Co trzecia wykształcona Polka będzie żyć samotnie Mel Gibson jest uznawany za jednego z najatrakcyjniejszych mężczyzn na świecie. Dla wielu jest więc prawdziwym szokiem, że swoją żonę, amerykańską pielęgniarkę Robyn Moore, poznał za pośrednictwem agencji matrymonialnej. Związek Gibsonów jest najtrwalszym małżeństwem w świecie filmu (mają siedmioro dzieci) Czy w ten sam sposób męża będzie szukać najpopularniejsza (wedle sondaży i internetowych ankiet) Polka - aktorka Joanna Brodzik, która przekroczyła trzydziestkę? Czy do biura matrymonialnego zwróci się też bardzo popularna aktorka Małgorzata Kożuchowska, również panna po trzydziestce? Biura matrymonialne mogą ułatwić znalezienie męża czy żony, ale ich wielka popularność w ostatnich latach świadczy o bardzo niepokojącym zjawisku - dużej liczbie samotnych kobiet po trzydziestce. Brodzik i Kożuchowska nie mogą narzekać na brak mężczyzn wokół siebie, mają więc szansę znaleźć kandydata na męża. Ale co mają zrobić inne kobiety po trzydziestce: wykształcone, mające dobrą pracę, urządzone, ale samotne. Czy mogą się spełnić prognozy, wedle których aż 40 proc. kobiet w Polsce nie znajdzie w przyszłości mężów? Dlaczego aż tyle kobiet czeka życie poza normalną rodziną?
Namiętna dwudziestolatka
W Polsce samotnie żyje ponad 7 milionów panien, kawalerów i osób rozwiedzionych. Jednoosobowe gospodarstwa stanowią już 25 proc. wszystkich gospodarstw domowych. W ostatnich pięciu latach pobierało się rocznie mniej niż 200 tysięcy par. Dla porównania: w latach 70. i 80. takich par było około 300 tysięcy rocznie. Samotnych matek przybyło w ostatnim piętnastoleciu aż o 30 proc., a dzieci pozamałżeńskich rodzi się trzykrotnie więcej niż 20 lat temu. Małżeństwa zawieramy coraz później i coraz później kobiety decydują się na potomstwo: średni wiek urodzenia pierwszego dziecka wynosi obecnie 24 lata (jeszcze w latach 80. było to 20), ale dla osób z wykształceniem wyższym jest to 28 lat.
Kobiety skazane na samotne życie i wychowywanie dzieci paradoksalnie zawdzięczają to w dużej mierze kampanii równouprawnienia płci. Bo niektóre kobiety tak się przejęły równością, że zapomniały o rodzinie i macierzyństwie. Nałożył się na to proces wcześniejszego biologicznego dojrzewania dziewcząt. Dr Katarzyna Kozioł z leczącej niepłodność kliniki Novum mówi, że dziewczynki dojrzewają płciowo już około jedenastego roku życia. Z drugiej strony, coraz więcej kobiet tuż po czterdziestce ma klimakterium. Jeśli więc kobieta ma ponad trzydzieści lat, jej szanse na założenie rodziny i posiadanie potomstwa są pięć, sześć razy mniejsze niż w wypadku kobiety mającej 20-24 lata. Natury nie da się oszukać. Im później kobiety zawierają małżeństwa, tym mniej w ich związkach liczy się biologia, czyli tym trudniej grają ich instynkty. Jak dowodzą badania prof. Bogdana Wojciszke (autora m.in. "Psychologii miłości"), u kobiety namiętność jest najsilniej odczuwana w apogeum jej rozrodczych zdolności, czyli około dwudziestego roku życia. Namiętność maleje z wiekiem, by po przekroczeniu czterdziestki wygasnąć. Mężczyźni mają pod tym względem lepiej, bo u nich zarówno zdolności rozrodcze, jak i namiętność nie wygasają praktycznie do końca życia. 90-letni Czesław Miłosz pisał w jednym z wierszy, że zasypia "kołysany marzeniami porno"
Syndrom Kasi i Tomka
Polskie trzydziestolatki wpadają dziś w tę samą pułapkę, w którą dwadzieścia lat temu wpadły kobiety na Zachodzie. Według prognoz socjologów i demografów, co trzecia kobieta z wyższym wykształceniem i o dochodach powyżej przeciętnej nie znajdzie w ciągu najbliższej dekady życiowego partnera. To właśnie jest problem samotnych, choć gorączkowo poszukujących partnerów, bohaterek kultowych dla trzydziesto- i czterdziestolatek filmów "Seks w wielkim mieście", "Dziennik Bridget Jones" czy "Ally McBeal". Oglądające je młodsze kobiety nakręcają dziś nową modę w USA, zamrażają mianowicie swoje komórki jajowe (które są najlepszej jakości około 20. roku życia). Liczą, że kiedy wreszcie znajdą odpowiedniego mężczyznę, mogą być grubo po trzydziestce.
Kluczowym czynnikiem wpływającym na odkładanie małżeństwa i macierzyństwa okazuje się wykształcenie. Z badań socjologa prof. Henryka Domańskiego wynika, że liczba samotnych kobiet rośnie wprost proporcjonalnie do liczby kobiet mających wyższe wykształcenie. W latach 80. było około 10 proc. mężczyzn z wyższym wykształceniem, podczas gdy kobiet około 6 proc. Wśród mężczyzn wskaźniki się zatrzymały, za to wśród kobiet skoczyły o 100 proc.! I o 100 proc. wzrosła też liczba kobiet żyjących samotnie. Jak dowodzą badania amerykańskich psychologów społecznych prowadzone pod kierunkiem Roya Baumeistera, dla kobiet zasadniczym czynnikiem kształtującym ich postaw" wobec seksu i związku z mężczyzną jest wykształcenie. W praktyce życiowej oznacza to śrubowanie wymagań wobec kandydata na męża, co prowadzi do podwyższania wieku tych, które wreszcie ten ideał znajdą. A sporo kobiet nie znajduje go nigdy. Swoją sytuację wiele wykształconych pań tłumaczy często tak jak dziennikarka TVN Martyna Wojciechowska - że nie mają czasu na rodzinę, bo przede wszystkim muszą zbudować silną pozycję zawodową. - Nie wierzę opowieściom kobiet, które twierdzą, że godzą karmienie niemowlaka piersią z zarządzaniem wielkimi korporacjami - mówi "Wprost" Wojciechowska.
To głównie wykształcone kobiety były zwolenniczkami rewolucji seksualnej lat 60., a potem feminizmu.To feministki wmówiły kobietom, że małżeństwo i macierzyństwo to prawdziwa niewola. Czy może dziwić, że spotykając kobiety o takich poglądach, coraz więcej mężczyzn woli albo opóźnić założenie rodziny, albo wcale się nie żenić? Tymczasem w ostatnich dekadach postępowe kobiety wyzwoliły się nie tylko z seksualnych ograniczeń - wiele z nich wyzwoliło się też z pęt sakramentalnego, monogamicznego małżeństwa. Można powiedzieć, że rewolucja seksualna i feminizm odbijają się obecnie czkawką. Najpierw wyzwolone niewiasty uznały, że rodziną jest kobieta z dzieckiem, potem, że związek homoseksualny, a ostatnio, że nawet osoba żyjąca samotnie. Pośród tych nowych form rodziny są tzw. Dinks (Double Income No Kids, czyli podwójne dochody, zero dzieci), czyli związki bez dzieci (najczęściej nie są to małżeństwa). Typową parą Dinks są bohaterowie serialu "Kasia i Tomek". Co ciekawe, wiele wskazuje na to, że Joanna Brodzik w życiu wybrała podobną drogę. Podobnie jak inna gwizda tego pokolenia aktorskiego Magdalena Cielecka związana z Andrzejem Chyrą. Z badań socjologa Larry`ego Bumpassa wynika, że związki typu Dinks to pułapka, bo tylko co dziesiąty z nich trwa dłużej niż 10 lat, zaś większość nie przekracza dwóch lat.
Randka w biurze matrymonialnym
Im bardziej wykształcone kobiety po trzydziestce czują się zagrożone życiem w samotności, tym częściej zwracają się po pomoc: część do terapeutów, część do biur matrymonialnych. Nie dziwi więc, że o ile kilkanaście lat temu statystyczna klientka takiego biura miała około pięćdziesiątki i pochodziła z niewielkiej miejscowości, to obecnie ma około 35 lat, wyższe wykształcenie (około 80 proc.) i wyższe od średniej dochody. Są w tej grupie nauczycielki akademickie, pracownice banków, przedstawicielki wolnych zawodów. Chcą szybko założyć rodzinę, żeby nadrobić czas stracony na naukę, karierę czy podróże. Szukają fachowego pośrednika, bo mają mało czasu, żeby to robić na własną rękę, a w swoich środowiskach nie znajdują już odpowiednich wolnych mężczyzn.
Polki po trzydziestce szukają też partner-w przez Internet. Mitem jest przekonanie, że z tzw. czatów randkowych i erotycznych korzystają głównie mężczyźni. Panuje tam równouprawnienie. Potwierdzają to najnowsze badania seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego.
W Europie Zachodniej i Ameryce liczba kobiet po trzydziestce korzystających z biur matrymonialnych i internetowych randek jest dziesięciokrotnie wyższa niż w Polsce. Ale według prognoz, m.in. tygodnika "The Economist", samotnych Polek przybywa w takim tempie, że dogonimy Zachód już za pięć, sześć lat. W tej akurat sprawie lepiej by było, abyśmy wlekli się w ogonie przemian.
W Polsce samotnie żyje ponad 7 milionów panien, kawalerów i osób rozwiedzionych. Jednoosobowe gospodarstwa stanowią już 25 proc. wszystkich gospodarstw domowych. W ostatnich pięciu latach pobierało się rocznie mniej niż 200 tysięcy par. Dla porównania: w latach 70. i 80. takich par było około 300 tysięcy rocznie. Samotnych matek przybyło w ostatnim piętnastoleciu aż o 30 proc., a dzieci pozamałżeńskich rodzi się trzykrotnie więcej niż 20 lat temu. Małżeństwa zawieramy coraz później i coraz później kobiety decydują się na potomstwo: średni wiek urodzenia pierwszego dziecka wynosi obecnie 24 lata (jeszcze w latach 80. było to 20), ale dla osób z wykształceniem wyższym jest to 28 lat.
Kobiety skazane na samotne życie i wychowywanie dzieci paradoksalnie zawdzięczają to w dużej mierze kampanii równouprawnienia płci. Bo niektóre kobiety tak się przejęły równością, że zapomniały o rodzinie i macierzyństwie. Nałożył się na to proces wcześniejszego biologicznego dojrzewania dziewcząt. Dr Katarzyna Kozioł z leczącej niepłodność kliniki Novum mówi, że dziewczynki dojrzewają płciowo już około jedenastego roku życia. Z drugiej strony, coraz więcej kobiet tuż po czterdziestce ma klimakterium. Jeśli więc kobieta ma ponad trzydzieści lat, jej szanse na założenie rodziny i posiadanie potomstwa są pięć, sześć razy mniejsze niż w wypadku kobiety mającej 20-24 lata. Natury nie da się oszukać. Im później kobiety zawierają małżeństwa, tym mniej w ich związkach liczy się biologia, czyli tym trudniej grają ich instynkty. Jak dowodzą badania prof. Bogdana Wojciszke (autora m.in. "Psychologii miłości"), u kobiety namiętność jest najsilniej odczuwana w apogeum jej rozrodczych zdolności, czyli około dwudziestego roku życia. Namiętność maleje z wiekiem, by po przekroczeniu czterdziestki wygasnąć. Mężczyźni mają pod tym względem lepiej, bo u nich zarówno zdolności rozrodcze, jak i namiętność nie wygasają praktycznie do końca życia. 90-letni Czesław Miłosz pisał w jednym z wierszy, że zasypia "kołysany marzeniami porno"
Syndrom Kasi i Tomka
Polskie trzydziestolatki wpadają dziś w tę samą pułapkę, w którą dwadzieścia lat temu wpadły kobiety na Zachodzie. Według prognoz socjologów i demografów, co trzecia kobieta z wyższym wykształceniem i o dochodach powyżej przeciętnej nie znajdzie w ciągu najbliższej dekady życiowego partnera. To właśnie jest problem samotnych, choć gorączkowo poszukujących partnerów, bohaterek kultowych dla trzydziesto- i czterdziestolatek filmów "Seks w wielkim mieście", "Dziennik Bridget Jones" czy "Ally McBeal". Oglądające je młodsze kobiety nakręcają dziś nową modę w USA, zamrażają mianowicie swoje komórki jajowe (które są najlepszej jakości około 20. roku życia). Liczą, że kiedy wreszcie znajdą odpowiedniego mężczyznę, mogą być grubo po trzydziestce.
Kluczowym czynnikiem wpływającym na odkładanie małżeństwa i macierzyństwa okazuje się wykształcenie. Z badań socjologa prof. Henryka Domańskiego wynika, że liczba samotnych kobiet rośnie wprost proporcjonalnie do liczby kobiet mających wyższe wykształcenie. W latach 80. było około 10 proc. mężczyzn z wyższym wykształceniem, podczas gdy kobiet około 6 proc. Wśród mężczyzn wskaźniki się zatrzymały, za to wśród kobiet skoczyły o 100 proc.! I o 100 proc. wzrosła też liczba kobiet żyjących samotnie. Jak dowodzą badania amerykańskich psychologów społecznych prowadzone pod kierunkiem Roya Baumeistera, dla kobiet zasadniczym czynnikiem kształtującym ich postaw" wobec seksu i związku z mężczyzną jest wykształcenie. W praktyce życiowej oznacza to śrubowanie wymagań wobec kandydata na męża, co prowadzi do podwyższania wieku tych, które wreszcie ten ideał znajdą. A sporo kobiet nie znajduje go nigdy. Swoją sytuację wiele wykształconych pań tłumaczy często tak jak dziennikarka TVN Martyna Wojciechowska - że nie mają czasu na rodzinę, bo przede wszystkim muszą zbudować silną pozycję zawodową. - Nie wierzę opowieściom kobiet, które twierdzą, że godzą karmienie niemowlaka piersią z zarządzaniem wielkimi korporacjami - mówi "Wprost" Wojciechowska.
To głównie wykształcone kobiety były zwolenniczkami rewolucji seksualnej lat 60., a potem feminizmu.To feministki wmówiły kobietom, że małżeństwo i macierzyństwo to prawdziwa niewola. Czy może dziwić, że spotykając kobiety o takich poglądach, coraz więcej mężczyzn woli albo opóźnić założenie rodziny, albo wcale się nie żenić? Tymczasem w ostatnich dekadach postępowe kobiety wyzwoliły się nie tylko z seksualnych ograniczeń - wiele z nich wyzwoliło się też z pęt sakramentalnego, monogamicznego małżeństwa. Można powiedzieć, że rewolucja seksualna i feminizm odbijają się obecnie czkawką. Najpierw wyzwolone niewiasty uznały, że rodziną jest kobieta z dzieckiem, potem, że związek homoseksualny, a ostatnio, że nawet osoba żyjąca samotnie. Pośród tych nowych form rodziny są tzw. Dinks (Double Income No Kids, czyli podwójne dochody, zero dzieci), czyli związki bez dzieci (najczęściej nie są to małżeństwa). Typową parą Dinks są bohaterowie serialu "Kasia i Tomek". Co ciekawe, wiele wskazuje na to, że Joanna Brodzik w życiu wybrała podobną drogę. Podobnie jak inna gwizda tego pokolenia aktorskiego Magdalena Cielecka związana z Andrzejem Chyrą. Z badań socjologa Larry`ego Bumpassa wynika, że związki typu Dinks to pułapka, bo tylko co dziesiąty z nich trwa dłużej niż 10 lat, zaś większość nie przekracza dwóch lat.
Randka w biurze matrymonialnym
Im bardziej wykształcone kobiety po trzydziestce czują się zagrożone życiem w samotności, tym częściej zwracają się po pomoc: część do terapeutów, część do biur matrymonialnych. Nie dziwi więc, że o ile kilkanaście lat temu statystyczna klientka takiego biura miała około pięćdziesiątki i pochodziła z niewielkiej miejscowości, to obecnie ma około 35 lat, wyższe wykształcenie (około 80 proc.) i wyższe od średniej dochody. Są w tej grupie nauczycielki akademickie, pracownice banków, przedstawicielki wolnych zawodów. Chcą szybko założyć rodzinę, żeby nadrobić czas stracony na naukę, karierę czy podróże. Szukają fachowego pośrednika, bo mają mało czasu, żeby to robić na własną rękę, a w swoich środowiskach nie znajdują już odpowiednich wolnych mężczyzn.
Polki po trzydziestce szukają też partner-w przez Internet. Mitem jest przekonanie, że z tzw. czatów randkowych i erotycznych korzystają głównie mężczyźni. Panuje tam równouprawnienie. Potwierdzają to najnowsze badania seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego.
W Europie Zachodniej i Ameryce liczba kobiet po trzydziestce korzystających z biur matrymonialnych i internetowych randek jest dziesięciokrotnie wyższa niż w Polsce. Ale według prognoz, m.in. tygodnika "The Economist", samotnych Polek przybywa w takim tempie, że dogonimy Zachód już za pięć, sześć lat. W tej akurat sprawie lepiej by było, abyśmy wlekli się w ogonie przemian.
Więcej możesz przeczytać w 7/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.