Klucz do pomyślności świata XXI wieku leży między Alaską, Wyspami Japońskimi i Nową Zelandią Erik Weihenmayer z Kolorado, który przemawiał na szczycie APEC, mówił kilkanaście minut bez kartki. Z powodu rzadkiej choroby genetycznej od 13. roku życia nie widzi. Nie przeszkodziło mu to w zdobyciu siedmiu najwyższych szczytów Ziemi, w tym Mount Everestu, a przede wszystkim w znajdowaniu nietypowych dróg ratowania firm mających problemy. W Santiago oklaskiwali go prezydenci USA i Rosji, przywódcy Chin, Japonii i kilkunastu innych państw. Obecność na dorocznym Forum Współpracy Gospodarczej Azji i Pacyfiku niewidomego człowieka sukcesu, "nierealistycznego optymisty", nie była alegorią sytuacji APEC. Przeciwnie, według prognoz ekspertów Banku Światowego, wzrost gospodarczy na tym obszarze, wyjąwszy Japonię, sięgnie do końca roku 7,1 proc. Azja pożegnała recesję końca lat 90. dzięki konsekwentnie wprowadzanym reformom.
APEC jest dziś motorem światowej gospodarki. 21 państw organizacji zamieszkuje 2,6 mld ludzi, wytwarzających co roku dobra o wartości 19 bln dolarów (60 proc. światowego produktu brutto). Nie bez kozery mówi się, że klucz do sukcesu świata XXI wieku leży między Alaską, Wyspami Japońskimi i Nową Zelandią. W ostatni weekend stolica Chile była najściślej kontrolowanym miastem świata. Antyglobalistyczne i antybushowskie protesty wyglądały anemicznie w zestawieniu z celami, z jakimi przyleciało do Santiago 200 specjalnymi samolotami około 6 tys. zagranicznych gości.
Głód smoka
Dwunasty szczyt APEC zatytułowany "Sukces w globalnym świecie - nowe wyzwania dla biznesu" pokazał, że główni aktorzy gotowi są je podjąć. Pierwsze forum Azji i Pacyfiku obradujące w kraju Ameryki Południowej było okazją do gospodarczo-politycznego rekonesansu na kontynencie do niedawna uważanym za surowcowe i rynkowe zaplecze USA. Chiński przywódca Hu Jintao w towarzystwie 150 wysokich urzędników i biznesmenów odwiedził nie tylko Chile, ale i Brazylię i Argentynę (nie należące do APEC), dotarł też na Kubę. Chiny, odczuwające dramatyczny głód surowców, zwłaszcza energetycznych, zapowiedziały wielomiliardowe inwestycje w brazylijski sektor gazowniczy, infrastrukturę transportową, kopalnictwo rud żelaza, a jednocześnie zwiększenie importu wołowiny i drobiu oraz soi. Wymiana handlowa Chin z Brazylią w ostatnich pięciu latach wzrosła o 500 proc. W Buenos Aires Hu Jintao podpisał zaplanowane na dziesięć lat projekty inwestycyjne o wartości prawie 20 mld dolarów, dotyczące eksploatacji pól naftowych u wybrzeża Argentyny, budowy mieszkań, infrastruktury i rozwoju technologii satelitarnej. Zapowiedział, że handel Chin z Ameryką Łacińską (łącznie z obszarem karaibskim) do 2010 r. wzrośnie o 150 proc. i przekroczy wartość 100 mld dolarów. Przy okazji uzyskał od Brazylii i Argentyny formalne uznanie Chin za "kraj gospodarki rynkowej" (cenne dla poczynań ChRL na forum Światowej Organizacji Handlu), a także oficjalne poparcie stanowiska Pekinu w konfrontacji z Tajwanem.
W Brazylii zatrzymał się też Władimir Putin, prezydent Rosji (agresywnie powracającej ostatnio m.in. na latynoamerykański rynek broni). Najbardziej oczekiwano jednak GeorgeŐa W. Busha, dla którego pobyt w Chile był pierwszą podróżą zagraniczną po zwycięskich wyborach 2 listopada. Bush wezwał w Santiago kraje APEC, by stały się siłą napędową liberalizacji światowego handlu. Podkreślił też potrzebę nowych inicjatyw w sferze bezpieczeństwa, walki z terroryzmem i likwidacji broni masowego rażenia. Wezwał do wzmożenia presji na Koreę Północną, co pozwoliłoby nakłonić izolowany komunistyczny kraj do rezygnacji z niebezpiecznych ambicji atomowych. Azjatyccy uczestnicy szczytu starali się przekonać prezydenta, że w następnych czterech latach powinien postawić na rozwój partnerstwa z najdynamiczniejszym obszarem APEC - Dalekim Wschodem.
Jeśli bowiem główne dylematy polityczne USA koncentrują się dziś na Bliskim i Środkowym Wschodzie, to największe wyzwania ekonomiczne, według wszystkich oznak, będą pochodzić znad Pacyfiku, zwłaszcza z najszybciej rosnącej regionalnej potęgi - Chin. Rozwój gospodarczy USA coraz bardziej zależy od Azji Wschodniej, amerykańskie koncerny, od General Motors po McDonalda, stawiają na rynek chiński jako główne źródło zysków, rząd w Pekinie, drugi na liście największych zagranicznych właścicieli amerykańskich bonów skarbowych, faktycznie finansuje rosnący deficyt budżetowy USA. Hu Jintao, podobnie jak rok temu na szczycie w Bangkoku, "ukradł przedstawienie". Oblegany przez reporterów, z karnetem pełnym spotkań z możnymi tego świata, uczynił chiński głód ropy jednym z głównych tematów szczytu. Zaproponował ścisłą współpracę energetyczną między krajami APEC w zakresie eksploatacji istniejących zasobów, rozwoju nowych źródeł energii i walki z jej niedoborem. Chiny, które w 2003 r. zepchnęły Japonię z pozycji drugiego, po USA, importera ropy w świecie, pragną, według Hu, stworzyć "nowe środowisko energetyczne" i "stawić czoło wyzwaniom wynikającym z fluktuacji rynku i podwyżek cen ropy".
Historyczny transfer
Energetyczny apetyt Chin martwi Japonię rywalizującą z Pekinem o dostęp do syberyjskiej nafty i do gazu z Sachalinu, zaniepokojoną też prowadzonymi przez ChRL poszukiwaniami gazu na spornych wodach Morza Wschodniochińskiego. "Dziennik Ludowy", oficjalny organ KC KPCh, oskarżył Tokio o "próby szkodzenia chińskim projektom energetycznym na świecie", zwłaszcza w Rosji, ale też w Iranie, Sudanie i Australii. Furię w Pekinie wywołał też przeciek z tajnego raportu japońskiego MON, według którego kryzys energetyczny może doprowadzić do wojny między Japonią a Chinami. Dzięki temu nowe karty ma w ręku Rosja, która na forum - poprzedzonym gestami Putina wobec Chin (ustępstwa graniczne) i Japonii (propozycja zwrotu dwóch spornych wysp z archipelagu Kuryli) - podkreślała swoją eurazjatyckość, co może być atutem m.in. w trudnych negocjacjach z UE. To efekt dokonującego się na naszych oczach "transferu władzy" w świecie. Jak przypomniał niedawno Henry Kissinger, pojawienie się ponad sto lat temu zjednoczonych Niemiec zmieniło równowagę europejską, wprowadzając na scenę państwo silniejsze od wszystkich sąsiadów. Wzrost znaczenia Chin jako potencjalnego supermocarstwa ma jeszcze większe historyczne konsekwencje, przesuwając centrum światowej polityki od Atlantyku ku Pacyfikowi. Santiago de Chile przypomniało, że dziś nie ma peryferii w tradycyjnym pojęciu. Tworzy je nie geografia, lecz mentalne zamknięcie, gospodarcze i polityczne bariery, co dziś oznacza także ślepotę na niepokojący urok Pacyfiku.
Głód smoka
Dwunasty szczyt APEC zatytułowany "Sukces w globalnym świecie - nowe wyzwania dla biznesu" pokazał, że główni aktorzy gotowi są je podjąć. Pierwsze forum Azji i Pacyfiku obradujące w kraju Ameryki Południowej było okazją do gospodarczo-politycznego rekonesansu na kontynencie do niedawna uważanym za surowcowe i rynkowe zaplecze USA. Chiński przywódca Hu Jintao w towarzystwie 150 wysokich urzędników i biznesmenów odwiedził nie tylko Chile, ale i Brazylię i Argentynę (nie należące do APEC), dotarł też na Kubę. Chiny, odczuwające dramatyczny głód surowców, zwłaszcza energetycznych, zapowiedziały wielomiliardowe inwestycje w brazylijski sektor gazowniczy, infrastrukturę transportową, kopalnictwo rud żelaza, a jednocześnie zwiększenie importu wołowiny i drobiu oraz soi. Wymiana handlowa Chin z Brazylią w ostatnich pięciu latach wzrosła o 500 proc. W Buenos Aires Hu Jintao podpisał zaplanowane na dziesięć lat projekty inwestycyjne o wartości prawie 20 mld dolarów, dotyczące eksploatacji pól naftowych u wybrzeża Argentyny, budowy mieszkań, infrastruktury i rozwoju technologii satelitarnej. Zapowiedział, że handel Chin z Ameryką Łacińską (łącznie z obszarem karaibskim) do 2010 r. wzrośnie o 150 proc. i przekroczy wartość 100 mld dolarów. Przy okazji uzyskał od Brazylii i Argentyny formalne uznanie Chin za "kraj gospodarki rynkowej" (cenne dla poczynań ChRL na forum Światowej Organizacji Handlu), a także oficjalne poparcie stanowiska Pekinu w konfrontacji z Tajwanem.
W Brazylii zatrzymał się też Władimir Putin, prezydent Rosji (agresywnie powracającej ostatnio m.in. na latynoamerykański rynek broni). Najbardziej oczekiwano jednak GeorgeŐa W. Busha, dla którego pobyt w Chile był pierwszą podróżą zagraniczną po zwycięskich wyborach 2 listopada. Bush wezwał w Santiago kraje APEC, by stały się siłą napędową liberalizacji światowego handlu. Podkreślił też potrzebę nowych inicjatyw w sferze bezpieczeństwa, walki z terroryzmem i likwidacji broni masowego rażenia. Wezwał do wzmożenia presji na Koreę Północną, co pozwoliłoby nakłonić izolowany komunistyczny kraj do rezygnacji z niebezpiecznych ambicji atomowych. Azjatyccy uczestnicy szczytu starali się przekonać prezydenta, że w następnych czterech latach powinien postawić na rozwój partnerstwa z najdynamiczniejszym obszarem APEC - Dalekim Wschodem.
Jeśli bowiem główne dylematy polityczne USA koncentrują się dziś na Bliskim i Środkowym Wschodzie, to największe wyzwania ekonomiczne, według wszystkich oznak, będą pochodzić znad Pacyfiku, zwłaszcza z najszybciej rosnącej regionalnej potęgi - Chin. Rozwój gospodarczy USA coraz bardziej zależy od Azji Wschodniej, amerykańskie koncerny, od General Motors po McDonalda, stawiają na rynek chiński jako główne źródło zysków, rząd w Pekinie, drugi na liście największych zagranicznych właścicieli amerykańskich bonów skarbowych, faktycznie finansuje rosnący deficyt budżetowy USA. Hu Jintao, podobnie jak rok temu na szczycie w Bangkoku, "ukradł przedstawienie". Oblegany przez reporterów, z karnetem pełnym spotkań z możnymi tego świata, uczynił chiński głód ropy jednym z głównych tematów szczytu. Zaproponował ścisłą współpracę energetyczną między krajami APEC w zakresie eksploatacji istniejących zasobów, rozwoju nowych źródeł energii i walki z jej niedoborem. Chiny, które w 2003 r. zepchnęły Japonię z pozycji drugiego, po USA, importera ropy w świecie, pragną, według Hu, stworzyć "nowe środowisko energetyczne" i "stawić czoło wyzwaniom wynikającym z fluktuacji rynku i podwyżek cen ropy".
Historyczny transfer
Energetyczny apetyt Chin martwi Japonię rywalizującą z Pekinem o dostęp do syberyjskiej nafty i do gazu z Sachalinu, zaniepokojoną też prowadzonymi przez ChRL poszukiwaniami gazu na spornych wodach Morza Wschodniochińskiego. "Dziennik Ludowy", oficjalny organ KC KPCh, oskarżył Tokio o "próby szkodzenia chińskim projektom energetycznym na świecie", zwłaszcza w Rosji, ale też w Iranie, Sudanie i Australii. Furię w Pekinie wywołał też przeciek z tajnego raportu japońskiego MON, według którego kryzys energetyczny może doprowadzić do wojny między Japonią a Chinami. Dzięki temu nowe karty ma w ręku Rosja, która na forum - poprzedzonym gestami Putina wobec Chin (ustępstwa graniczne) i Japonii (propozycja zwrotu dwóch spornych wysp z archipelagu Kuryli) - podkreślała swoją eurazjatyckość, co może być atutem m.in. w trudnych negocjacjach z UE. To efekt dokonującego się na naszych oczach "transferu władzy" w świecie. Jak przypomniał niedawno Henry Kissinger, pojawienie się ponad sto lat temu zjednoczonych Niemiec zmieniło równowagę europejską, wprowadzając na scenę państwo silniejsze od wszystkich sąsiadów. Wzrost znaczenia Chin jako potencjalnego supermocarstwa ma jeszcze większe historyczne konsekwencje, przesuwając centrum światowej polityki od Atlantyku ku Pacyfikowi. Santiago de Chile przypomniało, że dziś nie ma peryferii w tradycyjnym pojęciu. Tworzy je nie geografia, lecz mentalne zamknięcie, gospodarcze i polityczne bariery, co dziś oznacza także ślepotę na niepokojący urok Pacyfiku.
Więcej możesz przeczytać w 48/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.