Eliot Spitzer, czyli amerykańska jednoosobowa komisja śledcza W ciągu ostatnich trzech lat zarzucił oszustwa największym na świecie instytucjom finansowym, takim jak Citigroup, słynnym bankom inwestycyjnym Merrill Lynch, Goldman Sachs i Morgan Stanley, farmaceutycznym gigantom w rodzaju GlaxoSmithKline, największym koncernom muzycznym i tytoniowym oraz funduszom powierniczym. Tylko przez ostatnie 12 miesięcy ściągnął od nich tytułem kar i odszkodowań ponad 3 mld USD. Ma polityczne ambicje Rokity, bezkompromisowość Ziobry, upór Giertycha, ale nie jest fikcyjnym superpolitykiem. Eliot Spitzer jest prokuratorem generalnym stanu Nowy Jork, a pod jego jurysdykcją znajdują się między innymi wszystkie spółki notowane na Wall Street (na giełdach New York Stock Exchange i Nasdaq).
- Ameryka stoi przed kryzysem odpowiedzialności, nie tylko w sektorze wielkich korporacji - grzmi Spitzer. Choć jego działania budzą czasem kontrowersje, nikt nie przeczy, że stał się najskuteczniejszym strażnikiem wolnorynkowych reguł i portfeli amerykańskich obywateli. Ostatnio (18 października 2004 r.) skierował do sądu pozew przeciwko Marsh & McLennan, największej brokerskiej firmie świata, zarzucając jej zmowę z ubezpieczycielami i preferowanie oferty tych towarzystw, które płaciły brokerowi największe prowizje. Indeks spółek ubezpieczeniowych spadł od razu o 12 proc., a wartość branży zmniejszyła się o 28,5 mld USD w jeden dzień!
Tak jak członkowie polskich komisji śledczych, najpotężniejszy prokurator na świecie również potrafi zbić na walce z aferami gospodarczymi polityczny kapitał. Choć dotąd uciekał przed pytaniami o swe polityczne plany, w rozmowie z "Wprost" po raz pierwszy publicznie zadeklarował, że będzie się ubiegał o urząd gubernatora stanu Nowy Jork w 2006 r. Amerykańscy obserwatorzy jego kariery wątpią, by miał na tym poprzestać.
Seryjny oskarżyciel
45-letni prawnik, absolwent Harvard Law School, pojawia się obecnie w mediach zwykle jako "szeryf", "postrach Wall Street", "egzekutor". W 2002 r. magazyn "Time" przyznał mu nawet tytuł Krzyżowiec Roku. Dla jego potencjalnych ofiar najbardziej przerażająca jest niezależność i odporność Spitzera na naciski. W USA stanowych prokuratorów generalnych wybierają bowiem obywatele (Spitzer wygrał wybory w 1998 r. i 2002 r.).
Prawdziwą sławę przyniosło mu postępowanie przeciwko potężnemu bankowi inwestycyjnemu Merrill Lynch, rozpoczęte w 2001 r. - Szef mojego biura ds. ochrony inwestycji zauważył, że sporządzane przez bankowych analityków rekomendacje akcji jednej z firm były bardzo optymistyczne, choć miała ona poważne problemy finansowe. Przełomem w śledztwie było dotarcie do e-maila, który wskazywał, że prywatne poglądy analityków na wartość akcji różnych firm były zupełnie inne niż ich oficjalne rekomendacje - wspomina Spitzer. Okazało się, że pracownicy Merrill Lynch gorąco polecali inwestorom kupno akcji tych firm, które były klientami ich banku albo miały się nimi stać. Zamieszane w podobne praktyki były m.in. Citigroup i należący do niej bank Salomon Smith Barney, Credit Suisse First Boston, Morgan Stanley, Goldman Sachs. By uniknąć formalnego postawienia w stan oskarżenia, banki poszły na ugodę i zapłaciły łącznie 1,4 mld USD grzywien i odszkodowań dla graczy giełdowych.
Ledwo Spitzer zamknął sprawę banków inwestycyjnych, a już triumfował w kolejnej: Bank of America i FleetBoston zapłaciły 675 mln USD za niezgodny z prawem obrót jednostkami uczestnictwa funduszy powierniczych. Narażał on na straty drobnych ciułaczy, a umożliwiał duże zyski spekulantom. Spitzer pozwał też byłego szefa nowojorskiej giełdy Richarda Grasso, który ustąpił z funkcji jesienią 2003 r., gdy okazało się, że pobrał wynagrodzenie w wysokości 187 mln USD. Spitzer domaga się zwrotu większości tej kwoty.
Kto stchórzy pierwszy
Prokurator wie, że najmocniejsze ciosy zadaje się nie w sali sądowej, lecz nagłaśniając zarzuty w mediach. Wówczas inwestorzy, przerażeni spadającymi kursami akcji, naciskają na prezesów, by jak najszybciej zawarli ugodę i zakończyli sprawę, by uniknąć przyznania się do winy, czyli do oszukiwania klientów, co byłoby równoznaczne z rynkowym harakiri.
Spitzer od ubiegłego roku zdążył już m.in. zarzucić brytyjskiemu GlaxoSimthKline sprzedaż niebezpiecznych leków antydepresyjnych (koncern musiał ujawnić zatajone wyniki testów i zapłacić 2,5 mln USD kary), rozpoczął badanie transakcji koncernów muzycznych Universal, Sony BMG, EMI i Warner (podejrzewa, że dawały łapówki za promowanie swoich artystów w stacjach radiowych), wspólnie z Microsoftem wytoczył proces firmie Scott Richter, rozsyłającej internetowy spam, we wrześniu 2004 r. wynegocjował ugodę wartą 450 mln USD z kolejnymi grupami funduszy powierniczych (należącymi do brytyjskiej grupy Amvescap). Wreszcie, przyprawił o zawał serca szefów ubezpieczeniowych gigantów, wytaczając sprawę Marsh & McLennan. Zamieszani są w nią bowiem najwięksi ubezpieczyciele i reasekuratorzy, na czele z amerykańskim AIG (jego kurs spadł na giełdzie od razu o 15 proc.).
Demokratyczny Giuliani
Adwersarze Spitzera zarzucają mu, że wręcz poluje na korporacje, że wpływa na całą światową gospodarkę, opierając się de facto na prawie stanowym Nowego Jorku. Spitzera (zarejestrowanego członka Partii Demokratycznej) trudno jednak zdyskredytować, bo nie dość, że chwali kapitalizm, to wcale nie domaga się zwiększenia kontroli państwa nad rynkiem. Często za to bywa porównywany do byłego burmistrza Nowego Jorku Rudolpha Giulianiego, który zasłynął skuteczną walką z przestępczością w metropolii.
Prywatnie do wizerunku pogromcy grubych ryb z Wall Street Spitzer podchodzi z dystansem, zwłaszcza po powrocie do domu, żony Sildy, poznanej w czasie studiów na Harvardzie, i trzech córek (Elyssy, Sarabeth i Jenny). W ubiegłym roku jeden z magazynów opublikował artykuł o Spitzerze, a na okładce zamieścił jego zdjęcie z podpisem "The Enforcer" ("Egzekutor"). - Zabrałem czasopismo do domu i położyłem w salonie, by dzieci mogły je łatwo dostrzec. Łudziłem się, że podbuduję nieco mój domowy autorytet i łatwiej będzie mi nakłaniać córki do odrabiania szkolnych zadań lub ćwiczenia gry na fortepianie. One zaś, gdy zobaczyły tę okładkę, wybuchnęły śmiechem. Wygląda na to, że w domu za grosz nie przypominam "egzekutora"
- śmieje się Spitzer.
Tak jak członkowie polskich komisji śledczych, najpotężniejszy prokurator na świecie również potrafi zbić na walce z aferami gospodarczymi polityczny kapitał. Choć dotąd uciekał przed pytaniami o swe polityczne plany, w rozmowie z "Wprost" po raz pierwszy publicznie zadeklarował, że będzie się ubiegał o urząd gubernatora stanu Nowy Jork w 2006 r. Amerykańscy obserwatorzy jego kariery wątpią, by miał na tym poprzestać.
Seryjny oskarżyciel
45-letni prawnik, absolwent Harvard Law School, pojawia się obecnie w mediach zwykle jako "szeryf", "postrach Wall Street", "egzekutor". W 2002 r. magazyn "Time" przyznał mu nawet tytuł Krzyżowiec Roku. Dla jego potencjalnych ofiar najbardziej przerażająca jest niezależność i odporność Spitzera na naciski. W USA stanowych prokuratorów generalnych wybierają bowiem obywatele (Spitzer wygrał wybory w 1998 r. i 2002 r.).
Prawdziwą sławę przyniosło mu postępowanie przeciwko potężnemu bankowi inwestycyjnemu Merrill Lynch, rozpoczęte w 2001 r. - Szef mojego biura ds. ochrony inwestycji zauważył, że sporządzane przez bankowych analityków rekomendacje akcji jednej z firm były bardzo optymistyczne, choć miała ona poważne problemy finansowe. Przełomem w śledztwie było dotarcie do e-maila, który wskazywał, że prywatne poglądy analityków na wartość akcji różnych firm były zupełnie inne niż ich oficjalne rekomendacje - wspomina Spitzer. Okazało się, że pracownicy Merrill Lynch gorąco polecali inwestorom kupno akcji tych firm, które były klientami ich banku albo miały się nimi stać. Zamieszane w podobne praktyki były m.in. Citigroup i należący do niej bank Salomon Smith Barney, Credit Suisse First Boston, Morgan Stanley, Goldman Sachs. By uniknąć formalnego postawienia w stan oskarżenia, banki poszły na ugodę i zapłaciły łącznie 1,4 mld USD grzywien i odszkodowań dla graczy giełdowych.
Ledwo Spitzer zamknął sprawę banków inwestycyjnych, a już triumfował w kolejnej: Bank of America i FleetBoston zapłaciły 675 mln USD za niezgodny z prawem obrót jednostkami uczestnictwa funduszy powierniczych. Narażał on na straty drobnych ciułaczy, a umożliwiał duże zyski spekulantom. Spitzer pozwał też byłego szefa nowojorskiej giełdy Richarda Grasso, który ustąpił z funkcji jesienią 2003 r., gdy okazało się, że pobrał wynagrodzenie w wysokości 187 mln USD. Spitzer domaga się zwrotu większości tej kwoty.
Kto stchórzy pierwszy
Prokurator wie, że najmocniejsze ciosy zadaje się nie w sali sądowej, lecz nagłaśniając zarzuty w mediach. Wówczas inwestorzy, przerażeni spadającymi kursami akcji, naciskają na prezesów, by jak najszybciej zawarli ugodę i zakończyli sprawę, by uniknąć przyznania się do winy, czyli do oszukiwania klientów, co byłoby równoznaczne z rynkowym harakiri.
Spitzer od ubiegłego roku zdążył już m.in. zarzucić brytyjskiemu GlaxoSimthKline sprzedaż niebezpiecznych leków antydepresyjnych (koncern musiał ujawnić zatajone wyniki testów i zapłacić 2,5 mln USD kary), rozpoczął badanie transakcji koncernów muzycznych Universal, Sony BMG, EMI i Warner (podejrzewa, że dawały łapówki za promowanie swoich artystów w stacjach radiowych), wspólnie z Microsoftem wytoczył proces firmie Scott Richter, rozsyłającej internetowy spam, we wrześniu 2004 r. wynegocjował ugodę wartą 450 mln USD z kolejnymi grupami funduszy powierniczych (należącymi do brytyjskiej grupy Amvescap). Wreszcie, przyprawił o zawał serca szefów ubezpieczeniowych gigantów, wytaczając sprawę Marsh & McLennan. Zamieszani są w nią bowiem najwięksi ubezpieczyciele i reasekuratorzy, na czele z amerykańskim AIG (jego kurs spadł na giełdzie od razu o 15 proc.).
Demokratyczny Giuliani
Adwersarze Spitzera zarzucają mu, że wręcz poluje na korporacje, że wpływa na całą światową gospodarkę, opierając się de facto na prawie stanowym Nowego Jorku. Spitzera (zarejestrowanego członka Partii Demokratycznej) trudno jednak zdyskredytować, bo nie dość, że chwali kapitalizm, to wcale nie domaga się zwiększenia kontroli państwa nad rynkiem. Często za to bywa porównywany do byłego burmistrza Nowego Jorku Rudolpha Giulianiego, który zasłynął skuteczną walką z przestępczością w metropolii.
Prywatnie do wizerunku pogromcy grubych ryb z Wall Street Spitzer podchodzi z dystansem, zwłaszcza po powrocie do domu, żony Sildy, poznanej w czasie studiów na Harvardzie, i trzech córek (Elyssy, Sarabeth i Jenny). W ubiegłym roku jeden z magazynów opublikował artykuł o Spitzerze, a na okładce zamieścił jego zdjęcie z podpisem "The Enforcer" ("Egzekutor"). - Zabrałem czasopismo do domu i położyłem w salonie, by dzieci mogły je łatwo dostrzec. Łudziłem się, że podbuduję nieco mój domowy autorytet i łatwiej będzie mi nakłaniać córki do odrabiania szkolnych zadań lub ćwiczenia gry na fortepianie. One zaś, gdy zobaczyły tę okładkę, wybuchnęły śmiechem. Wygląda na to, że w domu za grosz nie przypominam "egzekutora"
- śmieje się Spitzer.
OBROŃCA PORTFELI Rozmowa z ELIOTEM SPITZEREM, prokuratorem generalnym stanu Nowy Jork |
---|
"Wprost": Czyżby postawił pan sobie za cel dowiedzenie, że wielkie amerykańskie korporacje to zorganizowane grupy przestępcze? Eliot Spitzer: Choć jestem ostrym krytykiem niektórych praktyk amerykańskiego biznesu, to jestem też gorącym zwolennikiem kapitalistycznej gospodarki jako najlepszego systemu umożliwiającego dobrobyt. Podziwiam prezydenta TeddyŐego Roosevelta, który rozumiał, że czasami trzeba podjąć zdecydowane działanie, by skorygować błędy rynku i tym samym go wzmacniać. Teraz nastąpił moment, gdy moje działania w interesie ochrony obywateli i odbudowy uczciwości na rynku są potrzebne. - Tego pryncypializmu uczą na Harvardzie? - Owszem, tam wymagali ode mnie energicznej obrony moich idei i poglądów w kontaktach z profesorami, a także z kolegami. To był bardzo rygorystyczny trening. Potem w życiu przekonujesz się, jak ważną umiejętnością jest zdolność mocnej i jasnej argumentacji. - W 2003 r. pański urząd uzyskał dla skarbu stanu Nowy Jork kilka miliardów dolarów w formie kar, opłat i odszkodowań od firm. Niektórzy ironizują, że prawdziwym bodźcem do postępowań przeciwko dużym koncernom były potrzeby stanowego budżetu. - Ogromna większość pieniędzy jest zwracana osobom poszkodowanym w wyniku nielegalnej działalności korporacji. Żaden dolar z tego tytułu nie trafił do mojej kieszeni albo na konto urzędu prokuratorskiego. - Ale urząd prokuratorski stał się dla pana polityczną trampoliną. Już się mówi o pańskiej kandydaturze na burmistrza Nowego Jorku lub stanowego gubernatora. Potem Senat, Biały Dom... - W Nowym Jorku ludzie lubią dywagować o przyszłości politycznej niektórych osób. Zwykle nie czuję się z tym komfortowo i staram się jasno precyzować swoje zamiary. To prawda, że rozważam ubieganie się o urząd gubernatora stanu Nowy Jork. Wkrótce podam to do publicznej wiadomości. Na razie chcę jak najlepiej wywiązywać się z obowiązków prokuratora generalnego. Rozmawiał Ludwik M. Bednarz |
Więcej możesz przeczytać w 48/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.