Grzegorz Sadowski, "Wprost": Euro jest dziś obciążeniem Europy?
Stefan Kawalec: Zdecydowanie. Euro to jeden z czynników, który zagraża integracji europejskiej.
Dlaczego?
Europa jest złożona z państw narodowych, które są podstawą identyfikacji i tożsamości obywateli. To tam odbywają się procesy demokratyczne. Państwo bez własnej waluty nie może dopasować polityki monetarnej do potrzeb gospodarki i pozbawione jest automatycznego mechanizmu dostosowawczego, jaki zapewnia elastyczny kurs walutowy. Bez tych mechanizmów łatwo jest utracić konkurencyjność międzynarodową, a jej odzyskanie bez własnej waluty jest niezmiernie trudne. Gdy w 2010 r. ujawnił się kryzys strefy euro, oceniano, że kraje takie jak Hiszpania, Grecja, Portugalia i Włochy powinny obniżyć płace w swoich gospodarkach w relacji do płac partnerów handlowych o 20-30 proc. Gdyby kraje te miały własne waluty, to poprawa konkurencyjności tego rzędu mogłaby się dokonać poprzez osłabienie ich walut. Tak się stało w Polsce. Polski złoty na przełomie 2008/2009 stracił 30 proc. swojej wartości, przez co nasze płace, choć w złotych pozostały na niezmienionym poziomie, to w przeliczenie na euro lub dolary się obniżyły. To w znacznej mierze dzięki temu w czasie kryzysu byliśmy „zieloną wyspą”, złoty osłabił się, sprawiając, że w stosunku do naszych partnerów z UE staliśmy się tańsi. Dotknięte kryzysem kraje Południa ze strefy euro nie mogły jednak liczyć na osłabienie walut narodowych, gdyż ich nie mają. Zaproponowano im terapię, która miała prowadzić do nominalnego obniżenia płac. Środkiem do tego celu ma być obniżenie popytu w gospodarce poprzez obcięcie wydatków publicznych i podniesienie podatków. Politykę taką eufemistycznie nazywa się dzisiaj wewnętrzną dewaluacją. W latach 30. XX w. nazywano ją po prostu polityką deflacyjną. Za jej pomocą usiłowano wówczas bronić stałego parytetu walut do złota. Zakończyło się to wówczas dramatyczną klęską. Wymienialność walut na złoto się załamała, lecz długotrwała polityka deflacyjna stworzyła grunt, na którym rosło poparcie dla komunizmu i faszyzmu. Już wówczas ekonomiści, m.in. John Maynard Keynes, wyjaśniali, że płace nie są elastyczne w dół. Łatwo rosną, gdy wzrasta popyt w gospodarce. Natomiast gdy popyt spada, płace nominalne nie spadają, przedsiębiorcy nie obniżają płac, lecz zmniejszają zatrudnienie. Dziś efektem polityki wewnętrznej dewaluacji są duże bezrobocie i spadek PKB w krajach Południa. W niektórych krajach skala i długotrwałość załamania gospodarczego jest większa niż w czasie Wielkiego Kryzysu lat 30. To właśnie otwiera drzwi populizmowi i nacjonalizmowi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.