Disney skazywał Katzenberga na sukces, bo uparcie stawiał na widownię dziecięcą i młodzieżową kosztem starszych. Infantylizował swe fabuły, by były łatwo strawną papką dla milusińskich, podczas gdy współcześni malcy - dzieci epoki Internetu i gier komputerowych - uważali te filmy za zbyt dziecinne. Czułostkowość i patos tradycyjnych produkcji Disneya wywoływała u nich uśmiech politowania.
PSY WSZCZĘKACH
Jeffrey Katzenberg idealnie wyczuł i wykorzystał w pierwszym "Shreku" nastroje współczesnej młodej widowni, parodiując dziesiątki motywów i sytuacji, m.in. z filmów Disneya. W drugiej części filmu poszedł jeszcze dalej. Disney wycinał niektóre pomysły, tematy i problemy ze swych fabuł, by ich nie komplikować, nie zagęszczać. Twórcy "Shreka" zrobili odwrotnie: stworzyli dzieło wielopiętrowe, a równocześnie czytelne i wciągające na każdym z tych pięter. Jedynym twórcą w historii kultury popularnej, który robił to równie dobrze, był pisarz i scenarzysta komiksów René Goscinny, autor historyjek o Mikołajku i Asteriksie. Na "Shreku" świetnie się bawią dzieci, nie rozumiejące dorosłych żartów (bo jest równie dużo żartów dla nich). Bawią się ci, którzy nie rozpoznają dziesiątków aluzji kulturowych, bo mimo to oglądają świetną i dowcipną opowieść obyczajową. Ci zaś, którzy je rozpoznają, mają podczas seansu "Shreka 2" prawdziwą ucztę.
W "Shreku" można się doliczyć prawie setki aluzji, parodii i cytatów. Już otwierające film sceny z podróży poślubnej Shreka i Fiony zawierają ich kilkanaście. W jednej kilkusekundowej scence nowożeńcy całują się na plaży, na wzór bohaterów "Stąd do wieczności", potem fala zmywa Fionę i na jej miejsce przynosi Małą Syrenkę. Żona Shreka szybko jednak wraca, łapie piękność z konkurencyjnej wytwórni za ogon i rzuca ją w morze, gdzie natychmiast pojawiają się charakterystyczne rekinie płetwy ze "Szczęk". Mamy trzy filmowe odwołania w jednej scenie. Scenarzyści nie ograniczali się zresztą wyłącznie do żartów filmowych. Królestwo rodziców Fiony, Zasiedmiogórogród to parodia Ameryki. Łatwo można rozpoznać szyldy: Burger Prince to Burger King, Romeo Drive to Rodeo Drive, Gap Queen to Gap Kids, zaś Farbucks Coffee to Starbucks. Pogoń za bohaterami jest parodią słynnej policyjnej pogoni za O. J. Simpsonem (w 1994 r.).
Dziesiątki dialogów w "Shreku" to tzw. onelinery - zdania, które wzbudzają na widowni huragany śmiechu i błyskawicznie wchodzą do języka potocznego. Spora część popularności filmu w Polsce jest zasługą tłumacza Bartosza Wierzbięty, który często odważnie oddalał się od literalnego przekładu. Wierzbięta doprawił dialogi sporą liczbą czysto polskich żartów. W "Shreku 2" Osioł trawestuje piosenkę Kabaretu Starszych Panów i śpiewa "W czasie deszczu osły się nudzą". W knajpie "Pod zatrutym jabłkiem" wznoszony jest toast: "Na pohybel władzy" wyraźnie nawiązujący do "Psów" Pasikowskiego. Wierzbięta wkładał nawet dowcipy tam, gdzie w oryginale ich nie było. Kiedy Osioł mdleje, w oryginale mówi coś zdawkowego, natomiast w polskiej wersji pada cytat z "Seksmisji": "Ale dlaczego tu nie ma okien?". W scenie, w której Kot w Butach - niczym Zorro - wycina na drzewie literę "P" (Puss In Boots), Wierzbięta cytuje jedną z piosenek Natalki Kukulskiej - "Jam Puszek Okruszek".
GLOBALNA SHREKOMANIA
W oryginalnej wersji "Shreka" kot mówi głosem Antonio Banderasa, którego hollywoodzka kariera nabrała rozpędu po roli Zorro, zawadiaki wycinającego szpadą swój znak rozpoznawczy - literę "Z". W "Shreku" mamy żart i z filmu "Zorro", i z samego Banderasa. Podobnie jest w wypadku Fiony (Cameron Diaz). Jej miłością z młodości jest Sir Justin, tymczasem partnerem aktorki jest piosenkarz Justin Timberlake. Tego typu żarty są możliwe, bo głosy podkładają największe gwiazdy kina, rozpoznawalne dla widzów na całym świecie. - Zatrudniam gwiazdy do podkładania głosów, bo to po prostu najbardziej utalentowani aktorzy. A ja chcę w swych filmach mieć najlepszych - mówi Katzenberg.
W kolejnej produkcji DreamWorks Animation (specjalnie wydzielonej części wytwórni) - "Rybkach z ferajny" - usłyszymy głosy m.in. Roberta De Niro, Willa Smitha, Angeliny Jolie i Martina Scorsese. Katzenberg zapowiada produkcję przynajmniej trzech pełnometrażowych animacji rocznie, a wśród zapowiedzi jest już oczywiście trzecia i czwarta część "Shreka". Trudno się dziwić, że mając tak świetny i uniwersalny produkt jak "Shrek", szefowie DreamWorks uruchomili globalną shrekomanię. I zabrało im to znacznie mniej czasu, niż potrzebowała gwiezdna saga George'a Lucasa czy "Harry Potter". Na festiwalu w Cannes, gdzie "Shrek 2" znalazł się w konkursie, w charakterystycznych zielonych uszach chodziło praktycznie całe miasto. Teraz te uszy noszą fani na całym świecie. A obok tego mają książki, figurki, kubki, koszulki, gry komputerowe i dziesiątki gadżetów z zielonym Ogrem. Opatentowany, jedyny prawdziwy Shrek z pieczątką DreamWorks Animation spotyka się z młodymi widzami i znanymi osobistościami na całym świecie. Zanim odwiedził Polskę i prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, gościł na festiwalu w Cannes, a prosto z Warszawy poleciał na Tajwan. Oryginalny kostium wędruje niczym relikwia.
KINO CZTERECH POKOLEŃ
Zaledwie półtora miesiąca po premierze "Shrek" jest już na szóstym miejscu amerykańskiej listy przebojów kinowych wszechczasów. Pokonał nie tylko wszystkie kreskówki Disneya (z "Królem Lwem" i "Gdzie jest Nemo?" na czele), ale też tak głośne hity ostatnich lat, jak "Harry Potter", "Władca pierścieni" czy "Pasja". "Shrek" okazał się po prostu idealnym produktem dla współczesnego widza. Tak jak idealnie trafiły w swój czas obrazy "Przeminęło z wiatrem" (1939), "Gwiezdne wojny" (1977), "E.T." (1982) czy "Titanic" (1997). Dziś typowe dla Shreka skrzyżowanie ironicznego humoru oraz ciepła i serdeczności ukrytych pod pancerzem gburowatości jest tym, czego pragną cztery pokolenia chodzące do kina - od sześcio- po osiemdziesięciolatków. W "Shreku" humor nie przyćmiewa świetnie skonstruowanej, wiarygodnej psychologicznie opowieści obyczajowej (o wizycie u teściów). Baśniowość postaci jest zrównoważona ich nadzwyczaj ludzkimi cechami czy wręcz ułomnościami charakteru. Z kolei technika tylko uczłowiecza bohaterów, czyniąc ich wielkimi indywidualnościami. Na podstawie obserwacji żywych modeli i analizy anatomicznej graficy stworzyli tzw. shapers, czyli bardzo bogate zestawy ruchów mięśni twarzy, grymasów czy min. Wprzeciwieństwie do bohaterów Disneya postaci ze "Shreka" grają przede wszystkim twarzami. Fabuła filmu to połączenie komedii romantycznej, obyczajowego filmu psychologicznego i farsy. Shrek musi nie tylko odbyć kilka pogoni i pojedynków, ale również odbudować swoją psychikę, zaakceptować siebie, odzyskać zaufanie ukochanej, a także przełamać podziały klasowe i rasowe. Nie bez przyczyny Fiona ze łzami w oczach wypowiada znane z "Bridget Jones" zdanie: "Shrek kocha mnie taką, jaką jestem". Dobroduszny Shrek to ktoś, kogo dobrze znamy. Czyż nie przypomina nam on zmarłego niedawno Jacka Kuronia - człowieka o wielkim sercu, kompletnie nie dbającego o konwenanse? Czy zapał Shreka do pomagania innym nie przywodzi na myśl Jurka Owsiaka i jego Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy? Czyż wcieleniem Shreka nie jest Józef Oleksy sprawiający wrażenie dziecka o gołębim sercu i wielkim ładunku dobroduszności?
DOBRY ZŁY
Paskudna postać Shreka stworzona przez Steiga wzbudziła zachwyt Jeffreya Katzenberga, współzałożyciela wytwórni DreamWorks, która "Shreka" wyprodukowała. - W tej postaci zobaczyłem tak pojemnego bohatera, że obawiałem się, aby tylko nie przedobrzyć. Miał być zabawny i złośliwy, okropny i dobroduszny, uczynny i egoistyczny i miał gwarantować odpowiednią dawkę dydaktyzmu. Bo ten film ma pozytywne przesłanie: w każdym z nas jest cham, gbur, prostak i okrutnik, ale też ktoś czuły, szlachetny i dobry - mówi Jeffrey Katzenberg. Producenci "Shreka" z wytwórni DreamWorks to wielcy wizjonerzy kultury popularnej. DreamWorks stworzyli reżyser i producent ponad tuzina megahitów Steven Spielberg, założyciel wytwórni muzycznych Asylum i Geffen Records oraz producent słynnego musicalu "Koty" David Geffen, a także były szef Disneya Jeffrey Katzenberg. W ciągu dekady istnienia ich wytwórnia wyprodukował a m.in. "Szeregowca Ryana", "Piękny umysł", "Ring" i "Mrówkę Z". Gdy Katzenberg pracował jeszcze w wytwórni Disneya, był ojcem największego hitu w historii tradycyjnej animacji - filmu "Król Lew". Gdy odszedł od Disneya, za punkt honoru postawił sobie pokonanie dawnej firmy. Zresztą sam Disney skazywał Katzenberga na sukces, bo uparcie stawiał na widownię dziecięcą i młodzieżową kosztem starszych. Infantylizował swe fabuły, by były łatwo strawną papką dla milusińskich, podczas gdy współcześni malcy - dzieci epoki Internetu i gier komputerowych - uważali te filmy za zbyt dziecinne. Czułostkowość i patos tradycyjnych produkcji Disneya wywoływała u nich uśmiech politowania.
PSY WSZCZĘKACH
Jeffrey Katzenberg idealnie wyczuł i wykorzystał w pierwszym "Shreku" nastroje współczesnej młodej widowni, parodiując dziesiątki motywów i sytuacji, m.in. z filmów Disneya. W drugiej części filmu poszedł jeszcze dalej. Disney wycinał niektóre pomysły, tematy i problemy ze swych fabuł, by ich nie komplikować, nie zagęszczać. Twórcy "Shreka" zrobili odwrotnie: stworzyli dzieło wielopiętrowe, a równocześnie czytelne i wciągające na każdym z tych pięter. Jedynym twórcą w historii kultury popularnej, który robił to równie dobrze, był pisarz i scenarzysta komiksów René Goscinny, autor historyjek o Mikołajku i Asteriksie. Na "Shreku" świetnie się bawią dzieci, nie rozumiejące dorosłych żartów (bo jest równie dużo żartów dla nich). Bawią się ci, którzy nie rozpoznają dziesiątków aluzji kulturowych, bo mimo to oglądają świetną i dowcipną opowieść obyczajową. Ci zaś, którzy je rozpoznają, mają podczas seansu "Shreka 2" prawdziwą ucztę.
W "Shreku" można się doliczyć prawie setki aluzji, parodii i cytatów. Już otwierające film sceny z podróży poślubnej Shreka i Fiony zawierają ich kilkanaście. W jednej kilkusekundowej scence nowożeńcy całują się na plaży, na wzór bohaterów "Stąd do wieczności", potem fala zmywa Fionę i na jej miejsce przynosi Małą Syrenkę. Żona Shreka szybko jednak wraca, łapie piękność z konkurencyjnej wytwórni za ogon i rzuca ją w morze, gdzie natychmiast pojawiają się charakterystyczne rekinie płetwy ze "Szczęk". Mamy trzy filmowe odwołania w jednej scenie. Scenarzyści nie ograniczali się zresztą wyłącznie do żartów filmowych. Królestwo rodziców Fiony, Zasiedmiogórogród to parodia Ameryki. Łatwo można rozpoznać szyldy: Burger Prince to Burger King, Romeo Drive to Rodeo Drive, Gap Queen to Gap Kids, zaś Farbucks Coffee to Starbucks. Pogoń za bohaterami jest parodią słynnej policyjnej pogoni za O. J. Simpsonem (w 1994 r.).
Dziesiątki dialogów w "Shreku" to tzw. onelinery - zdania, które wzbudzają na widowni huragany śmiechu i błyskawicznie wchodzą do języka potocznego. Spora część popularności filmu w Polsce jest zasługą tłumacza Bartosza Wierzbięty, który często odważnie oddalał się od literalnego przekładu. Wierzbięta doprawił dialogi sporą liczbą czysto polskich żartów. W "Shreku 2" Osioł trawestuje piosenkę Kabaretu Starszych Panów i śpiewa "W czasie deszczu osły się nudzą". W knajpie "Pod zatrutym jabłkiem" wznoszony jest toast: "Na pohybel władzy" wyraźnie nawiązujący do "Psów" Pasikowskiego. Wierzbięta wkładał nawet dowcipy tam, gdzie w oryginale ich nie było. Kiedy Osioł mdleje, w oryginale mówi coś zdawkowego, natomiast w polskiej wersji pada cytat z "Seksmisji": "Ale dlaczego tu nie ma okien?". W scenie, w której Kot w Butach - niczym Zorro - wycina na drzewie literę "P" (Puss In Boots), Wierzbięta cytuje jedną z piosenek Natalki Kukulskiej - "Jam Puszek Okruszek".
GLOBALNA SHREKOMANIA
W oryginalnej wersji "Shreka" kot mówi głosem Antonio Banderasa, którego hollywoodzka kariera nabrała rozpędu po roli Zorro, zawadiaki wycinającego szpadą swój znak rozpoznawczy - literę "Z". W "Shreku" mamy żart i z filmu "Zorro", i z samego Banderasa. Podobnie jest w wypadku Fiony (Cameron Diaz). Jej miłością z młodości jest Sir Justin, tymczasem partnerem aktorki jest piosenkarz Justin Timberlake. Tego typu żarty są możliwe, bo głosy podkładają największe gwiazdy kina, rozpoznawalne dla widzów na całym świecie. - Zatrudniam gwiazdy do podkładania głosów, bo to po prostu najbardziej utalentowani aktorzy. A ja chcę w swych filmach mieć najlepszych - mówi Katzenberg.
W kolejnej produkcji DreamWorks Animation (specjalnie wydzielonej części wytwórni) - "Rybkach z ferajny" - usłyszymy głosy m.in. Roberta De Niro, Willa Smitha, Angeliny Jolie i Martina Scorsese. Katzenberg zapowiada produkcję przynajmniej trzech pełnometrażowych animacji rocznie, a wśród zapowiedzi jest już oczywiście trzecia i czwarta część "Shreka". Trudno się dziwić, że mając tak świetny i uniwersalny produkt jak "Shrek", szefowie DreamWorks uruchomili globalną shrekomanię. I zabrało im to znacznie mniej czasu, niż potrzebowała gwiezdna saga George'a Lucasa czy "Harry Potter". Na festiwalu w Cannes, gdzie "Shrek 2" znalazł się w konkursie, w charakterystycznych zielonych uszach chodziło praktycznie całe miasto. Teraz te uszy noszą fani na całym świecie. A obok tego mają książki, figurki, kubki, koszulki, gry komputerowe i dziesiątki gadżetów z zielonym Ogrem. Opatentowany, jedyny prawdziwy Shrek z pieczątką DreamWorks Animation spotyka się z młodymi widzami i znanymi osobistościami na całym świecie. Zanim odwiedził Polskę i prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, gościł na festiwalu w Cannes, a prosto z Warszawy poleciał na Tajwan. Oryginalny kostium wędruje niczym relikwia.
KINO CZTERECH POKOLEŃ
Zaledwie półtora miesiąca po premierze "Shrek" jest już na szóstym miejscu amerykańskiej listy przebojów kinowych wszechczasów. Pokonał nie tylko wszystkie kreskówki Disneya (z "Królem Lwem" i "Gdzie jest Nemo?" na czele), ale też tak głośne hity ostatnich lat, jak "Harry Potter", "Władca pierścieni" czy "Pasja". "Shrek" okazał się po prostu idealnym produktem dla współczesnego widza. Tak jak idealnie trafiły w swój czas obrazy "Przeminęło z wiatrem" (1939), "Gwiezdne wojny" (1977), "E.T." (1982) czy "Titanic" (1997). Dziś typowe dla Shreka skrzyżowanie ironicznego humoru oraz ciepła i serdeczności ukrytych pod pancerzem gburowatości jest tym, czego pragną cztery pokolenia chodzące do kina - od sześcio- po osiemdziesięciolatków. W "Shreku" humor nie przyćmiewa świetnie skonstruowanej, wiarygodnej psychologicznie opowieści obyczajowej (o wizycie u teściów). Baśniowość postaci jest zrównoważona ich nadzwyczaj ludzkimi cechami czy wręcz ułomnościami charakteru. Z kolei technika tylko uczłowiecza bohaterów, czyniąc ich wielkimi indywidualnościami. Na podstawie obserwacji żywych modeli i analizy anatomicznej graficy stworzyli tzw. shapers, czyli bardzo bogate zestawy ruchów mięśni twarzy, grymasów czy min. Wprzeciwieństwie do bohaterów Disneya postaci ze "Shreka" grają przede wszystkim twarzami. Fabuła filmu to połączenie komedii romantycznej, obyczajowego filmu psychologicznego i farsy. Shrek musi nie tylko odbyć kilka pogoni i pojedynków, ale również odbudować swoją psychikę, zaakceptować siebie, odzyskać zaufanie ukochanej, a także przełamać podziały klasowe i rasowe. Nie bez przyczyny Fiona ze łzami w oczach wypowiada znane z "Bridget Jones" zdanie: "Shrek kocha mnie taką, jaką jestem". Dobroduszny Shrek to ktoś, kogo dobrze znamy. Czyż nie przypomina nam on zmarłego niedawno Jacka Kuronia - człowieka o wielkim sercu, kompletnie nie dbającego o konwenanse? Czy zapał Shreka do pomagania innym nie przywodzi na myśl Jurka Owsiaka i jego Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy? Czyż wcieleniem Shreka nie jest Józef Oleksy sprawiający wrażenie dziecka o gołębim sercu i wielkim ładunku dobroduszności?
Więcej możesz przeczytać w 27/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.