Każda technologia ma, podobnie jak to jest z książkami, swoją własną, niepowtarzalną historię. Jedne pojawiają się nagle i równie nagle znikają, drugie błyskawicznie zdobywają rynek, a jeszcze inne rozwijają się całymi latami po to, by po osiągnięciu ostatecznego kształtu stać się niepostrzeżenie oczywistym elementem codzienności. Te ostatnie mają niezaprzeczalne zalety: nie zmuszają do podejmowania natychmiastowych decyzji, ale sowicie nagradzają firmy, które w odpowiednim momencie potrafią przejść od przemyśleń do działań.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że znam co najmniej jedną rozwijaną od dłuższego czasu ideę, w której przypadku moment na to jest już aż nadto odpowiedni, by nie powiedzieć: ostatni. Najczęściej określa się ją jako smart home. Niepostrzeżenie przeszłam od technologii do idei, tak jakby było to całkiem to samo. Opis współczesności stawia przed językiem coraz trudniejsze wyzwania. Jak określić smart home, skoro za ideą kryje się cały zestaw powiązanych z sobą technologii, tworzących w gruncie rzeczy nową jakość? Bo dzisiaj inteligentne może być w domu właściwie wszystko: od systemu dostępu przez system kontroli temperatury, monitoring, oświetlenie aż po system zdalnego sterowania zasilaniem urządzeń. Różne technologie i rozwiązania, które razem tworzą cały obszar nowych możliwości, czyli inteligentny dom.
Wyniki rynkowych badań nie zaskakują. W Polsce o smart home słyszał właściwie każdy – można tak chyba stwierdzić, skoro w raportach pojawiają się wartości bliskie 90 proc. Inteligentny dom kojarzony jest najczęściej z bezpieczeństwem (inteligentna kontrola dostępu, monitoring, systemy alarmowe), oszczędnością (kontrola zużycia energii elektrycznej) i komfortem (kontrola oświetlenia czy temperatury za pomocą smartfonowych aplikacji). I do tych trzech obszarów sprowadzają się w gruncie rzeczy oczekiwania potencjalnych nabywców. Swoją drogą dzieje się tak nie tylko w Polsce – zdalnie sterowane, inteligentne urządzenia kuchenne czy pralki albo obszar inteligentnej rozrywki nie wydają się kupującym już tak bardzo interesujące. Jak to możliwe, że przy takiej świadomości klientów polski rynek rozwiązań smart home przedstawia wartość tylko 100 mln zł, podczas gdy światowy liczony jest w dziesiątkach miliardów dolarów? Najważniejszą przyczyną są bez wątpienia ceny. Implementacja rozwiązań smart home może zwiększyć koszt inwestycji nawet o 25 proc. Kryzys, którego niedawno doświadczyliśmy, poważnie odbił się na rynku nieruchomości. Jednak ceny co najwyżej opóźniają proces rynkowej akceptacji smart home.
Sukces idei jest po prostu nieuchronny i nie ma od niej odwrotu. Ktoś może zapytać – i słusznie – skąd mój optymizm, skoro liczby nie wydają się do niego skłaniać. Odpowiedź jest prosta. Dotychczas mówiliśmy o smart home jako idei łączącej wiele różnych technologii w kompletne rozwiązanie. Nie jest to wcale konieczność. Każdy inteligentny system stanowi przecież całkiem osobny produkt. Inteligentne oświetlenie to nic więcej jak odpowiednie żarówki i zainstalowana na smartfonie aplikacja. A mamy przecież także inteligentne gniazda zasilania, inteligentne termostaty i mnóstwo innych produktów. Jest pole do popisu. Z pewnością nie każdego stać na inteligentny dom, jednak zamontowanie np. tylko inteligentnego systemu oświetlenia nie będzie już tak kosztowne. A jednak, może ktoś powiedzieć, smart home to ciągle przyszłość. I gdzież tu najbardziej odpowiedni moment? Odpowiedź jest prosta: bez wątpienia smart home to w każdym znaczeniu tego słowa przyszłość. Jednak zbyt bliska, aby ktokolwiek mógł mieć czas na wahania. To, co dla klientów jest przyszłością, dla biznesu oznacza teraźniejszość. Trzeba się przecież dobrze przygotować do tego, co ma nastąpić – niezależnie czy będzie to jutro, za tydzień, czy dopiero za rok.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.