Powinniśmy się bać ttip – porozumienia o wolnym handlu między usa a ue?
Nie sądzę. Jeśli ta umowa ma służyć wolnej wymianie towarów, to nie ma się czego bać. Jeśli jednak się okaże, i stąd się też pewnie bierze sceptycyzm wobec tego porozumienia, że TTIP będzie wzmacniać rolę rządów jako pośredników tej wymiany, to mamy się czym martwić.
Ale wszyscy się właśnie martwią, że to rola rządów wobec korporacji się osłabi.
To dobrze. Ja opowiadam się za wolnym handlem, niezależnie czy chodzi o drobnego wytwórcę, czy o wielką mię- dzynarodową korporację, która handluje milionami rzeczy. Problemem jest to, że dziś właściwie nie wiemy, co jest w tej umowie. Obawiam się, że administracja Obamy zechce wprowadzić do niej chociażby regulacje dotyczące ochrony środowiska. To błąd. Jako konsument powinienem mieć prawo wyboru. Rządowe regulacje sprowadzają się do tego, że rząd mówi ci, co możesz kupić, a firmie mówi, co może wyprodukować. Wielu firmom oczywiście się to podoba, bo mogą dzięki tym regulacjom zyskać przewagę: ktoś, kto nie potrafi produkować według regulacyjnego standardu, wypada z rynku. Gdyby to się działo jako wypadkowa normalnej gry rynkowej, to żaden problem. Ale to się dzieje dzięki regulacjom i to jest niesprawiedliwość. Dlatego powinniśmy promować wolny handel. Cała ta demagogia i straszenie rynkiem to tylko gra interesów.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.