Wyborcy przemówili. Dranie – powiedział Morris Udall, ekscentryczny amerykański demokrata po tym, jak przegrał z Jimmy’m Carterem rywalizację o nominację w wyborach prezydenckich w USA. Znany z poczucia humoru Udall oczywiście żartował, co nie zmienia faktu, że wielu polityków zgodziłoby się z nim całkiem serio. Przekonanie o wyższości politycznej elity nad tępym elektoratem jest bardzo rozpowszechnione.
W Europie stało się ono wręcz podstawą działania UE. Większość istotnych decyzji jest tu przecież podejmowanych przez mianowanych, a nie wybieranych urzędników, którzy odpowiadają wyłącznie przed sobą i nie oglądają się często na zdanie opinii publicznej. Przekonanie pół miliarda obywateli UE o tym, że nie mają wielkiego wpływu na politykę Brukseli jest tak duże, że w jedynych odbywających się na poziomie europejskim wyborach do europarlamentu frekwencja od lat nie przekracza 40 proc.
Nic więc dziwnego, że w czasach kryzysu, jaki przeżywa Europa, Unię ogarnęła prawdziwa referendalna gorączka. Praktycznie co kilka miesięcy gdzieś w UE ogłaszane jest jakieś bezpośrednie głosowanie w ważnej politycznie sprawie. Tematy referendów są różne, ale ich pośredni cel jest często podobny. Chodzi o demonstracyjny sprzeciw wobec wszechwładzy unijnych urzędników.
Festiwal głosowań
Najsłynniejszy plebiscyt w tym roku odbędzie się w czerwcu w Wielkiej Brytanii i bezpośrednio dotyczy ewentualnej rezygnacji tego kraju z członkostwa w UE. To jednak wcale nie jest wyjątek. Zaledwie tydzień temu Włosi wypowiadali się w sprawie ewentualnej likwidacji wydobycia ropy i gazu, która miałaby utorować drogę do rozwoju tak kochanych przez Unię alternatywnych źródeł energii. Kilka tygodni wcześniej Holendrzy zadali cios europejskiej polityce na wschodzie, sprzeciwiając się w plebiscycie umowie stowarzyszeniowej z Ukrainą. W zeszłym roku Duńczycy nie zgodzili się na ingerencję Brukseli w ich system policyjny i wymiar sprawiedliwości. Swoje powiedzieli także Grecy, odrzucając forsowany przez UE pakiet oszczędności.
Węgrów czeka z kolei głosowanie nad unijną polityką imigracyjną i ewentualną zgodą na przyjmowanie uchodźców z Bliskiego Wschodu w ramach systemu kwotowego, ustalonego przez UE. W tej ostatniej sprawie najlepiej widać podejście Unii do prób weryfikowania przez wyborców światłych decyzji urzędników w Brukseli. Premier Viktor Orbán odwołał się do referendum, uznając, że będzie uczciwie zapytać rodaków o zdanie w tak istotnej kwestii. – Nie możemy zrozumieć, jak ta zapowiedź ma się do ustalonego traktatami procesu decyzyjnego w Unii, skoro wszystko zostało już przecież ustalone – oświadczyła wyraźnie zdziwiona rzeczniczka Komisji, Natasha Bertaud. Można by pomyśleć, że mimowolnie nawiązuje ona do amerykańskiej anarchistki Emmy Goldman, która ponad sto lat temu powiedziała: – Gdyby wybory coś zmieniały, już dawno by ich zakazano.
Gdzie włosi mają ekologię
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.