Pod koniec lutego fotoreporter Reutersa uwiecznił niecodzienną scenę na lotnisku w Bagdadzie. Młodzi ludzie po zejściu z samolotu klękają i całują iracką ziemię. Jak się okazało wrócili właśnie z Finlandii gdzie spędzili kilka miesięcy jako uchodźcy. Tyle im wystarczyło - nie potrafili się odnaleźć w obcym środowisku, nie widzieli sensu uczenia się egzotycznego dla nich języka, nie znosili mrozów i miejscowego jedzenia. Na domiar złego dowiedzieli się, że radykalni Finowie organizują jakieś straże obywatelskie przeciwko takim jak oni. Gdy zatem rząd w Helsinkach zaoferował migrantom możliwości powrotu do ojczyzny nie zastanawiali się długo.
Takich przypadków jest coraz więcej. Gdy rząd belgijski ogłosił, że użyczy samolot chętnym do wyjazdu z kraju udało się go zapełnić w ciągu kilkunastu minut. Nie brak rozczarowanych także w Niemczech i w krajach skandynawskich. W Szwecji okazało się, że część tych, którzy składali wnioski pod koniec zeszłego roku w ogóle nie zgłosiła się do urzędu po terminie ich rozpatrzenia. Jak domyślają się przedstawiciele szwedzkiego MSW wielu - także tych, których wnioski rozpatrzono pozytywnie nie ma już po prostu w kraju.
Uchodźcy nie marzą o osiedlaniu się w Europie
Przede wszystkim nie jest do końca prawdą, że wszyscy uchodźcy marzą o osiedleniu się w Europie. Ponad 60 proc. deklaruje, że chcą tylko przeczekać czas wojny i w jakimś bezpiecznym miejscu a potem wrócić do domu. Tym bardziej, że ludzie uciekający za morze to na ogół przedstawiciele klasy średniej - są zamożniejsi i lepiej wykształceni niż biedacy z obozów uchodźców, których przede wszystkim nie stać na opłacenie się przemytnikom.
Miraże naganiaczy
Po drugie wielu uległo mirażom roztaczanym przez naganiaczy pracujących dla przemytników. Byli przekonani, że na miejscu - zwłaszcza w Niemczech i Szwecji czekają na nich cieplarniane warunki i dostatnie życie. Zdarzało się, że uchodźcy w południowych Niemczech urządzali protesty gdy okazało się, że zamiast domu z ogródkiem na kilkuosobową rodzinę czeka niewielkie mieszkanko w bloku. „Nie tego się spodziewałem, przemytnicy mówili, że będziemy żyli może nie bogato, ale w miarę dostatnio, a tymczasem jest bardziej niż skromnie“ - mówił dziennikarzom „Los Angeles Times“ Gazwan Abdulhasen Abdullah, były iracki kierowca. Jak twierdził, po kilku miesiącach pobytu w zatłoczonym niemieckim ośrodku dla azylantów marzy już tylko tym, by wrócić do rodziny.
Powody frustracji bywają bardzo prozaiczne. Wielu przybyszów z Bliskiego i Środkowego Wschodu nie jest w stanie przyzwyczaić się do europejskiego jedzenia, inni narzekają na wyobcowanie i pogarszające się nastroje, coraz odleglejsze od euforii „polityki powitania“ z lata zeszłego roku. Najbardziej frustrująca okazuje się dla wielu właśnie rozłąka z rodziną. Tym bardziej, że coraz więcej krajów (ostatnio np. Dania) wprowadza utrudnienia dotyczące łączenia rodzin. Na zezwolenie trzeba długo czekać, a kiedy się je otrzyma po spełnieniu dość ostrych kryteriów (np. zdolność do utrzymania rodziny) wówczas okazuje się, że przyjechać może tylko żona i dzieci. O ściąganiu licznej, wielopokoleniowej rodziny nie ma już w ogóle mowy.
Gorzkie powroty
Dla wielu powrót okazuje się gorzki. Fayez Al Doski z Erbilu w irackim Kurdystanie opowiadał dziennikarzowi „Time’a“, że po powrocie z Europy musi rozpoczynać życie od nowa bo wcześniej sprzedał samochód i co cenniejsze przedmioty, by opłacić podróż. Po wszystkich przygodach z siedmiu tysięcy euro zostało mu raptem... 40. Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) próbuje pomagać ludziom w takiej sytuacji oferując im choćby niewielkie zapomogi. To jednak nie rozwiązuje zasadniczego problemu jakim jest trudność znalezienia jakiejkolwiek pracy.
Ilu jest uciekinierów z „europejskiego raju“?
IOM w lutym tylko do Iraku wróciło ok. tysiąca osób, a od jesieni takich rozczarowanych było już ok. 7 tys. Znacznie mniej, bo zaledwie kilkuset było powracających Afgańczyków (choć Unia Europejska - ku niezadowoleniu rządu w Kabulu chciałaby odesłać do domu nawet 80 tys. obywateli Afganistanu). Znacznie wzrosła za to liczba Somalijczyków decydujących się na wyjazd, choć akurat w Europie nie ma ich zbyt wielu. O obywatelach innych państw wiadomo mniej, bowiem większość decyduje się na powrót we własnym zakresie. Nie chcą czekać na zorganizowaną pomoc, zresztą podróż w drugą stronę jest dla nich nieporównywalnie łatwiejsza i tańsza niż wcześniejsza eskapada do Europy.
Od kilkunastu do najwyżej dwudziestu kilku tysięcy powracających to wciąż niewielka grupa w stosunku do ponad miliona tych uciekinierów do Europy. Na powrót nie zdecydują się ci, których domy znalazły się w syryjskiej strefie wojny albo uciekający przed terrorem Państwa Islamskiego. Z drugiej strony przed wyprawą za Morze Śródziemne zastanowią się następni potencjalni migranci ekonomiczni. Zwłaszcza jeśli od tych rozczarowanych usłyszą historie nie tyle o nieodpowiednim europejskim jedzeniu ale np. o dramatycznych okolicznościach przeprawy i o płonących ośrodkach dla azylantów w Saksonii, a nawet w Szwecji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.