Początek końca ery ropy? 50 dolarów za baryłkę ropy to granica, za którą wodór stanie się realnym, a nie - jak dotychczas - teoretycznym zamiennikiem benzyny. Osiągnięcie granicznej ceny jest już tylko kwestią czasu - uważa prof. Kenneth S. Deffeyes z Princeton University. - Ceny ropy będą nadal rosnąć - potwierdził prognozę senackiej komisji, badającej sytuację na amerykańskim rynku paliwowym, przesłuchiwany przez nią Bob Slaughter z National Petrochemical & Refinery Association. Energy Information Administration ocenia, że już nastąpiło przełamanie bariery wstrzymującej poważne prace nad upowszechnieniem napędu wodorowego. - Kilometr przejechany samochodem napędzanym ogniwem wodorowym kosztuje dziś tyle, ile jazda tradycyjnym autem - informuje Spencer Abraham, sekretarz Departamentu Energetyki USA. Od obrony ropy za wszelką cenę zaczynają odstępować nawet koncerny naftowe. - Tak naprawdę to jest nam wygodniej produkować wodór ze źródeł krajowych, niż wydobywać ropę w politycznie niestabilnych krajach - mówi "Wprost" Jenni Silve z centrali ChevronTexaco, kalifornijskiego giganta naftowego. Może to oznaczać tylko jedno: początek końca ery ropy naftowej.
Pionier Schwarzenegger
Pierwsze konkretne decyzje, które oznaczają rychły koniec naftowego dyktatu państw zrzeszonych w OPEC oraz Rosji, zapadły w Sacramento, stolicy Kalifornii. Najwięksi w świecie producenci samochodów (DaimlerChrysler, Ford, General Motors, Honda, Hyundai, Nissan, Toyota i Volkswagen) oraz koncerny naftowe (BP, ChevronTexaco, ExxonMobil, Shell), a także producenci ogniw paliwowych właśnie przystąpili do sojuszu California Fuel Cell Partnership, którego celem jest doprowadzenie do tego, by w ciągu dziesięciu lat większość Kalifornijczyków przesiadła się z samochodów spalinowych na elektryczne, zasilane ogniwami paliwowymi. Ojcem przedsięwzięcia jest Arnold Schwarzenegger, gubernator Kalifornii. Prezydent George W. Bush przeznaczył na wodorowy projekt z budżetu federalnego 1,7 mld USD. Dzięki nowym technologiom już dziś koszty produkcji wodoru są zbliżone do kosztów wytwarzania benzyny. Wkrótce będą jeszcze niższe. - Za kilkanaście lat nikomu nie będzie się opłacać tankowanie benzyny - przekonuje Spencer Abraham. "Wkrótce w światowej motoryzacji wybuchnie prawdziwa bomba wodorowa, która rozsadzi dotychczasowe nawyki i stereotypy" - przekonuje Andrew Mitchell, waszyngtoński ekspert w dziedzinie energetyki.
General Motors stawia na wodór
Byłem w Sacramento, przejechałem samochodami wodorowymi (GM hydrogen 3, ford focus FCV i F-Cell mercedes class A) po kilkaset kilometrów. Auta tankowałem na wodorowych stacjach. Trwało to kilka minut; procedura jest tak prosta jak napełnianie zbiornika propanem-butanem. Każdy z testowanych przeze mnie samochodów był równie dynamiczny jak jego benzynowy odpowiednik, ale znacznie cichszy. Czułem, że wyprzedzam czas - niewiele, najwyżej o pięć, sześć lat. Tylko w Kalifornii do 2010 r. powstanie co najmniej 200 stacji tankowania wodoru odległych od siebie mniej więcej o 30 km. Ich uruchomienie ma kosztować 150-200 mln USD. Projekt sfinansują prywatne firmy wsparte funduszami stanowymi i federalnymi. Już działa dziesięć stacji.
Koncerny motoryzacyjne zadeklarowały, że za kilkanaście miesięcy w kalifornijskich salonach samochodowych będzie można kupić wodorowe auta po cenach zbliżonych do cen aut o tradycyjnym napędzie. General Motors chce być pierwszą firmą, która sprzeda milion samochodów napędzanych za pomocą ogniw paliwowych. Większość z tych aut znajdzie się na drogach "złotego stanu". Już ponad 700 tys. Kalifornijczyków jeździło samochodami wodorowymi wypożyczanymi przez ośrodek badawczo-informacyjny w Sacramento. Ośrodek ma na razie 55 samochodów oraz 7 autobusów z ogniwami paliwowymi. Niedługo liczba wodorowych samochodów wzrośnie do 300. Powiększy się też park autobusów. Są one testowane w rejonie Sacramento, San Francisco i Los Angeles. Amerykanie już wiedzą, że kilogram wodoru jest ekwiwalentem galona (3,7 litra) benzyny. Wiedzą też, że zbiornik wodoru w samochodzie nie jest łatwo wybuchającą bombą, podobnie jak nie jest nią zbiornik benzyny pod siedzeniem.
Wszechobecne paliwo
Skąd brać wodór? Jest dosłownie wszędzie. To najbardziej rozpowszechniony pierwiastek na ziemskim globie. Od 1950 r. NASA wykorzystuje go jako paliwo w programach kosmicznych. Jest, rzecz jasna, niebezpieczny, ale nie bardziej niż benzyna. Wodór może być wytwarzany z gazu ziemnego, benzyny, alkoholi lub węgla albo też poprzez elektrolizę wody. Te wszystkie technologie są na razie dość kosztowne i na ogół zanieczyszczają środowisko. Jedynym czystym sposobem uzyskiwania wodoru jest elektroliza wody wykorzystująca energię słoneczną do wytwarzania elektryczności. To jednak na razie droga metoda. Ale tylko na razie. Jej radykalne potanienie jest bliższe, niż się wydaje wielu krytykom napędu wodorowego.
Europa na hamulcu
Europa w pracach nad upowszechnieniem i skomercjalizowaniem wodorowego napędu pozostaje daleko w tyle za Ameryką. Unia Europejska co prawda finansuje projekt CUTE (Clean Urban Transport for Europe), w którego ramach dziewięć miast (Amsterdam, Barcelona, Hamburg, Londyn, Luksemburg, Madryt, Porto, Sztokholm oraz Stuttgart) na próbę wprowadziło wodór jako paliwo dla sieci autobusowych. Infrastruktura wodorowa dla samochodów i autobusów jest tworzona także w Berlinie. To jednak ciągle eksperymenty. Biurokratom z Brukseli brakuje rozmachu i kalifornijskiej wizji. Oraz GeorgeŐa W. Busha i Arnolda Schwarzeneggera.
Pierwsze konkretne decyzje, które oznaczają rychły koniec naftowego dyktatu państw zrzeszonych w OPEC oraz Rosji, zapadły w Sacramento, stolicy Kalifornii. Najwięksi w świecie producenci samochodów (DaimlerChrysler, Ford, General Motors, Honda, Hyundai, Nissan, Toyota i Volkswagen) oraz koncerny naftowe (BP, ChevronTexaco, ExxonMobil, Shell), a także producenci ogniw paliwowych właśnie przystąpili do sojuszu California Fuel Cell Partnership, którego celem jest doprowadzenie do tego, by w ciągu dziesięciu lat większość Kalifornijczyków przesiadła się z samochodów spalinowych na elektryczne, zasilane ogniwami paliwowymi. Ojcem przedsięwzięcia jest Arnold Schwarzenegger, gubernator Kalifornii. Prezydent George W. Bush przeznaczył na wodorowy projekt z budżetu federalnego 1,7 mld USD. Dzięki nowym technologiom już dziś koszty produkcji wodoru są zbliżone do kosztów wytwarzania benzyny. Wkrótce będą jeszcze niższe. - Za kilkanaście lat nikomu nie będzie się opłacać tankowanie benzyny - przekonuje Spencer Abraham. "Wkrótce w światowej motoryzacji wybuchnie prawdziwa bomba wodorowa, która rozsadzi dotychczasowe nawyki i stereotypy" - przekonuje Andrew Mitchell, waszyngtoński ekspert w dziedzinie energetyki.
General Motors stawia na wodór
Byłem w Sacramento, przejechałem samochodami wodorowymi (GM hydrogen 3, ford focus FCV i F-Cell mercedes class A) po kilkaset kilometrów. Auta tankowałem na wodorowych stacjach. Trwało to kilka minut; procedura jest tak prosta jak napełnianie zbiornika propanem-butanem. Każdy z testowanych przeze mnie samochodów był równie dynamiczny jak jego benzynowy odpowiednik, ale znacznie cichszy. Czułem, że wyprzedzam czas - niewiele, najwyżej o pięć, sześć lat. Tylko w Kalifornii do 2010 r. powstanie co najmniej 200 stacji tankowania wodoru odległych od siebie mniej więcej o 30 km. Ich uruchomienie ma kosztować 150-200 mln USD. Projekt sfinansują prywatne firmy wsparte funduszami stanowymi i federalnymi. Już działa dziesięć stacji.
Koncerny motoryzacyjne zadeklarowały, że za kilkanaście miesięcy w kalifornijskich salonach samochodowych będzie można kupić wodorowe auta po cenach zbliżonych do cen aut o tradycyjnym napędzie. General Motors chce być pierwszą firmą, która sprzeda milion samochodów napędzanych za pomocą ogniw paliwowych. Większość z tych aut znajdzie się na drogach "złotego stanu". Już ponad 700 tys. Kalifornijczyków jeździło samochodami wodorowymi wypożyczanymi przez ośrodek badawczo-informacyjny w Sacramento. Ośrodek ma na razie 55 samochodów oraz 7 autobusów z ogniwami paliwowymi. Niedługo liczba wodorowych samochodów wzrośnie do 300. Powiększy się też park autobusów. Są one testowane w rejonie Sacramento, San Francisco i Los Angeles. Amerykanie już wiedzą, że kilogram wodoru jest ekwiwalentem galona (3,7 litra) benzyny. Wiedzą też, że zbiornik wodoru w samochodzie nie jest łatwo wybuchającą bombą, podobnie jak nie jest nią zbiornik benzyny pod siedzeniem.
Wszechobecne paliwo
Skąd brać wodór? Jest dosłownie wszędzie. To najbardziej rozpowszechniony pierwiastek na ziemskim globie. Od 1950 r. NASA wykorzystuje go jako paliwo w programach kosmicznych. Jest, rzecz jasna, niebezpieczny, ale nie bardziej niż benzyna. Wodór może być wytwarzany z gazu ziemnego, benzyny, alkoholi lub węgla albo też poprzez elektrolizę wody. Te wszystkie technologie są na razie dość kosztowne i na ogół zanieczyszczają środowisko. Jedynym czystym sposobem uzyskiwania wodoru jest elektroliza wody wykorzystująca energię słoneczną do wytwarzania elektryczności. To jednak na razie droga metoda. Ale tylko na razie. Jej radykalne potanienie jest bliższe, niż się wydaje wielu krytykom napędu wodorowego.
Europa na hamulcu
Europa w pracach nad upowszechnieniem i skomercjalizowaniem wodorowego napędu pozostaje daleko w tyle za Ameryką. Unia Europejska co prawda finansuje projekt CUTE (Clean Urban Transport for Europe), w którego ramach dziewięć miast (Amsterdam, Barcelona, Hamburg, Londyn, Luksemburg, Madryt, Porto, Sztokholm oraz Stuttgart) na próbę wprowadziło wodór jako paliwo dla sieci autobusowych. Infrastruktura wodorowa dla samochodów i autobusów jest tworzona także w Berlinie. To jednak ciągle eksperymenty. Biurokratom z Brukseli brakuje rozmachu i kalifornijskiej wizji. Oraz GeorgeŐa W. Busha i Arnolda Schwarzeneggera.
Więcej możesz przeczytać w 36/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.