Sukces Anglosasów w świecie mody zbudowano na wielokulturowości Londynu i Nowego Jorku Londyn, który wykształcił projektantów tej miary, co John Galliano, Aleksander McQueen czy Stella McCartney, nie może być cieniem Paryża. Wświecie mody tę prawdę uświadomiono sobie już w połowie lat 90. XX wieku, by pod ich koniec uczynić brytyjską metropolię światowym centrum mody. Londyński Tydzień Mody stał się na tyle słynną imprezą, że od kilku lat nie mogą jej ignorować najważniejsze amerykańskie pisma branżowe. Sukces Londynu wzmocnił pozycję Nowego Jorku, bo tamtejsi kreatorzy często pracują w stolicy Wielkiej Brytanii bądź tam zaczynają swoją karierę (na przykład Donna Karan, Kate Spade, Michael Kors, Tommy Hilfiger czy Ralph Lauren). Pozycja Londynu jako światowego centrum mody ma swoje ekonomiczne uzasadnienie: miejscowe firmy eksportują więcej odzieży niż innych artykułów razem wziętych. Siła Londynu i Nowego Jorku bierze się także ze swoistego pluralizmu socjologiczno-kulturowego. Do niedawna zdecydowaną większość liczących się na świecie projektantów stanowili biali mężczyźni. Tymczasem wielcy londyńscy i nowojorscy krawcy wywodzą się z różnych kultur i grup społecznych: od Japonii przez Pakistan i Maroko po Brazylię.
ODRAŻAJĄCA VIVIENNE WESTWOOD
Wyczuwając rosnącą przewagę kolegów z Londynu i Nowego Jorku, paryscy projektanci szydzili, że do głosu doszli dyletanci i tani prowokatorzy, nie mający nic wspólnego z prawdziwą sztuką. Było akurat odwrotnie: to paryska moda stawała się coraz bardziej akademicka i niewrażliwa na nowe trendy. Rynku nie dało się jednak oszukać. I choć projekty Vivienne Westwood uważano nad Sekwaną za odrażające, nie nadające się do noszenia i niepotrzebnie odwołujące się do francuskiego baroku, to ona odniosła sukces. O Aleksandrze McQueenie w Paryżu mówiono dosłownie, że jest "projektantem do dupy". Miała to być aluzja do zaprojektowanych przez niego spodni bomster odsłaniających linię pośladków. Zniecierpliwieni tymi połajankami projektanci z Londynu i Nowego Jorku przypominali, że to paryska moda była i jest wtórna. Przecież Coco Chanel zrobiła karierę, przerabiając na kobiece stroje to, co znalazła w garderobie księcia Westminsteru. Aleksander McQueen, pytany o Givenchy'ego, uznawanego przez Francuzów niemal za Boga, odparł, że nie dostrzegł u niego cienia talentu. Z kolei John Galliano stwierdził złośliwie, że Francuzi tak się pozamykali w swoich studiach, że przestali dostrzegać rzeczywistość. Wkrótce Francuzi zaproponowali Galliano szefostwo domu mody Diora, a McQueenowi stanowisko dyrektora u Givenchy'ego. To przypieczętowało anglosaską dominację we współczesnym krawiectwie. Paryż wciąż żyje niegdysiejszą sławą Diora, Yvesa Saint Laurenta czy Pierre'a Cardina oraz pokazami haute couture. Tyle że ekskluzywne krawiectwo jest w odwrocie. W1946 r. w Paryżu działało 106 domów mody prezentujących haute couture, w połowie lat 60. - około 70, w 1997 r. już tylko 18, a obecnie 12. Paryskie domy mody zarabiają głównie na sprzedaży perfum - to aż 80 proc. ich dochodów.
MODA DLA MAS
Sukces anglosaskich projektantów polega głównie na nastawieniu na masowego odbiorcę. Aleksander McQueen stwierdził, że jeśli chce się być na topie, trzeba projektować ubiory, które będą chętnie nosili przeciętni ludzie z dwóch najważniejszych dla świata mody grup wiekowych - młodzież i osoby w wieku 35-45 lat. Już w 1959 r. londyńscy kreatorzy uznali młodego odbiorcę za głównego adresata ich oferty. Na takiego klienta nastawione jest kształcenie projektantów w słynnej St. Martin's School of Art, którą ukończył m.in. Arkadius. Obecnie Londyn jest też stolicą światowej awangardy w modzie. Hanna Gajos, redaktor naczelna magazynu "Rynek Mody", uważa, że brytyjska metropolia wygrywa, bo tam nikt nie krzywi się na widok projektów balansujących na granicy ekscentryzmu i absurdu. Nieprzypadkowo największe nazwiska brytyjskiej mody, na przykład Galliano czy McQueen, to synonimy ekstrawagancji. Nowy Jork nie jest tak ekstrawagancki jak Londyn - stawia przede wszystkim na tzw. modę casual, czyli stroje do codziennego noszenia. Twórcami casual są m.in. Donna Karan, Tommy Hilfiger, Ralph Lauren czy Karolina Herrera.
POTĘGA WIELOKULTUROWOŚCI
Sukces Anglosasów w świecie mody został zbudowany na wielokulturowości Londynu i Nowego Jorku. Karierę robią tam projektanci z Azji, Afryki czy Ameryki Południowej, którzy w Paryżu nie mieliby raczej szans. W Londynie nową gwiazdą jest Hussein Chalayan, uważany za konceptualistę w modzie. Dla znanej islandzkiej piosenkarki Björk zaprojektował on m.in. sukienkę ze specjalnego papieru tyvek, używanego do produkcji kopert. Projektanci o brytyjskich korzeniach odwołują się do innych kultur - Tracy Mulligan nawiązuje na przykład do wschodnich systemów filozoficznych, a Nigel Atkinson do kultury hinduskiej. Dla Atkinsona pracują bengalscy rzemieślnicy tworzący hafty czy naszywający na materiały lusterka i koraliki. Londyńscy i nowojorscy projektanci odwołują się też do tradycyjnego angielskiego krawiectwa rodem z Savile Row - ulicy na londyńskim West Endzie, gdzie do dziś swoje pracownie mają Welsh and Jeffries, Maurice Sewell czy Norton and Sons. Nawiązują także do projektów Thomasa Burberry'ego, który wypromował gabardynę jako materiał na płaszcze, oraz do mody punk i sztuki Andy'ego Warhola. Twórcy z Nowego Jorku coraz szerzej uwzględniają sposób ubierania się mieszkańców murzyńskich dzielnic tej metropolii. Nowojorska moda już w latach 50. lansowała nowe tendencje poprzez gwiazdy kultury pop - Marilyn Monroe, Jamesa Deana, Jackie Kennedy, a potem Madonnę czy Jennifer Lopez.
TRZY FRANCUSKIE REWOLUCJE
Imperia mody przemijają niczym imperia kolonialne. W XVI i XVII wieku w tej branży liczyli się Hiszpanie. Francuzi zaczęli dominować w czasach Franciszka I (zmarł w 1547 roku). Wtedy to na francuskim dworze gościło wielu cudzoziemców, którzy miejscowe nowinki przenosili do swoich krajów. Profesor Małgorzata Garda z Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi zauważa, że to Francuzi zrobili z mody przemysł. To oni stworzyli pierwsze czasopisma branżowe. Francuscy krawcy już w XVIII wieku rozsyłali po europejskich dworach swoje projekty. Trzykrotnie udało im się dokonać w modzie rewolucji. Na przełomie XIX i XX wieku w Paryżu stworzono luźniejsze stroje dla kobiet - zrezygnowano ze sztywnego kroju i poluzowano gorsety. Kolejnego przełomu dokonała Coco Chanel, która zdemokratyzowała modę. Trzecia rewolucja to dzieło Pierre'a Cardina, który jeszcze bardziej uprościł krój ubrań. W okresie międzywojennym oprócz Paryża w modzie liczyły się Berlin i Wiedeń. Stroje wiedeńskich krawców były popularne także wśród warszawskich elit towarzyskich. Wiedeń i Berlin straciły znaczenie pod koniec lat 30. Paryż po wojnie przedłużył swój status światowej stolicy mody nie tyle dzięki osiągnięciom w tej dziedzinie, ile dzięki zręcznemu marketingowi i odcinaniu kuponów od dawnych sukcesów. Tak naprawdę Londyn i Nowy Jork dominowały w świecie mody już w latach 60. i 70., tyle że kontynentalna Europa nie raczyła tego uznać. W latach 90. nie dało się już żyć mitami, a tym bardziej ukrywać realnej siły londyńskich i nowojorskich projektantów.
Wyczuwając rosnącą przewagę kolegów z Londynu i Nowego Jorku, paryscy projektanci szydzili, że do głosu doszli dyletanci i tani prowokatorzy, nie mający nic wspólnego z prawdziwą sztuką. Było akurat odwrotnie: to paryska moda stawała się coraz bardziej akademicka i niewrażliwa na nowe trendy. Rynku nie dało się jednak oszukać. I choć projekty Vivienne Westwood uważano nad Sekwaną za odrażające, nie nadające się do noszenia i niepotrzebnie odwołujące się do francuskiego baroku, to ona odniosła sukces. O Aleksandrze McQueenie w Paryżu mówiono dosłownie, że jest "projektantem do dupy". Miała to być aluzja do zaprojektowanych przez niego spodni bomster odsłaniających linię pośladków. Zniecierpliwieni tymi połajankami projektanci z Londynu i Nowego Jorku przypominali, że to paryska moda była i jest wtórna. Przecież Coco Chanel zrobiła karierę, przerabiając na kobiece stroje to, co znalazła w garderobie księcia Westminsteru. Aleksander McQueen, pytany o Givenchy'ego, uznawanego przez Francuzów niemal za Boga, odparł, że nie dostrzegł u niego cienia talentu. Z kolei John Galliano stwierdził złośliwie, że Francuzi tak się pozamykali w swoich studiach, że przestali dostrzegać rzeczywistość. Wkrótce Francuzi zaproponowali Galliano szefostwo domu mody Diora, a McQueenowi stanowisko dyrektora u Givenchy'ego. To przypieczętowało anglosaską dominację we współczesnym krawiectwie. Paryż wciąż żyje niegdysiejszą sławą Diora, Yvesa Saint Laurenta czy Pierre'a Cardina oraz pokazami haute couture. Tyle że ekskluzywne krawiectwo jest w odwrocie. W1946 r. w Paryżu działało 106 domów mody prezentujących haute couture, w połowie lat 60. - około 70, w 1997 r. już tylko 18, a obecnie 12. Paryskie domy mody zarabiają głównie na sprzedaży perfum - to aż 80 proc. ich dochodów.
MODA DLA MAS
Sukces anglosaskich projektantów polega głównie na nastawieniu na masowego odbiorcę. Aleksander McQueen stwierdził, że jeśli chce się być na topie, trzeba projektować ubiory, które będą chętnie nosili przeciętni ludzie z dwóch najważniejszych dla świata mody grup wiekowych - młodzież i osoby w wieku 35-45 lat. Już w 1959 r. londyńscy kreatorzy uznali młodego odbiorcę za głównego adresata ich oferty. Na takiego klienta nastawione jest kształcenie projektantów w słynnej St. Martin's School of Art, którą ukończył m.in. Arkadius. Obecnie Londyn jest też stolicą światowej awangardy w modzie. Hanna Gajos, redaktor naczelna magazynu "Rynek Mody", uważa, że brytyjska metropolia wygrywa, bo tam nikt nie krzywi się na widok projektów balansujących na granicy ekscentryzmu i absurdu. Nieprzypadkowo największe nazwiska brytyjskiej mody, na przykład Galliano czy McQueen, to synonimy ekstrawagancji. Nowy Jork nie jest tak ekstrawagancki jak Londyn - stawia przede wszystkim na tzw. modę casual, czyli stroje do codziennego noszenia. Twórcami casual są m.in. Donna Karan, Tommy Hilfiger, Ralph Lauren czy Karolina Herrera.
POTĘGA WIELOKULTUROWOŚCI
Sukces Anglosasów w świecie mody został zbudowany na wielokulturowości Londynu i Nowego Jorku. Karierę robią tam projektanci z Azji, Afryki czy Ameryki Południowej, którzy w Paryżu nie mieliby raczej szans. W Londynie nową gwiazdą jest Hussein Chalayan, uważany za konceptualistę w modzie. Dla znanej islandzkiej piosenkarki Björk zaprojektował on m.in. sukienkę ze specjalnego papieru tyvek, używanego do produkcji kopert. Projektanci o brytyjskich korzeniach odwołują się do innych kultur - Tracy Mulligan nawiązuje na przykład do wschodnich systemów filozoficznych, a Nigel Atkinson do kultury hinduskiej. Dla Atkinsona pracują bengalscy rzemieślnicy tworzący hafty czy naszywający na materiały lusterka i koraliki. Londyńscy i nowojorscy projektanci odwołują się też do tradycyjnego angielskiego krawiectwa rodem z Savile Row - ulicy na londyńskim West Endzie, gdzie do dziś swoje pracownie mają Welsh and Jeffries, Maurice Sewell czy Norton and Sons. Nawiązują także do projektów Thomasa Burberry'ego, który wypromował gabardynę jako materiał na płaszcze, oraz do mody punk i sztuki Andy'ego Warhola. Twórcy z Nowego Jorku coraz szerzej uwzględniają sposób ubierania się mieszkańców murzyńskich dzielnic tej metropolii. Nowojorska moda już w latach 50. lansowała nowe tendencje poprzez gwiazdy kultury pop - Marilyn Monroe, Jamesa Deana, Jackie Kennedy, a potem Madonnę czy Jennifer Lopez.
TRZY FRANCUSKIE REWOLUCJE
Imperia mody przemijają niczym imperia kolonialne. W XVI i XVII wieku w tej branży liczyli się Hiszpanie. Francuzi zaczęli dominować w czasach Franciszka I (zmarł w 1547 roku). Wtedy to na francuskim dworze gościło wielu cudzoziemców, którzy miejscowe nowinki przenosili do swoich krajów. Profesor Małgorzata Garda z Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi zauważa, że to Francuzi zrobili z mody przemysł. To oni stworzyli pierwsze czasopisma branżowe. Francuscy krawcy już w XVIII wieku rozsyłali po europejskich dworach swoje projekty. Trzykrotnie udało im się dokonać w modzie rewolucji. Na przełomie XIX i XX wieku w Paryżu stworzono luźniejsze stroje dla kobiet - zrezygnowano ze sztywnego kroju i poluzowano gorsety. Kolejnego przełomu dokonała Coco Chanel, która zdemokratyzowała modę. Trzecia rewolucja to dzieło Pierre'a Cardina, który jeszcze bardziej uprościł krój ubrań. W okresie międzywojennym oprócz Paryża w modzie liczyły się Berlin i Wiedeń. Stroje wiedeńskich krawców były popularne także wśród warszawskich elit towarzyskich. Wiedeń i Berlin straciły znaczenie pod koniec lat 30. Paryż po wojnie przedłużył swój status światowej stolicy mody nie tyle dzięki osiągnięciom w tej dziedzinie, ile dzięki zręcznemu marketingowi i odcinaniu kuponów od dawnych sukcesów. Tak naprawdę Londyn i Nowy Jork dominowały w świecie mody już w latach 60. i 70., tyle że kontynentalna Europa nie raczyła tego uznać. W latach 90. nie dało się już żyć mitami, a tym bardziej ukrywać realnej siły londyńskich i nowojorskich projektantów.
Więcej możesz przeczytać w 27/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.