Generał Dukaczewski i całe kierownictwo WSI powinni sobie znaleźć inną pracę Generał Marek Dukaczewski, szef Wojskowych Służb Informacyjnych, okłamuje opinię publiczną, twierdząc, że na tzw. liście Wildsteina znalazło się tylko dwóch czynnych oficerów WSI - on sam i jego zastępca gen. Janusz Bojarski. Dukaczewski ukrywa, że w katalogu IPN są nazwiska co najmniej kilkudziesięciu funkcjonariuszy WSI w służbie czynnej. Znaleźliśmy tam m.in. specjalistów od państw byłego ZSRR czy Bliskiego Wschodu. I można być niemal pewnym, że te nazwiska były znane obcym wywiadom na długo przed upublicznieniem listy Wildsteina.
W katalogu IPN znalazł się pułkownik wywiadu wojskowego pracujący w polskim przedstawicielstwie w jednym z krajów śródziemnomorskich, który prowadzi wojnę z islamskimi fundamentalistami. Ten specjalista od spraw bliskowschodnich jeszcze w 2004 r. pracował w Bagdadzie (jedyny w WSI zna język arabski). Na liście IPN znalazł się również oficer, który w kontrwywiadzie WSI zajmuje się działalnością służb specjalnych państw byłego ZSRR na terenie Polski. Dlaczego więc Dukaczewski utrzymuje, że nie ma żadnego zagrożenia dla aktywnych oficerów WSI?
Rezerwat LWP
Dukaczewski sam to zagrożenie na nich sprowadził, nie zadając sobie trudu sprawdzenia za wczasu, co znalazło się w katalogu IPN. Zawiera on setki nazwisk żołnierzy wywiadu i kontrwywiadu Ludowego Wojska Polskiego, którzy przeszli 11 sierpnia 1991 r. do nowo powstałego inspektoratu WSI. Na tzw. liście Wildsteina identyfikuje ich na przykład ciąg cyfr 0591 lub 0592. W zbiorze IPN można znaleźć dziesiątki oficerów, którzy po latach tajnych misji w służbie Układu Warszawskiego nadal pracują w WSI. Wielu akredytowano jako attache wojskowych. W Bejrucie taką funkcję pełni płk Krzysztof Łada, do niedawna wiceszef wywiadu WSI. Pod koniec lat 80. "łącznikował" Grzegorza Żemka, który jako szef FOZZ wykonywał specjalne zadania dla Zarządu II Sztabu Generalnego WP. Konsumentów pieniędzy FOZZ reprezentuje z kolei płk Zenon Klamecki, do 2001 r. wiceszef kontrwywiadu wojskowego.
Znaleźliśmy na liście tak ciekawe postacie, jak pułkownicy Marek Kołodziejski i Janusz Adamkiewicz. Pierwszego skazano za zastraszanie prokuratora. Drugi stanął przed sądem, m.in. za fałszowanie dokumentów, grożenie śmiercią i okaleczeniem dzieci. Trzy lata temu obaj pomagali gen. Dukaczewskiemu zbierać haki na jego poprzedników z czasów rządu Jerzego Buzka.
Kto zawinił?
Skoro na podstawie listy z czytelni IPN można sporządzić pokaźną kartotekę kadr WSI, to z zadaniem tym dawno już poradziły sobie obce służby. Gen. Dukaczewski zarzuca pracownikowi IPN, że instytut zrobił "jawny przewodnik z tajnych materiałów". Prof. Andrzej Paczkowski z kolegium IPN dowodzi, że instytut nie złamał prawa. "Zasady funkcjonowania archiwów publicznych są takie, że sygnatury - także materiałów, które nie są udostępniane - powinny się znajdować w dostępnych pomocach archiwalnych. Takie jest zalecenie Rady Europy" - oświadczył prof. Paczkowski.
Zasady udostępniania osobom upoważnionym danych zawartych w dokumentach wyodrębnionego i tajnego zbioru zastrzeżonego przez szefa MON reguluje porozumienie z maja 2004 r. między ministrem obrony i prezesem IPN. Jeżeli to i inne porozumienia nic nie mówią o inwentarzu katalogowym, to wina za spowodowany tym wyciek tajemnic spada na Biuro Bezpieczeństwa WSI. To ono odpowiada za ochronę informacji przekazywanych do IPN. Gen. Dukaczewski i całe kierownictwo WSI sami dostarczają argumentów, że po wyborach powinni sobie znaleźć inną pracę.
Rezerwat LWP
Dukaczewski sam to zagrożenie na nich sprowadził, nie zadając sobie trudu sprawdzenia za wczasu, co znalazło się w katalogu IPN. Zawiera on setki nazwisk żołnierzy wywiadu i kontrwywiadu Ludowego Wojska Polskiego, którzy przeszli 11 sierpnia 1991 r. do nowo powstałego inspektoratu WSI. Na tzw. liście Wildsteina identyfikuje ich na przykład ciąg cyfr 0591 lub 0592. W zbiorze IPN można znaleźć dziesiątki oficerów, którzy po latach tajnych misji w służbie Układu Warszawskiego nadal pracują w WSI. Wielu akredytowano jako attache wojskowych. W Bejrucie taką funkcję pełni płk Krzysztof Łada, do niedawna wiceszef wywiadu WSI. Pod koniec lat 80. "łącznikował" Grzegorza Żemka, który jako szef FOZZ wykonywał specjalne zadania dla Zarządu II Sztabu Generalnego WP. Konsumentów pieniędzy FOZZ reprezentuje z kolei płk Zenon Klamecki, do 2001 r. wiceszef kontrwywiadu wojskowego.
Znaleźliśmy na liście tak ciekawe postacie, jak pułkownicy Marek Kołodziejski i Janusz Adamkiewicz. Pierwszego skazano za zastraszanie prokuratora. Drugi stanął przed sądem, m.in. za fałszowanie dokumentów, grożenie śmiercią i okaleczeniem dzieci. Trzy lata temu obaj pomagali gen. Dukaczewskiemu zbierać haki na jego poprzedników z czasów rządu Jerzego Buzka.
Kto zawinił?
Skoro na podstawie listy z czytelni IPN można sporządzić pokaźną kartotekę kadr WSI, to z zadaniem tym dawno już poradziły sobie obce służby. Gen. Dukaczewski zarzuca pracownikowi IPN, że instytut zrobił "jawny przewodnik z tajnych materiałów". Prof. Andrzej Paczkowski z kolegium IPN dowodzi, że instytut nie złamał prawa. "Zasady funkcjonowania archiwów publicznych są takie, że sygnatury - także materiałów, które nie są udostępniane - powinny się znajdować w dostępnych pomocach archiwalnych. Takie jest zalecenie Rady Europy" - oświadczył prof. Paczkowski.
Zasady udostępniania osobom upoważnionym danych zawartych w dokumentach wyodrębnionego i tajnego zbioru zastrzeżonego przez szefa MON reguluje porozumienie z maja 2004 r. między ministrem obrony i prezesem IPN. Jeżeli to i inne porozumienia nic nie mówią o inwentarzu katalogowym, to wina za spowodowany tym wyciek tajemnic spada na Biuro Bezpieczeństwa WSI. To ono odpowiada za ochronę informacji przekazywanych do IPN. Gen. Dukaczewski i całe kierownictwo WSI sami dostarczają argumentów, że po wyborach powinni sobie znaleźć inną pracę.
Więcej możesz przeczytać w 7/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.