„Pamięć i naród – to dwa słowa w ostatnich latach traktowane jako obciążenie. (…). My musimy opowiedzieć własną historię dla nowego pokolenia, które nie zna komunizmu”. Tak mówił pan w sejmie tuż po wyborze na stanowisko prezesa ipn. Jaka będzie ta „nasza historia”, którą zamierza pan opowiedzieć nowemu pokoleniu naszych rodaków?
Uważam, że losy Polski są wyjątkowe. To bierze się z naszego położenia geograficznego między dwoma mocarstwami: Niemcami a Rosją. Maria Tarnowska, arystokratka, która przeżyła powstanie warszawskie, w swoich wspomnieniach pisała, że Polska zawsze była solą w oku tych dwóch naszych sąsiadów, którzy wielokrotnie nam tę wolność wydzierali. Mówiła to już po Auschwitz i po Katyniu. Twierdziła, że te dwa mocarstwa nie cofną się przed niczym, by nam tę wolność odebrać. Wielokrotnie w swojej historii Polska była przecież skazywana na zagładę, pozbawiano nas elit. Parafrazując hrabinę Tarnowską, twierdzę, że młode pokolenia, urodzone wiele lat po wojnie, muszą dziś pamiętać o trudnym dziedzictwie naszej wolności, które przez wieki wynikało z siły naszego ducha, a to się przecież nie bierze z niczego. Ta duchowa siła wynikała z ponad tysiącletniej obecności w kręgu kultury łacińskiej i z przyjęcia chrześcijaństwa. Trzeba tego uczyć młodych ludzi, by o tym nie zapominali i by to w sobie pielęgnowali.
Czy ma to być jeden z elementów polityki historycznej, która w ustach pana oponentów porównywana jest do dziedzictwa PRL?
To pojęcie zostało wyrwane z kontekstu, w jakim było przeze mnie użyte. Chodziło mi bardziej o depozyt pamięci, który ma być przekazywany z pokolenia na pokolenie. W tym właśnie zadaniu widzę dużą rolę kierowanego przeze mnie Instytutu Pamięci Narodowej. Uważam, że po 1989 r. o tym wielokrotnie zapominano.
Nie tylko ograniczano godziny nauczania historii w szkołach, ale też zaczęto uprawiać politykę wstydu, czyli wypominania Polakom wyłącznie rzeczy złych, czynów haniebnych. To zamiast tworzyć wspólnotę, zaczęło nas dzielić.
W depozycie polskiej pamięci są jednak czyny dobre i złe...
Tak. Pisał o tym w mądry sposób Tomasz Merta. Pamiętam taki tekst zatytułowany bodajże: „Wspólnota potrzebuje ideałów”. Merta wspominał w nim, że edukacja historyczna Polaków ma prowadzić do tworzenia wspólnoty. A to dokonuje się także poprzez edukację moralną. Nic tak nie przemawia do wyobraźni młodego człowieka jak bohater, postać historyczna, którego życie poznaje i którego może naśladować. Czasami widzi jego upadki, ale też poznaje jego heroizm. Tego historyczno-moralnego zadania nie można jednak realizować tylko poprzez badania czy publikacje. Planujemy włączać młodych ludzi w historię „małych ojczyzn”. Wiem to z własnego doświadczenia i licznych podróży po Polsce i na Kresy, ile jest jeszcze do odkrycia w naszej historii ostatnich 100 czy 200 lat! Poznałem i poznaję nadal wielu nauczycieli zapaleńców, którzy potrafią pociągnąć za sobą uczniów i wskrzeszać pamięć o ludziach, których groby od dawna nie są przez nikogo odwiedzane i o których nie mówią podręczniki historii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.