Ludzie mogą mówić, że nie potrafię śpiewać. Ale nikt nie może nigdy powiedzieć, że nie śpiewałam – mówiła o sobie „boska” Florence Foster Jenkins. Dwie wielkie aktorki, które zagrały „najgorszą śpiewaczkę świata”, są do niej na swój sposób podobne – też mają pasję, są wyjątkowo pracowite i nie boją się sięgać po trudny repertuar. Z tą różnicą, że one – zarówno Meryl Streep, jak i Krystyna Janda – mają talent.
Zagrać antytalent
Śpiewała naprawdę tragicznie. Fałszowała niemiłosiernie, przeskakiwała z tonacji na tonację, dodawała tryle i wibrowała w najmniej spodziewanych miejscach. Najzwyczajniej w świecie nie miała głosu. No i nie znała za dobrze obcych języków, w których śpiewać miała, co dla kogoś, kto ma się poruszać w klasycznym i operowym repertuarze, jest samobójstwem. Ale dopięła swego: w 1944 r. zaśpiewała w Carnegie Hall. Miała pieniądze i wymyślne kostiumy. Liczne, wysyłane znaczącym osobom prezenty sprawiły, że ludzie się do niej garnęli jak muchy do miodu, a zazwyczaj ostra amerykańska krytyka pozostawała w sposób zaskakujący obojętna. Florence błyszczała, zadziwiała i – według swego mniemania – była po prostu boska. Po śmierci postać Florence szybko obrastała kultem. W różnych miejscach w Stanach pojawiały się jej naśladowczynie – zarówno jeżeli chodzi o styl śpiewania, jak i stroje – tak jak dziś w musicalach i na koncertach celebrujemy repertuar Abby. Sztuka o Florence miała światową prapremierę stosunkowo niedawno – w 2005 r. Już w dwa lata później w rolę pociesznej sopranistki amatorki wcieliła się Krystyna Janda. – Zastanawianie się nad motywami i prawdą, czy Jenkins była tak głucha i niemuzykalna, czy tak naiwna, że nie chciała słyszeć, jak naprawdę śpiewa, jest bezprzedmiotowe. To szkodzi oglądaniu tej historii, tej niezwykłej, bardzo amerykańskiej kariery – mówiła Janda w wywiadzie dla TVP, która sztukę pokazała. Oglądalność spektaklu zaskoczyła wszystkich – przed ekranami Teatru Telewizji zasiadło 2,767 mln widzów. Jak wspaniały to rezultat, niech świadczy wynik „Faktów” TVN, które średnio ogląda o 400 tys. osób mniej. Niejako śladami Jandy poszła Meryl Streep, która rolą Florence też była zachwycona. – Jej kariera wymknęła się spod kontroli: stała się wielka, ale nie ze względu na swój talent, tylko dlatego że nie potrafiła śpiewać. To jest tak śmieszne, że aż chwyta za serce – mówiła trzykrotna laureatka Oscara. Film „Boska Florence” z nią i Hugh Grantem już niebawem (19 sierpnia) w kinach i jak każda komedia ze Streep w roli głównej skazany jest na komercyjny sukces. Reżyser obrazu – Stephen Frears – ostatnio specjalizował się w niebanalnych biografiach, pokazując światu czterokrotnie nominowaną do Oscara „Tajemnicę Filomeny” oraz „Królową”, z fantastyczną, nagrodzoną wspomnianą statuetką kreacją Helen Mirren w roli tytułowej. Teraz mówi się, że Streep będzie tą, która Oscara zdobędzie po raz czwarty. A przecież mogło się zdarzyć i tak, że jedną ze statuetek odebrałaby jej Krystyna Janda.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.