Jak Niemcy doprowadzili do zrównania Drezna z ziemią 18 lutego 1943 r. na wiecu w Berlinie Joseph Goebbels zapytał tłumnie zgromadzonych Niemców: - Chcecie wojny totalnej? - Ja. Sieg heil - wrzeszczał tłum. I miał wojnę totalną. Do niej należało zrównanie z ziemią Drezna, perły kultury europejskiej. Wieczorem 13 lutego 1945 r. z Anglii wyruszyły eskadry brytyjskich bombowców, pierwszy nalot na miasto rozpoczął się o godzinie 22. Wieczór poprzedzający naloty był sielankowy. Po ulicach biegały dzieci karnawałowo przebrane za kominiarzy i klaunów; choć w mieście brakowało rozrywek, bo teatry i kina były zamknięte, ludzie żyli normalnym życiem. Czynny był słynny cyrk Sarrasani, a pewien młodzieniec obchodził w rodzinnym domu 17. urodziny. Właśnie podano pączki, kiedy zawyły syreny alarmowe. Rozpoczęło się piekło na ziemi.
Inferno na wyspie szczęśliwości
Mieszkańcy Drezna byli całkowicie zaskoczeni, zupełnie nie przygotowani na naloty samolotów alianckich. Myśleli - Drezno nie jest miastem strategicznym ani przemysłowym, jest zabytkiem kultury i architektury, niczym więcej. W wyemitowanym 8 lutego tego roku w publicznej telewizji niemieckiej ZDF filmie autorstwa Guido Knoppa, znanego historyka dokumentalisty, pokazano morze ognia i niebo pokryte bombowcami. Można było odnieść wrażenie, że to, co spotkało miasto i jego mieszkańców, było bezmyślną zbrodnią i niczym więcej.
Obrazy inferna poprzedziły lakoniczne informacje o zbliżającej się do miasta Armii Czerwonej, o zajęciu przez nią Śląska i setkach tysięcy uciekinierów z terenów wschodnich. Dworzec główny był zapchany ludźmi zmierzającymi na zachód, w jego halach urządzono lazarety. Wojna była wszędzie, tylko z jakiegoś powodu mieszkańcy Drezna żyli sobie jakby nigdy nic, chodzili do cyrku i liczyli na cud.
W Jałcie - dowiadujemy się z filmu - 4 lutego 1945 r. premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill wystąpił z planem dywanowych nalotów na miasta niemieckie. Stalin i Roosevelt poparli ten plan. Bombardowania miały złamać wolę przetrwania niemieckiego społeczeństwa. Ale Hitler i jego ludzie wykorzystali to tragiczne wydarzenie do celów propagandowych. Śmierć miasta posłużyła do apeli o stawianie oporu i trwanie przy Fźhrerze. I ludzie trwali, choć nie było już żadnej nadziei.
W filmie Guido Knoppa przewija się wielu świadków tamtej tragedii. W większości w czasie nalotów byli oni dziećmi lub nastolatkami. Wspomnienia są wyrywkowe, dotyczą najdramatyczniejszych przeżyć, są wspomnieniami strachu i rozpaczy po utracie matek, braci i sióstr. Nastrój dokumentu jest chwilami sentymentalny, nie brakuje opowieści o kobietach rodzących pod gradem bomb i o modlitwach w schronach. Modlitwach o przeżycie. Mgliste wspomnienia nie mówią o faktach, można odnieść wrażenie, że Drezno było wyspą pokoju i szczęśliwości, na którą napadli barbarzyńcy. Zupełnie bez powodu. Świat widziany oczami dziecka, nierealny i nierzeczywisty. Bez związku z wydarzeniami na scenie wojennej i z tragedią Europy.
Bombowy Harris
Fakty są następujące. W nocy z 13 na 14 lutego 1945 r., a więc 60 lat temu, doszło do najcięższych ataków lotniczych na miasto europejskie w czasie II wojny światowej. 773 bombowce brytyjskie podczas dwóch nalotów zniszczyły 80 tys. mieszkań. 14 lutego w ciągu dnia dalszych zniszczeń dokonał nalot 311 bombowców amerykańskich. Kolejne naloty nastąpiły 15 lutego. W sumie w ataku lotniczym na Drezno wzięły udział 1233 samoloty, z tego strącono tylko osiem. Drezno nie dysponowało obroną przeciwlotniczą, którą skierowano do Zagłębia Ruhry dla ochrony zakładów zbrojeniowych. W rezultacie w mieście liczącym 630 tys. mieszkańców zginęło około 60 tys. osób, w tym ponad 35 tys. cywili; wśród nich wielu uciekinierów.
Człowiekiem, który wydał rozkaz ataku na Drezno, był sir Arthur Harris, wicemarszałek lotnictwa brytyjskiego, nazywany przez nazistowską propagandę rzeźnikiem Harrisem. W Wielkiej Brytanii miał przydomek Bomber Harris. Celem jego strategii przyjętej w 1943 r. było pozbawienie Niemców domostw i obrócenie nastrojów społeczeństwa niemieckiego przeciw własnemu rządowi. Skutki były odwrotne. Podobnie jak po niemieckich bombardowaniach Londynu wzmocnił się duch oporu Brytyjczyków, naloty utwardziły Niemców. W samej Wielkiej Brytanii jeszcze w czasie wojny naloty dywanowe na niemieckie miasta wywołały wątpliwości i kontrowersje.
Te spory nie ucichły do dziś. Brytyjscy weterani powołali w obronie dobrego imienia swego dowódcy organizację pod nazwą Bomber Harris Trust, która zajmuje się protestami przeciwko zniesławianiu marszałka. Kiedy jednak 7500 członków Stowarzyszenia Lotników Bombowych zebrało 200 tys. dolarów na postawienie popiersia Harrisa w kościele RAF St Clement Danes w Londynie, podniosły się protesty, takżew samej Wielkiej Brytanii. W końcu w 1992 r. wystawiono Harrisowi pomnik w tym kościele, tuż obok pomnika lorda Dowdinga, szefa całego RAF, ale nienaruszony przetrwał tylko jeden dzień. Zaraz po odsłonięciu ktoś oblał go czerwoną farbą.
Ratunek dla Żydów
Bombardowanie Drezna stało się tematem jednej z najważniejszych antywojennych książek w literaturze. Amerykański pisarz Kurt Vonnegut przeżył bombardowanie Drezna jako jeniec wojenny i napisał o tym powieść znaną w Polsce pod tytułem "Rzeźnia numer 5". Bomber Harris i bombardowania Niemiec były też przedmiotem satyry. W 1972 r. twórcy Monty Python's Flying Circus nagrali skecz opowiadający o meczu bokserskim między dwoma Harrisami - Rzeźnikiem i Bombowcem.
Bombardowanie Drezna do dziś jest słuszną i dobrą akcją w oczach niemieckich Żydów, których nie zdążono wywieźć do Auschwitz, bo odesłano ich do odgruzowywania miasta i innych prac porządkowych. Dzięki temu zdołali przetrwać wojnę.
Historia w służbie polityki
Po zakończeniu wojny Drezno znajdowało się w sowieckiej strefie okupacyjnej, a potem w NRD. Oficjalna propaganda wschodnioniemiecka przypisywała winę za zniszczenie Drezna i ofiary w ludziach Niemcom, narodowi niemieckiemu. W drugą rocznicę bombardowania burmistrz Drezna Walter Weidauer napisał w gazecie "Schsische Volkszeitung": "Zniszczenie Drezna było świadomie sprowokowane przez faszystowskich zbrodniarzy. (...) Polityczna słabość narodu niemieckiego jest winna tej wojnie, której mogliśmy zapobiec, gdybyśmy postępowali tak jak tysiące tych, którzy wzięli na siebie cierpienie i śmierć, trafili do więzień i obozów koncentracyjnych, ponieważ walczyli aktywnie przeciw Hitlerowi i wojnie".
Wraz z rozłamem antyfaszystowskiej koalicji zmieniła się w NRD ocena bombardowań alianckich, a propaganda wykorzystała zniszczenia Drezna jako okazję do atakowania amerykańskiego i brytyjskiego imperializmu. Alianckich lotników nazywano barbarzyńcami. Drezna nie odbudowywano - miało pozostać pomnikiem zachodniego barbarzyństwa. Natomiast w zachodniej części kraju do czasu zjednoczenia Niemiec krytyka alianckich bombardowań ludności cywilnej była domeną neonazistów i skrajnych lewaków. Demokratyczne ugrupowania polityczne raczej milczały na temat tego fragmentu historii. Coraz śmielej ocenę przebiegu wojny zaczęto poddawać rewizji po upadku muru berlińskiego. Niemcy zaczęli odkrywać siebie jako ofiarę wojennej przemocy.
Polska ocena
Dla nas, Polaków, zbombardowanie Drezna było jednym z epizodów II wojny światowej. Trudno oczekiwać od mieszkańców Warszawy bombardowanej dwukrotnie przez Luftwaffe w 1939 r. i 1944 r. współczucia dla niemieckich ofiar. Wojna totalna nie zaczęła się od przemówienia Goebbelsa w 1943 r. Wojna totalna prowadzona była przeciwko Polsce od jej pierwszego dnia. Zabytki Warszawy, świątynie, kamienice i parki zniknęły z powierzchni ziemi. Drezno straciło 32 tys. mieszkańców, 5 proc. ludności. Warszawa straciła 800 tys. osób, 90 proc. populacji. Oczekiwania Niemców, że królowa brytyjska Elżbieta II przeprosi za Harrisa, brzmią jak groteska.
8 maja Europa będzie obchodzić 60-lecie zakończenia II wojny światowej, największej zbrodni w dotychczasowych dziejach ludzkości. Nie sposób postawić na jednej płaszczyźnie zagłady Żydów, krematoriów, śmierci milionów niewinnych, napadniętych cywili w całej Europie, grabieży i mordów z wydarzeniami z 13 lutego 1945 r. Z bombardowaniem Drezna. Ruiny protestanckiego kościoła Frauenkirche w odbudowanym już Dreźnie mają przypominać o barbarzyństwie niemieckich nazistów, ale nie mogą być w żadnym razie symbolem niezawinionego cierpienia narodu niemieckiego. Słusznie powiedział jeden z drezdeńskich pastorów: "Niemcy myśleli, że tylko oni mogą bombardować miasta, że ich miast nikt nie zbombarduje". I spójrzmy prawdzie w oczy - Niemcy do końca wierzyli w zwycięstwo, przekonani o swojej wyższości i potędze bez granic.
Kolejne kłamstwo oświęcimskie
Dziś, po 60 latach od końca wojny, budzi się znów ta typowo niemiecka buta, partie neonazistowskie, dotychczas działające na marginesie życia politycznego, cieszą się coraz większym poparciem. I, co najważniejsze, potępienie dla ich haseł i programów jest coraz słabsze. Działacze neonazistowskiej partii NPD znaleźli się w Landtagu Saksonii i nie wahali się z parlamentarnej trybuny nazwać zbombardowania Drezna holocaustem. O delegalizacji partii nie ma mowy. Należy z nią walczyć przez polityczny dialog - mówią przywódcy czołowych partii demokratycznych. O bombardowaniu Drezna napisano ostatnio w Niemczech wiele książek, wydano albumy ze zdjęciami ruin i zwłok ofiar nalotów opatrzone utworami sławnych poetów. Na oczach świata odbywa się gloryfikacja ofiar alianckich wojsk, będących w rzeczywistości ofiarami nazizmu. Politycy niemieccy chcieliby już postawić grubą kreskę pod tą wojną, ale jakoś się na to nie zanosi. Obawiam się, że dopiero zaczyna się nowa intepretacja wojny i jej skutków. Poczucie potęgi Niemiec nie będzie pełne tak długo, jak długo społeczeństwo będzie miało poczucie winy za zbrodnie hitlerowskie. Trzeba więc systematycznie upowszechniać we własnym społeczeństwie i za granicą wersję o nieszczęśliwym narodzie niemieckim, zniewolonym przez grupę oszalałych nazistów i skrzywdzonym przez alianckich lotników. Narodzie, którego historia zaczęła się od wypędzeń z rodzinnych ziem, głodu i chłodu zaznanego przez dzieci i starców w tragicznych czasach kresu wojny i powojnia.
Nikt nie odbiera Niemcom prawa do żalu po ich zabitych w Dreźnie i gdziekolwiek indziej. Ale nie byli oni ani pierwszymi, ani najbardziej tragicznymi, bezbronnymi i niewinnymi ofiarami tej wojny totalnej. Taka powinna być pamięć historyczna świata.
Mieszkańcy Drezna byli całkowicie zaskoczeni, zupełnie nie przygotowani na naloty samolotów alianckich. Myśleli - Drezno nie jest miastem strategicznym ani przemysłowym, jest zabytkiem kultury i architektury, niczym więcej. W wyemitowanym 8 lutego tego roku w publicznej telewizji niemieckiej ZDF filmie autorstwa Guido Knoppa, znanego historyka dokumentalisty, pokazano morze ognia i niebo pokryte bombowcami. Można było odnieść wrażenie, że to, co spotkało miasto i jego mieszkańców, było bezmyślną zbrodnią i niczym więcej.
Obrazy inferna poprzedziły lakoniczne informacje o zbliżającej się do miasta Armii Czerwonej, o zajęciu przez nią Śląska i setkach tysięcy uciekinierów z terenów wschodnich. Dworzec główny był zapchany ludźmi zmierzającymi na zachód, w jego halach urządzono lazarety. Wojna była wszędzie, tylko z jakiegoś powodu mieszkańcy Drezna żyli sobie jakby nigdy nic, chodzili do cyrku i liczyli na cud.
W Jałcie - dowiadujemy się z filmu - 4 lutego 1945 r. premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill wystąpił z planem dywanowych nalotów na miasta niemieckie. Stalin i Roosevelt poparli ten plan. Bombardowania miały złamać wolę przetrwania niemieckiego społeczeństwa. Ale Hitler i jego ludzie wykorzystali to tragiczne wydarzenie do celów propagandowych. Śmierć miasta posłużyła do apeli o stawianie oporu i trwanie przy Fźhrerze. I ludzie trwali, choć nie było już żadnej nadziei.
W filmie Guido Knoppa przewija się wielu świadków tamtej tragedii. W większości w czasie nalotów byli oni dziećmi lub nastolatkami. Wspomnienia są wyrywkowe, dotyczą najdramatyczniejszych przeżyć, są wspomnieniami strachu i rozpaczy po utracie matek, braci i sióstr. Nastrój dokumentu jest chwilami sentymentalny, nie brakuje opowieści o kobietach rodzących pod gradem bomb i o modlitwach w schronach. Modlitwach o przeżycie. Mgliste wspomnienia nie mówią o faktach, można odnieść wrażenie, że Drezno było wyspą pokoju i szczęśliwości, na którą napadli barbarzyńcy. Zupełnie bez powodu. Świat widziany oczami dziecka, nierealny i nierzeczywisty. Bez związku z wydarzeniami na scenie wojennej i z tragedią Europy.
Bombowy Harris
Fakty są następujące. W nocy z 13 na 14 lutego 1945 r., a więc 60 lat temu, doszło do najcięższych ataków lotniczych na miasto europejskie w czasie II wojny światowej. 773 bombowce brytyjskie podczas dwóch nalotów zniszczyły 80 tys. mieszkań. 14 lutego w ciągu dnia dalszych zniszczeń dokonał nalot 311 bombowców amerykańskich. Kolejne naloty nastąpiły 15 lutego. W sumie w ataku lotniczym na Drezno wzięły udział 1233 samoloty, z tego strącono tylko osiem. Drezno nie dysponowało obroną przeciwlotniczą, którą skierowano do Zagłębia Ruhry dla ochrony zakładów zbrojeniowych. W rezultacie w mieście liczącym 630 tys. mieszkańców zginęło około 60 tys. osób, w tym ponad 35 tys. cywili; wśród nich wielu uciekinierów.
Człowiekiem, który wydał rozkaz ataku na Drezno, był sir Arthur Harris, wicemarszałek lotnictwa brytyjskiego, nazywany przez nazistowską propagandę rzeźnikiem Harrisem. W Wielkiej Brytanii miał przydomek Bomber Harris. Celem jego strategii przyjętej w 1943 r. było pozbawienie Niemców domostw i obrócenie nastrojów społeczeństwa niemieckiego przeciw własnemu rządowi. Skutki były odwrotne. Podobnie jak po niemieckich bombardowaniach Londynu wzmocnił się duch oporu Brytyjczyków, naloty utwardziły Niemców. W samej Wielkiej Brytanii jeszcze w czasie wojny naloty dywanowe na niemieckie miasta wywołały wątpliwości i kontrowersje.
Te spory nie ucichły do dziś. Brytyjscy weterani powołali w obronie dobrego imienia swego dowódcy organizację pod nazwą Bomber Harris Trust, która zajmuje się protestami przeciwko zniesławianiu marszałka. Kiedy jednak 7500 członków Stowarzyszenia Lotników Bombowych zebrało 200 tys. dolarów na postawienie popiersia Harrisa w kościele RAF St Clement Danes w Londynie, podniosły się protesty, takżew samej Wielkiej Brytanii. W końcu w 1992 r. wystawiono Harrisowi pomnik w tym kościele, tuż obok pomnika lorda Dowdinga, szefa całego RAF, ale nienaruszony przetrwał tylko jeden dzień. Zaraz po odsłonięciu ktoś oblał go czerwoną farbą.
Ratunek dla Żydów
Bombardowanie Drezna stało się tematem jednej z najważniejszych antywojennych książek w literaturze. Amerykański pisarz Kurt Vonnegut przeżył bombardowanie Drezna jako jeniec wojenny i napisał o tym powieść znaną w Polsce pod tytułem "Rzeźnia numer 5". Bomber Harris i bombardowania Niemiec były też przedmiotem satyry. W 1972 r. twórcy Monty Python's Flying Circus nagrali skecz opowiadający o meczu bokserskim między dwoma Harrisami - Rzeźnikiem i Bombowcem.
Bombardowanie Drezna do dziś jest słuszną i dobrą akcją w oczach niemieckich Żydów, których nie zdążono wywieźć do Auschwitz, bo odesłano ich do odgruzowywania miasta i innych prac porządkowych. Dzięki temu zdołali przetrwać wojnę.
Historia w służbie polityki
Po zakończeniu wojny Drezno znajdowało się w sowieckiej strefie okupacyjnej, a potem w NRD. Oficjalna propaganda wschodnioniemiecka przypisywała winę za zniszczenie Drezna i ofiary w ludziach Niemcom, narodowi niemieckiemu. W drugą rocznicę bombardowania burmistrz Drezna Walter Weidauer napisał w gazecie "Schsische Volkszeitung": "Zniszczenie Drezna było świadomie sprowokowane przez faszystowskich zbrodniarzy. (...) Polityczna słabość narodu niemieckiego jest winna tej wojnie, której mogliśmy zapobiec, gdybyśmy postępowali tak jak tysiące tych, którzy wzięli na siebie cierpienie i śmierć, trafili do więzień i obozów koncentracyjnych, ponieważ walczyli aktywnie przeciw Hitlerowi i wojnie".
Wraz z rozłamem antyfaszystowskiej koalicji zmieniła się w NRD ocena bombardowań alianckich, a propaganda wykorzystała zniszczenia Drezna jako okazję do atakowania amerykańskiego i brytyjskiego imperializmu. Alianckich lotników nazywano barbarzyńcami. Drezna nie odbudowywano - miało pozostać pomnikiem zachodniego barbarzyństwa. Natomiast w zachodniej części kraju do czasu zjednoczenia Niemiec krytyka alianckich bombardowań ludności cywilnej była domeną neonazistów i skrajnych lewaków. Demokratyczne ugrupowania polityczne raczej milczały na temat tego fragmentu historii. Coraz śmielej ocenę przebiegu wojny zaczęto poddawać rewizji po upadku muru berlińskiego. Niemcy zaczęli odkrywać siebie jako ofiarę wojennej przemocy.
Polska ocena
Dla nas, Polaków, zbombardowanie Drezna było jednym z epizodów II wojny światowej. Trudno oczekiwać od mieszkańców Warszawy bombardowanej dwukrotnie przez Luftwaffe w 1939 r. i 1944 r. współczucia dla niemieckich ofiar. Wojna totalna nie zaczęła się od przemówienia Goebbelsa w 1943 r. Wojna totalna prowadzona była przeciwko Polsce od jej pierwszego dnia. Zabytki Warszawy, świątynie, kamienice i parki zniknęły z powierzchni ziemi. Drezno straciło 32 tys. mieszkańców, 5 proc. ludności. Warszawa straciła 800 tys. osób, 90 proc. populacji. Oczekiwania Niemców, że królowa brytyjska Elżbieta II przeprosi za Harrisa, brzmią jak groteska.
8 maja Europa będzie obchodzić 60-lecie zakończenia II wojny światowej, największej zbrodni w dotychczasowych dziejach ludzkości. Nie sposób postawić na jednej płaszczyźnie zagłady Żydów, krematoriów, śmierci milionów niewinnych, napadniętych cywili w całej Europie, grabieży i mordów z wydarzeniami z 13 lutego 1945 r. Z bombardowaniem Drezna. Ruiny protestanckiego kościoła Frauenkirche w odbudowanym już Dreźnie mają przypominać o barbarzyństwie niemieckich nazistów, ale nie mogą być w żadnym razie symbolem niezawinionego cierpienia narodu niemieckiego. Słusznie powiedział jeden z drezdeńskich pastorów: "Niemcy myśleli, że tylko oni mogą bombardować miasta, że ich miast nikt nie zbombarduje". I spójrzmy prawdzie w oczy - Niemcy do końca wierzyli w zwycięstwo, przekonani o swojej wyższości i potędze bez granic.
Kolejne kłamstwo oświęcimskie
Dziś, po 60 latach od końca wojny, budzi się znów ta typowo niemiecka buta, partie neonazistowskie, dotychczas działające na marginesie życia politycznego, cieszą się coraz większym poparciem. I, co najważniejsze, potępienie dla ich haseł i programów jest coraz słabsze. Działacze neonazistowskiej partii NPD znaleźli się w Landtagu Saksonii i nie wahali się z parlamentarnej trybuny nazwać zbombardowania Drezna holocaustem. O delegalizacji partii nie ma mowy. Należy z nią walczyć przez polityczny dialog - mówią przywódcy czołowych partii demokratycznych. O bombardowaniu Drezna napisano ostatnio w Niemczech wiele książek, wydano albumy ze zdjęciami ruin i zwłok ofiar nalotów opatrzone utworami sławnych poetów. Na oczach świata odbywa się gloryfikacja ofiar alianckich wojsk, będących w rzeczywistości ofiarami nazizmu. Politycy niemieccy chcieliby już postawić grubą kreskę pod tą wojną, ale jakoś się na to nie zanosi. Obawiam się, że dopiero zaczyna się nowa intepretacja wojny i jej skutków. Poczucie potęgi Niemiec nie będzie pełne tak długo, jak długo społeczeństwo będzie miało poczucie winy za zbrodnie hitlerowskie. Trzeba więc systematycznie upowszechniać we własnym społeczeństwie i za granicą wersję o nieszczęśliwym narodzie niemieckim, zniewolonym przez grupę oszalałych nazistów i skrzywdzonym przez alianckich lotników. Narodzie, którego historia zaczęła się od wypędzeń z rodzinnych ziem, głodu i chłodu zaznanego przez dzieci i starców w tragicznych czasach kresu wojny i powojnia.
Nikt nie odbiera Niemcom prawa do żalu po ich zabitych w Dreźnie i gdziekolwiek indziej. Ale nie byli oni ani pierwszymi, ani najbardziej tragicznymi, bezbronnymi i niewinnymi ofiarami tej wojny totalnej. Taka powinna być pamięć historyczna świata.
Więcej możesz przeczytać w 7/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.