Pomnik Cecila Rhodesa stał sobie przez dziesięciolecia spokojnie na fasadzie budynku oksfordzkiego Oriel College. Budynek w wiktoriańskim stylu zbudowano za jego pieniądze i do dziś nazywany jest imieniem największej sławy epoki kolonialnej w Wielkiej Brytanii. Rhodes pozyskał dla imperium rozległe tereny w Afryce, które nazwano na jego cześć Rodezją, i wplątał swój kraj w dwie krwawe wojny z Burami, potomkami holenderskich osadników, którzy kontrolowali wtedy złotonośne obszary na południu kontynentu. Kłopoty z pamiątkami po twórcy imperium zaczęły się, gdy do Oksfordu przyjechał na studia Ntokozo Qwabe z RPA. Dla afrykańskiego studenta Rhodes był zwykłym rasistą, budującym swoją finansową potęgę na bredzeniu o wyższości Anglosasów nad innymi nacjami i na rabowaniu afrykańskim plemionom ziem. Qwabe stanął na czele kampanii pod hasłem „Rhodes Must Fall”, czyli „Rhodes musi upaść”. Domagał się usunięcia jego pomnika i nazwiska z budynków szacownego uniwersytetu. Było to powtórzenie akcji, którą rok wcześniej przeprowadzili studenci południowoafrykańskiego uniwersytetu w Kapsztadzie. W największym mieście RPA doprowadzili do usunięcia pomnika Rhodesa z terenu uczelni. Tyle że Wielka Brytania, mimo starannie pielęgnowanego postkolonialnego kaca, to jednak nie Południowa Afryka. – Jeśli komuś ze studentów nie podoba się Cecil Rhodes, powinien rozejrzeć się za inną uczelnią – oświadczył lord Patten, kanclerz Oksfordu, wsparty przez wpływowych sponsorów słynnego uniwersytetu. Zagrozili oni wycofaniem ponad 100 mln funtów dotacji, jeśli coś stanie się z pomnikiem. Rhodes stojący na fasadzie Oriel College ocalał, ale problem wcale nie zniknął. Na celowniku aktywistów znalazły się także inne ważne postaci brytyjskiej historii.
Rasiści i rabusie
W kolejce do weryfikacji ustawiono także Christophera Codringtona, XVII-wiecznego karaibskiego plantatora trzymającego na Barbadosie całą armię niewolników, a przy okazji wybitnego absolwenta Oksfordu i namiętnego bibliofila. Bój może toczyć się nie tylko o jego pomnik, ale także o bibliotekę jego imienia w oksfordzkim All Souls College. Podobny los może spotkać także wiszący w Cambridge portret wybitnego filozofa, twórcy holizmu, Johna Smutsa. Był on zamożnym burskim patriotą, walczącym z brytyjską kolonizacją Afryki Południowej. Burowie, zwani też Afrykanerami, przez pół wieku powojennej historii RPA rządzili czarnoskórą większością żelazną ręką, stosując politykę apartheidu, czyli segregacji rasowej. Jej teoretyczne podwaliny stworzył właśnie Smuts, premier RPA i jeden z najbardziej wpływowych polityków imperium brytyjskiego od końca XIX w. aż do końca II wojny światowej. Nie mniejsze zastrzeżenia budzi stojący w londyńskiej Whitehall pomnik zdobywcy Indii, Roberta Clive’a. Listę postaci do wymazania z przestrzeni publicznej w Wielkiej Brytanii można by ciągnąć długo. Zwłaszcza że aktywiści walczący z kolonialną historią kraju mają już na koncie pierwsze sukcesy. W marcu kogut z brązu, będący symbolem Jesus College w Cambridge, został spakowany i wysłany do Nigerii.
Była to reakcja na jednogłośną uchwałę związku studentów Jesus College, którzy zażądali odesłania rzeźby z powrotem do Afryki. Kogut, znany w historii sztuki jako Okukor, jest bezcennym zabytkiem średniowiecznej sztuki z miasta Benin w dzisiejszej Nigerii. Do szacownej brytyjskiej uczelni trafił pod koniec XIX w. wraz z innymi zabytkami zrabowanymi przez Anglików. Koguta przywiózł do Cambridge kapitan George William Neville, którego syn studiował wówczas w Jesus College. Kogut szybko stał się godłem tego wydziału. Afrykańska zdobycz znakomicie wpasowała się w średniowieczną tradycję uczelni i przez ponad sto lat nikomu to nie przeszkadzało. W końcu w brytyjskich zbiorach muzealnych aż roi się od łupów z czasów kolonialnych, z marmurami Elgina na czele. O ile jednak boje z Grecją o antyczne rzeźby można próbować tłumaczyć chęcią uchronienia ich przed zniszczeniem, to w przypadku Okukora nie ma żadnych wymówek. Kapitan Neville był członkiem karnej ekspedycji 1200 żołnierzy królewskiej piechoty morskiej. Wysłano ich, by ukarali władcę Beninu za rozbicie wcześniejszej ekspedycji brytyjskiej, której celem było podporządkowanie sobie tego zakątka Afryki. Żołnierze brytyjscy puścili zamożne miasto z dymem, wywożąc bezcenną kolekcję XIII-wiecznych dzieł sztuki z brązu. Większość z nich sprzedano potem na aukcji, by pokryć koszty ekspedycji.
Zbawcy i filantropi
Brytyjczycy bardzo niechętnie podchodzą do prób podważania ich kolonialnej historii. Aż 44 proc. obywateli jest z niej dumnych, i to nie tylko wbrew studenckim aktywistom, ale także oficjalnej polityce. Nie tak dawno temu, bo w 2013 r., rząd Jej Królewskiej Mości zapłacił odszkodowania ofiarom tortur z czasu postania Mau Mau w Kenii w latach 50. O sprawie rozpisywały się czołowe media na Wyspach, ale na wyniki sondaży jakoś to nie wpłynęło. Co więcej, także obywatele dawnych kolonii z rezerwą podchodzą np. do prób obalania pomników swoich kolonizatorów. „Demonizacja Rhodesa to kolejna próba przykładania osądów moralnych z XXI w. do postaci historycznych.
Przecież kolonializm wspierał rozwój instytucji takich jak Oksford” – napisała w jednej z londyńskich gazet Dena Latiff, afrykańska studentka Oksfordu, komentując zamieszanie z rzeźbą z Oriel College. Współcześni Afrykanie są dalecy od potępiania w czambuł okresu kolonialnego i przedstawiania go wyłącznie jako ery bezlitosnej eksploatacji kontynentu przez europejskie mocarstwa. Powoli pojawia się rozsądna refleksja na temat spuścizny odziedziczonej po kolonizatorach. Karna ekspedycja kapitana Neville’a stanowiła przecież w istocie próbę ukrócenia handlu niewolnikami, który od dawna okrzyknięto nielegalnym w posiadłościach brytyjskich. Dla władców Beninu niewolnictwo było nie tylko źródłem wielkiego bogactwa, ale i ofiar, poświęcanych masowo w czasie rytualnych mordów. To Anglicy położyli temu kres. Podobnie traktowano krytykowanych powszechnie kolonizatorów. John Smuts szybko stał się przeciwnikiem apartheidu, który pomógł stworzyć, i odegrał decydującą rolę w powstaniupaństwa Izrael. Stworzona przez niego filozofia holistyczna stała się w latach 80. fundamentem ruchu New Age.
Zapewne wielu domagających się usunięcia go z listy absolwentów, którymi szczyci się Cambridge, identyfikuje się z tym myśleniem. Robert Clive, który zdobył dla Korony jej perłę, czyli Indie, był przez lata odsądzany przez Hindusów od czci i wiary jako podstępny kombinator i grabieżca. Dziś jednak docenia się jego wkład w unowocześnienie kraju, wprowadzenie administracji i prawodawstwa. Nie mówiąc już o wpływie, jaki w rozwój globalnego systemu korporacyjnego miała Kompania Wschodnioindyjska, na której czele podbijał Indie. Żyjący 200 lat przed podbojem Beninu Christopher Cordington był właścicielem niewolników, ale odszkodowanie, jakie dostał z tytułu delegalizacji handlu ludźmi, przeznaczył na ufundowanie jednego z najwspanialszych księgozbiorów oksfordzkiego uniwersytetu. Założył też na Barbadosie uczelnię swojego imienia, która do dziś jest najlepsza na Karaibach.
Kości kolonizatora
Cecil Rhodes, od którego zaczęliśmy tę opowieść, też okazał się niejednoznaczną postacią. Owszem, był piewcą i jednym z najwybitniejszych przedstawicieli brytyjskiego imperializmu, zbijającym fortunę na ciężkiej pracy czarnoskórych w kopalniach kruszców i szlachetnych kamieni. Prawdą jest też, że założył diamentowy monopol De Beers, firmę o bardzo ponurej historii. Z drugiej jednak strony jego plany stworzenia globalnego imperium, nad którym słońce nigdy nie zachodzi, prowadziłydo budowy infrastruktury, administracji i stabilnego obiegu gospodarczego na olbrzymich obszarach podporządkowanych panowaniu Korony Brytyjskiej. To on ufundował też stypendium umożliwiające studia na Oksfordzie mieszkańcom kolonii. Do dziś skorzystało z niego ponad 8 tys. studentów z całego świata. Byli wśród nich Bill Clinton i były premier Australii Tony Abbott, ale także Ntokozo Qwabe, ten sam, który tak zaangażował się w próbę zburzenia pomnika Rhodesa.
Obarczanie dawnych europejskich kolonizatorów winą za wszelkie niepowodzenia swoich krajów nie ma sensu. Afrykanie słusznie zadają sobie dziś pytanie: co oni sami zrobili z kolonialną spuścizną, z kolejami, systemem drogowym, sądownictwem, edukacją i służbą zdrowia? W wielu przypadkach okazuje się, że dorobek ten, przeznaczony także dla czarnoskórych poddanych brytyjskiego imperium, został roztrwoniony i zdewastowany. I nie jest to tylko refleksja afrykańskich intelektualistów. Cecila Rhodesa pochowano w założonym przez niego w Rodezji Parku Narodowym Matopos, niedaleko zbudowanej przez niego linii kolejowej, która miała połączyć Kapsztad z Kairem. Dziś jest to część Zimbabwe rządzonego żelazną ręką przez Roberta Mugabe znanego z szykanowania białej mniejszości.
Dyktator doprowadził kraj będący od czasów Rhodesa spichlerzem Afryki do gospodarczej ruiny, byle tylko pognębić białych farmerów. Wśród jego zwolenników co kilka lat odzywają się głosy, żeby wywlec kości brytyjskiego kolonizatora z grobu w Matopos i wyrzucić je do rzeki Zambezi. Mugabe jednak nigdy się na to nie zgodził, bo wie doskonale, że linia kolejowa, którą ponad sto lat temu udało się dociągnąć do miasta Bulawayo, jeszcze długo będzie jedyną w Zimbabwe.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.