Walka o sukcesję w Korei Północnej toczy się między 24-letnim Kim Dzong Czolem i 22-letnim Kim Dzong Unem Dyktatura jest najbardziej zagrożona rebelią nie wtedy, kiedy jest najsroższa, ale w fazie liberalizacji - twierdził Alexis de Tocqueville. Taką fazę przeszedł niedawno reżim w Phenianie. Dzięki reformie znoszącej część subsydiów dla przemysłu wzrosły płace. Do Phenianiu zawitali inwestorzy. Na ulicach pojawiły się billboardy (reklamujące fiata sienę). Zaczęła działać sieć komórkowa, w stolicy otwarto nawet kawiarenkę internetową (z astronomiczną ceną 10 USD za godzinę). Do innych zmian jednak nie doszło. Kim Dzong Il, zagrzewając się do walki z imperialnymi USA, przykręcił śrubę i zaangażował się w atomowe zbrojenia. - Koreańczycy przez chwilę poczuli powiew świeżego powietrza - mówi David Scofield, wykładowca Szkoły Studiów Azji Wschodniej na Uniwersytecie w Sheffield w Wielkiej Brytanii. - Oni nie są tak pasywni, jak się mogło wydawać. To musiało mieć swój skutek społeczny - dodaje.
Kim Dzong Il - choć oficjalnie wielbiony - nie cieszy się najlepszą opinią wśród towarzyszy. Nie ma frontowej przeszłości, jest obwiniany o spowodowanie śmierci ojca. Trudno będzie mu więc utrzymać pozycję przywódcy. Walka o tytuł "ukochanego następcy" toczy się dziś między najmłodszymi synami Kima, pochodzącymi z jego ostatniego związku: 24-letnim Kim Dzong Czolem i 22-letnim Kim Dzong Unem. Im jeszcze trudniej będzie zbudować autorytet niezbędny do sprawowania dyktatury. - Wśród oficerów jest wielu ambitnych generałów chętnych do przejęcia władzy - podkreśla Scofield.
Południowokoreański pastor Douglas Shin, który pomaga uciekinierom z Korei Północnej, uważa, że Kim Dzong Il już nie dowodzi. - Kim to tylko atrapa władzy. Decyzje podejmuje kilku generałów - mówi.
Trzy razy A
16 lutego Kim Dzong Il skończy 63 lata. Tymczasem oblężoną północnokoreańską twierdzą wstrząsają intrygi. Głodujący mieszkańcy wypisują na murach: "Precz z Kimem". Film nakręcony przemyconą kamerą potwierdza istnienie opozycji. Ze ścian niektórych państwowych budynków zniknęły portrety wodza. Kim Dzong Il nie może być pewny nawet armii - do tej pory bastionu jego władzy - z której generałowie uciekają za chińską granicę. Bunt podniósł się w jednostce 2-16, nazwanej tak na cześć jego urodzin. 16 lutego Kim Dzong Il zamierza wskazać następcę. Niewykluczone, że wkrótce powtórzą się wydarzenia z 8 lipca 1994 r., gdy "ukochanego przywódcę" Kim Ir Sena zmógł zawał, a lekarze nie dojechali na czas. To wtedy na scenę wyszedł "wielki przywódca" Kim Dzong Il.
Specjaliści mówią o trzech "a" jako możliwym scenariuszu wydarzeń: assassination, asylum, amnesty, czyli: zamach, azyl lub amnestia. Według Davida Scofielda, dwie ostatnie opcje to szansa na uwolnienie ludności z opresji dyktatora przy najmniejszym rozlewie krwi. - Kim mógłby pójść drogą Idiego Amina Dady z Ugandy albo Jean-Bertranda Aristide'a z Haiti - mówi Scofield. Idi Amin Dada, krwawy dyktator Ugandy, pod koniec rządów w 1979 r. musiał się ratować ucieczką do Libii, a potem do Arabii Saudyjskiej, gdzie władze przyznały mu emeryturę za zasługi dla islamu. Podobnie w zeszłym roku zrobił Aristide, który tuż przed zajęciem przez opozycję lotniska w Port-au-Prince przy pomocy Amerykanów uciekł do Afryki Środkowej. - Kim ma kilka opcji. Może uciec do Rosji i starać się o azyl, może się ukrywać w Chinach, gdzie władze przymknęłyby oko na jego obecność, może nawet pojechać do USA - mówi Scofield.
Wedle oficjalnej biografii, kiedy urodził się Kim Dzong Il, "na zaśnieżonych stokach zakwitły kwiaty". Naprawdę Kim urodził się jako Jurij Irsenowicz Kim w Rosji koło Chabarowska, w obozie 88. Brygady Piechoty Armii Czerwonej, w której służył jego ojciec. To daje prawne podstawy do przyznania mu rosyjskiego obywatelstwa, co utrudniłoby ewentualne postawienie go przed sądem. Kim może też ruszyć za Pacyfik. Niedawno południowokoreański magazyn "Monthly Chosun" ujawnił, że Kim, jego kochanka oraz sekretarka, posługując się sfałszowanymi paszportami, uzyskali amerykańskie wizy w konsulacie w Brazylii. Siostra Koh Yung Hi, zmarłej w ubiegłym roku żony Kima, po ucieczce do USA przyznała, że "wielki przywódca" inwestował na Wall Street.
Spiskująca armia
Jasper Becker, korespondent w Pekinie i autor książki o Korei Północnej, uważa, że władza Kima upadnie w wyniku zamachu. Do takiej próby doszło 22 kwietnia 2004 r., kiedy na stacji Ryongchon zderzyły się dwa pociągi. Potężny wybuch zrównał z ziemią całą okolicę. Kilka godzin wcześniej przejeżdżał tamtędy (wracając z Chin) Kim Dzong Il. - Te wydarzenia nie były przypadkowe. To była ewidentna próba zamachu - mówi Becker. Kilka dni później tajna policja rozstrzelała kilku urzędników. Jednym z zamordowanych był Huh Chang Suk, daleki krewny Kim Dzong Ila i siostrzeniec byłego szefa MSZ.
Becker przeprowadził kilkadziesiąt rozmów, m.in z uchodźcami z północy. Według nich, Korea Północna kilkakrotnie była na granicy buntu. Nieraz całe miasta, zwłaszcza na północy, wypowiadały posłuszeństwo Phenianowi. W lutym 1998 r. wybuchł strajk w przemysłowym mieście Songrim. Na oczach tłumu rozstrzelano zarząd huty, który wcześniej oskarżono o sprzedaż części do Chin. Kilkanaście godzin później stanęło całe miasto. Następnego dnia pojawiły się czołgi. Zginęło kilkaset osób.
- Generałowie próbowali zorganizować pucz już w 1992 r. Wyłapano ich, publicznie osądzono i rozstrzelano, a ich rodziny trafiły do obozów - opowiada Becker. To nie były jedyne spiski wojska. W 1995 r. w portowym mieście Chongjin kilkudziesięciu oficerów próbowało przejąć kontrolę nad portem i składem rakiet. Inni oficerowie podczas parady wojskowej w Phenianie chcieli odpalić rakietę w stronę platformy, na której stał Kim. W armii powstała opozycyjna Najwyższa Rada Ocalenia Narodowego. To jej członkowie rozrzucili na drogach ulotki nawołujące do obalenia dyktatora. "Apelujemy do żołnierzy Armii Ludowej i do ludu! Przyłączcie się do nas i walczcie" - pisali.
Phenian oficjalnie ogłosił, że ma broń atomową. Zawieszono rozmowy z USA i Chinami. Upadający reżim nadal szantażuje. Zobaczymy jak długo. Być może wkrótce nastąpi pierwsze z trzech "a".
Południowokoreański pastor Douglas Shin, który pomaga uciekinierom z Korei Północnej, uważa, że Kim Dzong Il już nie dowodzi. - Kim to tylko atrapa władzy. Decyzje podejmuje kilku generałów - mówi.
Trzy razy A
16 lutego Kim Dzong Il skończy 63 lata. Tymczasem oblężoną północnokoreańską twierdzą wstrząsają intrygi. Głodujący mieszkańcy wypisują na murach: "Precz z Kimem". Film nakręcony przemyconą kamerą potwierdza istnienie opozycji. Ze ścian niektórych państwowych budynków zniknęły portrety wodza. Kim Dzong Il nie może być pewny nawet armii - do tej pory bastionu jego władzy - z której generałowie uciekają za chińską granicę. Bunt podniósł się w jednostce 2-16, nazwanej tak na cześć jego urodzin. 16 lutego Kim Dzong Il zamierza wskazać następcę. Niewykluczone, że wkrótce powtórzą się wydarzenia z 8 lipca 1994 r., gdy "ukochanego przywódcę" Kim Ir Sena zmógł zawał, a lekarze nie dojechali na czas. To wtedy na scenę wyszedł "wielki przywódca" Kim Dzong Il.
Specjaliści mówią o trzech "a" jako możliwym scenariuszu wydarzeń: assassination, asylum, amnesty, czyli: zamach, azyl lub amnestia. Według Davida Scofielda, dwie ostatnie opcje to szansa na uwolnienie ludności z opresji dyktatora przy najmniejszym rozlewie krwi. - Kim mógłby pójść drogą Idiego Amina Dady z Ugandy albo Jean-Bertranda Aristide'a z Haiti - mówi Scofield. Idi Amin Dada, krwawy dyktator Ugandy, pod koniec rządów w 1979 r. musiał się ratować ucieczką do Libii, a potem do Arabii Saudyjskiej, gdzie władze przyznały mu emeryturę za zasługi dla islamu. Podobnie w zeszłym roku zrobił Aristide, który tuż przed zajęciem przez opozycję lotniska w Port-au-Prince przy pomocy Amerykanów uciekł do Afryki Środkowej. - Kim ma kilka opcji. Może uciec do Rosji i starać się o azyl, może się ukrywać w Chinach, gdzie władze przymknęłyby oko na jego obecność, może nawet pojechać do USA - mówi Scofield.
Wedle oficjalnej biografii, kiedy urodził się Kim Dzong Il, "na zaśnieżonych stokach zakwitły kwiaty". Naprawdę Kim urodził się jako Jurij Irsenowicz Kim w Rosji koło Chabarowska, w obozie 88. Brygady Piechoty Armii Czerwonej, w której służył jego ojciec. To daje prawne podstawy do przyznania mu rosyjskiego obywatelstwa, co utrudniłoby ewentualne postawienie go przed sądem. Kim może też ruszyć za Pacyfik. Niedawno południowokoreański magazyn "Monthly Chosun" ujawnił, że Kim, jego kochanka oraz sekretarka, posługując się sfałszowanymi paszportami, uzyskali amerykańskie wizy w konsulacie w Brazylii. Siostra Koh Yung Hi, zmarłej w ubiegłym roku żony Kima, po ucieczce do USA przyznała, że "wielki przywódca" inwestował na Wall Street.
Spiskująca armia
Jasper Becker, korespondent w Pekinie i autor książki o Korei Północnej, uważa, że władza Kima upadnie w wyniku zamachu. Do takiej próby doszło 22 kwietnia 2004 r., kiedy na stacji Ryongchon zderzyły się dwa pociągi. Potężny wybuch zrównał z ziemią całą okolicę. Kilka godzin wcześniej przejeżdżał tamtędy (wracając z Chin) Kim Dzong Il. - Te wydarzenia nie były przypadkowe. To była ewidentna próba zamachu - mówi Becker. Kilka dni później tajna policja rozstrzelała kilku urzędników. Jednym z zamordowanych był Huh Chang Suk, daleki krewny Kim Dzong Ila i siostrzeniec byłego szefa MSZ.
Becker przeprowadził kilkadziesiąt rozmów, m.in z uchodźcami z północy. Według nich, Korea Północna kilkakrotnie była na granicy buntu. Nieraz całe miasta, zwłaszcza na północy, wypowiadały posłuszeństwo Phenianowi. W lutym 1998 r. wybuchł strajk w przemysłowym mieście Songrim. Na oczach tłumu rozstrzelano zarząd huty, który wcześniej oskarżono o sprzedaż części do Chin. Kilkanaście godzin później stanęło całe miasto. Następnego dnia pojawiły się czołgi. Zginęło kilkaset osób.
- Generałowie próbowali zorganizować pucz już w 1992 r. Wyłapano ich, publicznie osądzono i rozstrzelano, a ich rodziny trafiły do obozów - opowiada Becker. To nie były jedyne spiski wojska. W 1995 r. w portowym mieście Chongjin kilkudziesięciu oficerów próbowało przejąć kontrolę nad portem i składem rakiet. Inni oficerowie podczas parady wojskowej w Phenianie chcieli odpalić rakietę w stronę platformy, na której stał Kim. W armii powstała opozycyjna Najwyższa Rada Ocalenia Narodowego. To jej członkowie rozrzucili na drogach ulotki nawołujące do obalenia dyktatora. "Apelujemy do żołnierzy Armii Ludowej i do ludu! Przyłączcie się do nas i walczcie" - pisali.
Phenian oficjalnie ogłosił, że ma broń atomową. Zawieszono rozmowy z USA i Chinami. Upadający reżim nadal szantażuje. Zobaczymy jak długo. Być może wkrótce nastąpi pierwsze z trzech "a".
Więcej możesz przeczytać w 7/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.