Jak były prezydent USA zarobił na nostalgii Nie miałem romansu z tą kobietą, Miss Lewinsky - tak brzmi bodaj najsłynniejsza wypowiedź Billa Clintona, byłego prezydenta USA. "To chyba najbardziej lapidarny opis beztroskiej, bogatej Ameryki, która nie musiała mieć na głowie całego świata" - komentuje Henry Abraham, socjolog z Nowego Jorku. Być może dlatego książka Clintona "Moje życie" wydaje się skazana na sukces. Wartość jej przedsprzedaży internetowej sięgnęła 2 mln dolarów. W Nowym Jorku fani byłego prezydenta ustawili się w kolejce przed największą księgarnią sieci Barnes & Noble już kilkanaście godzin przed jej otwarciem. Inni czekali poprzedniego dnia aż do północy, kiedy kilka sklepów w Nowym Jorku, Waszyngtonie oraz w Little Rock w Arkansas, rodzinnym mieście Clintona, rozpoczęło sprzedaż pamiętników.
CLINTONISTA - CZŁOWIEK SUKCESU
Mimo że poprzedzająca premierę opasłego dzieła (957 stron) recenzja w prestiżowym przeglądzie literackim "The New York Timesa" okazała się raczej krytyczna, "Moje życie" sprzedaje się tak dobrze jak historie o Harrym Potterze. Już nazajutrz po premierze książki wydawnictwo podjęło decyzję o dodruku (pierwszy nakład wyniósł 2,3 mln egzemplarzy!).
Istotnym elementem tego sukcesu jest znakomicie przygotowana kampania marketingowa. Umiejętnie rozplanowane przecieki do prasy, przypuszczenia na temat sekretów gabinetu i alkowy podgrzewały atmosferę. Ani reklamowy nalot dywanowy, ani nawet oczekiwanie na publiczną spowiedź Clintona w sprawie skandalu z Monicą Lewinsky nie tłumaczą jednak tak spektakularnego powodzenia pamiętników. - Amerykanów ogarnęła tęsknota za złotym wiekiem - mówi Joe Black, republikanin z Chicago. - Za czasem, kiedy czuli się bezpieczni, mieli za sobą zimną wojnę, atak na Stany Zjednoczone na ich terytorium był nie do wyobrażenia, a gospodarka kwitła, ciągnięta przez boom dotcomów i hossę na rynku kapitałowym. I chociaż prezydenci ani nie ponoszą całkowitej winy za zastoje gospodarcze, ani nie mogą sobie przypisać wszystkich sukcesów (więcej w tej sprawie mają do powiedzenia Kongres i Alan Greenspan), to osiem lat prezydentury Clintona kojarzy się z rozwojem gospodarczym, spadkiem bezrobocia i sukcesami pokolenia yuppie, które robiło fortuny na Wall Street i w Dolinie Krzemowej.
Zapowiedź ożywienia gospodarczego pojawiła się już w ostatnich miesiącach prezydentury Busha seniora, ale nie można odmówić administracji Clintona ogromnej dyscypliny fiskalnej. "Nowi demokraci" Clintona - tak jak New Labour Blaira - okazali się formacją przyjazną dla wolnego rynku. Clinton przesunął Partię Demokratyczną wkierunku umiarkowanego centrum tak dalece, że przed wyborami w 2000 r. prasa zastanawiała się, jakie są właściwie różnice - jeśli w ogóle są - w ekonomicznych programach kandydatów demokratów i republikanów: GoreŐa i Busha. Wyrazista osobowość polityczna Clintona do tego stopnia określiła kryteria sukcesu w obrębie umiarkowanego, prorynkowego centrum, że tygodnik "The Economist" napisał w 2000 r., komentując początek kampanii wyborczej: "Teraz każdy polityk, który osiąga sukces, jest clintonistą".
MIT SELF-MADE MANA
Odchodząc z Białego Domu po dwóch kadencjach,Clinton miał niespotykanie wysokie poparcie - ponad 60 proc. respondentów uważało, że "kraj i gospodarka są na właściwych torach". Przez niespełna cztery lata po odejściu prezydenta, którego koniec upłynął w niesławie romansu ze stażystką, wydarzyło się tak wiele, że Ameryka wspomina ten czas wręcz z rozrzewnieniem.
- Czym są jego kłamstwa w sprawie romansu wobec faktu, że w Iraku nie znaleziono broni masowego rażenia ani dowodów na współpracę Saddama z Al-Kaidą? - pyta Margaret O'Brian, demokratka z Nowego Jorku. Wydawanie opasłych wspomnień polityka w sezonie plażowym byłoby w innym kontekście wydawniczą aberracją, ale w tym wypadku do popularności książki może się przyczynić między innymi narastająca fala nieufności związanej z "kwestią iracką".
Paradoksalnie, nawet narodowa żałoba po śmierci Ronalda Reagana mogła ożywić zainteresowanie wspomnieniami Clintona. W zbiorowej wyobraźni Amerykanów obu prezydentów łączyło coś ważnego. Obaj personifikowali mit self-made mana, człowieka spoza układów, spoza arystokratycznych kręgów Nowej Anglii i politycznych kamaryli Waszyngtonu. Clinton i Reagan byli ucieleśnieniem snu amerykańskiej demokracji. "Clinton był niezwykle inteligentny. Jego styl pracy bywał chaotyczny i męczący, a skłonność do ČmikrozarządzaniaÇ powodował a opóźnienia, ale miał charyzmę" - mówi wysoka urzędniczka Departamentu Stanu. Wielu Amerykanów tęskni za optymistyczną, wyrazistą postacią byłego prezydenta, przy której obecny kandydat demokratów wydaje się nudny i ponury. Ameryka straciła fundamentalne poczucie bezpieczeństwa. Prawie połowa społeczeństwa przeżywa kryzys zaufania do aktualnej administracji i jest znużona wojną w Iraku. Manifestują więc swą tęsknotę za czasami Clintona - za poczuciem, że "dobrze jest być Amerykaninem", które przywrócił m Reagan, ale kojarzone jest również z erą Clintona. Za złotymi czasami.
RADIOAKTYWNY MATERIAŁ
Po co prezydentowi publiczna spowiedź, zwłaszcza opublikowana rok po książce jego żony? Zapewne po to, żeby - jak skomentował a prasa - "oddać swój wizerunek do czyszczenia". Być może również jest to element kampanii Hillary Clinton, która może wystartować w następnych wyborach prezydenckich. Nie sposób też wykluczyć tej samej motywacji, która skłoniła eks-prezydenta Ulyssesa Granta do napisania najsłynniejszych pamiętników poświęconych wojnie secesyjnej. Grant był tyleż świetnym dowódcą unionistów, ile kiepskim biznesmenem.
Pod koniec życia zubożały i chory na raka Grant postanowił opisać swoje losy jako generała Unii. Rodzina Clintonów do niedawna borykała się z długami wobec firm prawniczych, które reprezentowały prezydenta w procesie o impeachment. 8 mln dolarów zaliczki za książkę Hillary
Rodham Clinton i 10 mln dolarów zaliczki dla jej męża zapewne pozwoli spłacić te długi. Oile jednak pamiętniki Granta przeszły do historii literatury, o tyle kazus Clintona przejdzie raczej do historii lukratywnych kontraktów wydawniczych. Tak się osobliwie składa, że publikacja pamiętników Clintona jest raczej niefortunna dla demokratów. Prasa plotkowała nawet, że prominentni demokraci namawiali byłegoprezydenta do opóźnienia planów wydawniczych. I tylko w pewnym stopniu można to tłumaczyć obawą, że autorskie tournée Clintona odciągnie uwagę od kampanii Johna Kerry'ego. Dla demokratów Clinton jest wciąż "materiałem radioaktywnym", którego promieniowanie może dodać energii Kerry'emu, ale może też zniszczyć jego kampanię. Głosy Amerykanów są podzielone, dla wielu wyborców szum wokół książki może być przypomnieniem o skandalach związanych z Clintonem. Oficjalnie senator Kerry powiedział, że "zalicza książkę Clintona do aktywów kampanii", ale było to tak powściągliwe, że wyglądał o na manewr w stylu Ala Gore'a, który w kampanii wyborczej w 2000 r. starał się odciąć od niesławnej pamięci swego byłego szefa. Publikacja książki może się okazać dla Kerry'ego kłopotliwa: zamiast dodać demokratom wigoru, może wskazać - prawem kontrastu - na słabości wizerunku senatora i na to, że brakuje mu charyzmy.
Mimo że poprzedzająca premierę opasłego dzieła (957 stron) recenzja w prestiżowym przeglądzie literackim "The New York Timesa" okazała się raczej krytyczna, "Moje życie" sprzedaje się tak dobrze jak historie o Harrym Potterze. Już nazajutrz po premierze książki wydawnictwo podjęło decyzję o dodruku (pierwszy nakład wyniósł 2,3 mln egzemplarzy!).
Istotnym elementem tego sukcesu jest znakomicie przygotowana kampania marketingowa. Umiejętnie rozplanowane przecieki do prasy, przypuszczenia na temat sekretów gabinetu i alkowy podgrzewały atmosferę. Ani reklamowy nalot dywanowy, ani nawet oczekiwanie na publiczną spowiedź Clintona w sprawie skandalu z Monicą Lewinsky nie tłumaczą jednak tak spektakularnego powodzenia pamiętników. - Amerykanów ogarnęła tęsknota za złotym wiekiem - mówi Joe Black, republikanin z Chicago. - Za czasem, kiedy czuli się bezpieczni, mieli za sobą zimną wojnę, atak na Stany Zjednoczone na ich terytorium był nie do wyobrażenia, a gospodarka kwitła, ciągnięta przez boom dotcomów i hossę na rynku kapitałowym. I chociaż prezydenci ani nie ponoszą całkowitej winy za zastoje gospodarcze, ani nie mogą sobie przypisać wszystkich sukcesów (więcej w tej sprawie mają do powiedzenia Kongres i Alan Greenspan), to osiem lat prezydentury Clintona kojarzy się z rozwojem gospodarczym, spadkiem bezrobocia i sukcesami pokolenia yuppie, które robiło fortuny na Wall Street i w Dolinie Krzemowej.
Zapowiedź ożywienia gospodarczego pojawiła się już w ostatnich miesiącach prezydentury Busha seniora, ale nie można odmówić administracji Clintona ogromnej dyscypliny fiskalnej. "Nowi demokraci" Clintona - tak jak New Labour Blaira - okazali się formacją przyjazną dla wolnego rynku. Clinton przesunął Partię Demokratyczną wkierunku umiarkowanego centrum tak dalece, że przed wyborami w 2000 r. prasa zastanawiała się, jakie są właściwie różnice - jeśli w ogóle są - w ekonomicznych programach kandydatów demokratów i republikanów: GoreŐa i Busha. Wyrazista osobowość polityczna Clintona do tego stopnia określiła kryteria sukcesu w obrębie umiarkowanego, prorynkowego centrum, że tygodnik "The Economist" napisał w 2000 r., komentując początek kampanii wyborczej: "Teraz każdy polityk, który osiąga sukces, jest clintonistą".
MIT SELF-MADE MANA
Odchodząc z Białego Domu po dwóch kadencjach,Clinton miał niespotykanie wysokie poparcie - ponad 60 proc. respondentów uważało, że "kraj i gospodarka są na właściwych torach". Przez niespełna cztery lata po odejściu prezydenta, którego koniec upłynął w niesławie romansu ze stażystką, wydarzyło się tak wiele, że Ameryka wspomina ten czas wręcz z rozrzewnieniem.
- Czym są jego kłamstwa w sprawie romansu wobec faktu, że w Iraku nie znaleziono broni masowego rażenia ani dowodów na współpracę Saddama z Al-Kaidą? - pyta Margaret O'Brian, demokratka z Nowego Jorku. Wydawanie opasłych wspomnień polityka w sezonie plażowym byłoby w innym kontekście wydawniczą aberracją, ale w tym wypadku do popularności książki może się przyczynić między innymi narastająca fala nieufności związanej z "kwestią iracką".
Paradoksalnie, nawet narodowa żałoba po śmierci Ronalda Reagana mogła ożywić zainteresowanie wspomnieniami Clintona. W zbiorowej wyobraźni Amerykanów obu prezydentów łączyło coś ważnego. Obaj personifikowali mit self-made mana, człowieka spoza układów, spoza arystokratycznych kręgów Nowej Anglii i politycznych kamaryli Waszyngtonu. Clinton i Reagan byli ucieleśnieniem snu amerykańskiej demokracji. "Clinton był niezwykle inteligentny. Jego styl pracy bywał chaotyczny i męczący, a skłonność do ČmikrozarządzaniaÇ powodował a opóźnienia, ale miał charyzmę" - mówi wysoka urzędniczka Departamentu Stanu. Wielu Amerykanów tęskni za optymistyczną, wyrazistą postacią byłego prezydenta, przy której obecny kandydat demokratów wydaje się nudny i ponury. Ameryka straciła fundamentalne poczucie bezpieczeństwa. Prawie połowa społeczeństwa przeżywa kryzys zaufania do aktualnej administracji i jest znużona wojną w Iraku. Manifestują więc swą tęsknotę za czasami Clintona - za poczuciem, że "dobrze jest być Amerykaninem", które przywrócił m Reagan, ale kojarzone jest również z erą Clintona. Za złotymi czasami.
RADIOAKTYWNY MATERIAŁ
Po co prezydentowi publiczna spowiedź, zwłaszcza opublikowana rok po książce jego żony? Zapewne po to, żeby - jak skomentował a prasa - "oddać swój wizerunek do czyszczenia". Być może również jest to element kampanii Hillary Clinton, która może wystartować w następnych wyborach prezydenckich. Nie sposób też wykluczyć tej samej motywacji, która skłoniła eks-prezydenta Ulyssesa Granta do napisania najsłynniejszych pamiętników poświęconych wojnie secesyjnej. Grant był tyleż świetnym dowódcą unionistów, ile kiepskim biznesmenem.
Pod koniec życia zubożały i chory na raka Grant postanowił opisać swoje losy jako generała Unii. Rodzina Clintonów do niedawna borykała się z długami wobec firm prawniczych, które reprezentowały prezydenta w procesie o impeachment. 8 mln dolarów zaliczki za książkę Hillary
Rodham Clinton i 10 mln dolarów zaliczki dla jej męża zapewne pozwoli spłacić te długi. Oile jednak pamiętniki Granta przeszły do historii literatury, o tyle kazus Clintona przejdzie raczej do historii lukratywnych kontraktów wydawniczych. Tak się osobliwie składa, że publikacja pamiętników Clintona jest raczej niefortunna dla demokratów. Prasa plotkowała nawet, że prominentni demokraci namawiali byłegoprezydenta do opóźnienia planów wydawniczych. I tylko w pewnym stopniu można to tłumaczyć obawą, że autorskie tournée Clintona odciągnie uwagę od kampanii Johna Kerry'ego. Dla demokratów Clinton jest wciąż "materiałem radioaktywnym", którego promieniowanie może dodać energii Kerry'emu, ale może też zniszczyć jego kampanię. Głosy Amerykanów są podzielone, dla wielu wyborców szum wokół książki może być przypomnieniem o skandalach związanych z Clintonem. Oficjalnie senator Kerry powiedział, że "zalicza książkę Clintona do aktywów kampanii", ale było to tak powściągliwe, że wyglądał o na manewr w stylu Ala Gore'a, który w kampanii wyborczej w 2000 r. starał się odciąć od niesławnej pamięci swego byłego szefa. Publikacja książki może się okazać dla Kerry'ego kłopotliwa: zamiast dodać demokratom wigoru, może wskazać - prawem kontrastu - na słabości wizerunku senatora i na to, że brakuje mu charyzmy.
Więcej możesz przeczytać w 27/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.