O 30 cm zamierzają podnieść miasto dożów włoscy inżynierowie Od grudnia ubiegłego roku trwa w Wenecji budowa ogromnych zapór, które mają uchronić miasto przed coraz częstszymi powodziami. Budowa ma się zakończyć w 2011 r., ale już teraz przypusza się, że inwestycja nie uchroni placu św. Marka przed wodą. W ostatnich stu latach na skutek osiadania miasta poziom morza podniósł się o 23 cm, co powoduje, że place i ulice co roku na ponad 100 dni zamieniają się w gigantyczny basen. - Jedynym ratunkiem jest podniesienie całego miasta o 30 cm - mówi "Wprost" prof. Giuseppe Gambolati z uniwersytetu w Padwie.
Zapory katastrofy
Projekt MOSE ("Modulo sperimentale elettromeccanico") zakłada utrzymanie w lagunie weneckiej stałego poziomu wód. Z Adriatykiem łączą ją trzy przesmyki, które mają być zamykane podczas przypływu przez wypełniane sprężonym powietrzem metalowe zapory. Do zablokowania wszystkich wejść do laguny potrzebnych będzie 79 zapór, ustawionych jedna obok drugiej w każdym z trzech przesmyków.
Projekt przewiduje podwyższenie (niemal o 2 m) ścian przesmyków. Władze zdecydowały się na pogłębienie laguny oraz kanałów miejskich. Rozważa się też wprowadzenie całkowitego zakazu wpływania na lagunę tankowców z materiałami petrochemicznymi.
Przeciwnicy budowy zapór ostrzegają, że najpóźniej za 50 lat staną się one bezużyteczne. "W Wenecji większość ścieków odprowadza się bezpośrednio do kanałów. Kiedy w połowie XXI wieku przy niesprzyjających okolicznościach zapory będą zamknięte przez 120 dni w roku, dojdzie do katastrofy ekologicznej" - przekonuje prof. Albert Ammerman z Colgate University w stanie Nowy Jork. Prof. Ammerman i jego współpracownicy badali kolejne warstwy weneckich chodników, które od setek lat układano, by przeciwdziałać skutkom zapadania się miasta. Datowanie kolejnych warstw przy użyciu metody węglowej pozwoliło wyznaczyć średnie tempo zapadania się gruntu. Z obliczeń prof. Ammermana wynika, że w XXI wieku poziom wody w stosunku do chodników może wzrosnąć nawet o metr. Zapory będą musiały być używane coraz częściej, znacznie ograniczając możliwość wymiany wody między laguną wenecką a Adriatykiem.
Staw Św. Marka
Przed kilkoma dniami władze Wenecji wydały zgodę na przeprowadzenie szczegółowych badań, które mają potwierdzić skuteczność metody ratowania miasta zaproponowanej przez prof. Giuseppe Gambolatiego. Metoda przewiduje wywiercenie 12 szybów okalających 118 wysp i wysepek Wenecji. Każdy z szybów ma sięgać do jednolitej warstwy piasku i skał wchłaniających wodę, położonej na głębokości 600-800 m. Wpompowanie tam 18 mln m3 wody morskiej rocznie sprawi, że skały nasiąkną nią jak gąbka, powiększą swoją objętość, powodując wypiętrzenie terenu w obrębie niemal całej laguny.
Uczeni chcą odwrócić proces, jaki postępuje w Wenecji od kilkudziesięciu lat. Zapadanie się miasta w tempie 0,5 mm rocznie w wyniku ruchów tektonicznych oraz podnoszenia się poziomu Adriatyku wywołanego ociepleniem klimatu przyspieszyło masowe wydobywanie zasobów słodkiej wody w okresie intensywnego rozwoju przemysłowego miasta.W każdej chwili może się powtórzyć sytuacja z 4 listopada 1966 r., kiedy na skutek przypływu niemal całą Wenecję przykryła ponad metrowa warstwa wody. Silny wiatr z południa powstrzymał jej odpływ, a kolejny przypływ sprawił, że miasto zamieniło się w staw o głębokości 2 m.
Wenecka Atlantyda
Podniesienie Wenecji w 1969 r. jako pierwszy zaproponował Eugenio Miozzi, główny inżynier miejski. Jego projekt zakładał wpompowanie wody na głębokość zaledwie 200 m. Nie został jednak zrealizowany, bo wstępne badania wykazały, że miejski grunt podnosiłby się nierównomiernie, co mogłoby doprowadzić do nieodwracalnego zniszczenia weneckich zabytków. "Nie wykonano żadnych pomiarów ani profesjonalnych obliczeń" - twierdzi prof. Gambolati, który przeprowadził analizę skał w Chioggia Mare, dawnym szybie gazowym na południe od Wenecji. Warstwa piasku i skał pochłaniających wodę znajdująca się na głębokości 600-800 m jest jednolita, co pozwala przypuszczać, że będzie się rozszerzać równomiernie. Od dołu i od góry ograniczają ją warstwy gliny, dzięki czemu wpompowana woda nie wydostanie się na powierzchnię.
Początkowo uczeni z Padwy brali pod uwagę dwa scenariusze. Pierwszy zakładał wpompowanie pod ziemię sprężonego dwutlenku węgla, co jednocześnie pozwoliłoby zmiejszyć zanieczyszczenie środowiska. Obliczenia wykazały jednak, że takie rozwiązanie doprowadzi do podniesienia poziomu Wenecji zaledwie o 12 cm. Woda okazała się najskuteczniejszym, a jednocześnie najtańszym rozwiązaniem. Realizacja projektu pochłonie dziesiątą część funduszy, jakich wymaga budowa zapór MOSE. Naukowcom z Padwy udało się już uzyskać wsparcie konsorcjum Corila skupiającego ośrodki akademickie i przedstawicieli przemysłu. Zebrano fundusze na przygotowanie projektu. Jeśli nie zostanie on zrealizowany, a zapory, jak się przewiduje, nie uchronią miasta przed zalaniem, Pałac Dożów, Ponte di Rialto oraz pałace nad Canal Grande będzie można podziwiać jedynie w stroju nurka.
Projekt MOSE ("Modulo sperimentale elettromeccanico") zakłada utrzymanie w lagunie weneckiej stałego poziomu wód. Z Adriatykiem łączą ją trzy przesmyki, które mają być zamykane podczas przypływu przez wypełniane sprężonym powietrzem metalowe zapory. Do zablokowania wszystkich wejść do laguny potrzebnych będzie 79 zapór, ustawionych jedna obok drugiej w każdym z trzech przesmyków.
Projekt przewiduje podwyższenie (niemal o 2 m) ścian przesmyków. Władze zdecydowały się na pogłębienie laguny oraz kanałów miejskich. Rozważa się też wprowadzenie całkowitego zakazu wpływania na lagunę tankowców z materiałami petrochemicznymi.
Przeciwnicy budowy zapór ostrzegają, że najpóźniej za 50 lat staną się one bezużyteczne. "W Wenecji większość ścieków odprowadza się bezpośrednio do kanałów. Kiedy w połowie XXI wieku przy niesprzyjających okolicznościach zapory będą zamknięte przez 120 dni w roku, dojdzie do katastrofy ekologicznej" - przekonuje prof. Albert Ammerman z Colgate University w stanie Nowy Jork. Prof. Ammerman i jego współpracownicy badali kolejne warstwy weneckich chodników, które od setek lat układano, by przeciwdziałać skutkom zapadania się miasta. Datowanie kolejnych warstw przy użyciu metody węglowej pozwoliło wyznaczyć średnie tempo zapadania się gruntu. Z obliczeń prof. Ammermana wynika, że w XXI wieku poziom wody w stosunku do chodników może wzrosnąć nawet o metr. Zapory będą musiały być używane coraz częściej, znacznie ograniczając możliwość wymiany wody między laguną wenecką a Adriatykiem.
Staw Św. Marka
Przed kilkoma dniami władze Wenecji wydały zgodę na przeprowadzenie szczegółowych badań, które mają potwierdzić skuteczność metody ratowania miasta zaproponowanej przez prof. Giuseppe Gambolatiego. Metoda przewiduje wywiercenie 12 szybów okalających 118 wysp i wysepek Wenecji. Każdy z szybów ma sięgać do jednolitej warstwy piasku i skał wchłaniających wodę, położonej na głębokości 600-800 m. Wpompowanie tam 18 mln m3 wody morskiej rocznie sprawi, że skały nasiąkną nią jak gąbka, powiększą swoją objętość, powodując wypiętrzenie terenu w obrębie niemal całej laguny.
Uczeni chcą odwrócić proces, jaki postępuje w Wenecji od kilkudziesięciu lat. Zapadanie się miasta w tempie 0,5 mm rocznie w wyniku ruchów tektonicznych oraz podnoszenia się poziomu Adriatyku wywołanego ociepleniem klimatu przyspieszyło masowe wydobywanie zasobów słodkiej wody w okresie intensywnego rozwoju przemysłowego miasta.W każdej chwili może się powtórzyć sytuacja z 4 listopada 1966 r., kiedy na skutek przypływu niemal całą Wenecję przykryła ponad metrowa warstwa wody. Silny wiatr z południa powstrzymał jej odpływ, a kolejny przypływ sprawił, że miasto zamieniło się w staw o głębokości 2 m.
Wenecka Atlantyda
Podniesienie Wenecji w 1969 r. jako pierwszy zaproponował Eugenio Miozzi, główny inżynier miejski. Jego projekt zakładał wpompowanie wody na głębokość zaledwie 200 m. Nie został jednak zrealizowany, bo wstępne badania wykazały, że miejski grunt podnosiłby się nierównomiernie, co mogłoby doprowadzić do nieodwracalnego zniszczenia weneckich zabytków. "Nie wykonano żadnych pomiarów ani profesjonalnych obliczeń" - twierdzi prof. Gambolati, który przeprowadził analizę skał w Chioggia Mare, dawnym szybie gazowym na południe od Wenecji. Warstwa piasku i skał pochłaniających wodę znajdująca się na głębokości 600-800 m jest jednolita, co pozwala przypuszczać, że będzie się rozszerzać równomiernie. Od dołu i od góry ograniczają ją warstwy gliny, dzięki czemu wpompowana woda nie wydostanie się na powierzchnię.
Początkowo uczeni z Padwy brali pod uwagę dwa scenariusze. Pierwszy zakładał wpompowanie pod ziemię sprężonego dwutlenku węgla, co jednocześnie pozwoliłoby zmiejszyć zanieczyszczenie środowiska. Obliczenia wykazały jednak, że takie rozwiązanie doprowadzi do podniesienia poziomu Wenecji zaledwie o 12 cm. Woda okazała się najskuteczniejszym, a jednocześnie najtańszym rozwiązaniem. Realizacja projektu pochłonie dziesiątą część funduszy, jakich wymaga budowa zapór MOSE. Naukowcom z Padwy udało się już uzyskać wsparcie konsorcjum Corila skupiającego ośrodki akademickie i przedstawicieli przemysłu. Zebrano fundusze na przygotowanie projektu. Jeśli nie zostanie on zrealizowany, a zapory, jak się przewiduje, nie uchronią miasta przed zalaniem, Pałac Dożów, Ponte di Rialto oraz pałace nad Canal Grande będzie można podziwiać jedynie w stroju nurka.
Więcej możesz przeczytać w 36/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.