Gdy sowieckie hordy pustoszyły Kresy, plądrowały przedmieścia stolicy i mordowały polskich panów, Brytyjczycy już negocjowali w Moskwie nowy porządek. Niewielkiej pomocy udzielili co prawda Francuzi, ale przede wszystkim dlatego, że w Europie Środkowej szukali sojuszników przeciwko Berlinowi. Niemieccy komuniści życzyli nam śmierci, a pozostali obywatele tego kraju mieli nadzieję, że wykrwawimy się w wojnie z barbarzyńcami ze Wschodu. Namiastka czeskiego wojska, wykorzystując to, że cała polska armia stawia czoła bolszewikom, zajęła polski Śląsk Cieszyński. Amerykanie, którzy jeszcze na konferencji w Wersalu mówili o konieczności odbudowy niepodległej Rzeczypospolitej, wybrali izolacjonizm.
Nikt tak naprawdę nie zawracał sobie głowy tym, czy Polska będzie niepodległa, czy zostanie kolejną sowiecką republiką. Nikogo nie obchodziło, ilu Polaków zapłaci życiem za komunistyczny eksperyment. Liczyły się tylko interesy i geopolityka. Tu Rosja, nawet rządzona przez zbrodniarzy, była znacznie bardziej atrakcyjna niż Polska. Dla słabych nie było żadnej litości. Zostaliśmy sami. Sowietów pokonaliśmy wówczas nie tylko dzięki bohaterstwu setek tysięcy ochotników rwących się do tego, by gonić bolszewika. Wielki udział w tym zwycięstwie miała wiedza. Dzięki polskim kryptologom dowództwo wiedziało, co planują najeźdźcy. Znaliśmy każdy ich krok. Nawet jeżeli 96 lat temu mieliśmy do czynienia z cudem, to kontrolowanym. Na szczęście przez Polaków.
Jeśli więc czegoś powinniśmy się nauczyć z tamtego zwycięstwa, to właśnie tego, że możemy liczyć wyłącznie na siebie. Na własne mózgi i własne bagnety. No, te ostatnie można zamienić na drony czy F-16, ale i tak muszą być nasze. Jeśli w razie zagrożenia ktoś będzie chciał nam pomóc, to tylko dlatego, że znajdzie w tym własny interes. Może to będą wybudowane tu fabryki, może złoża gazu z łupków, może kooperanci, którzy dostarczą wyjątkowej jakości produktów. Istotny jest tylko rachunek zysków i strat. Nie naszych, ale sojuszników.
Zaskakujące jest w tych wspominkach tylko to, że Polska była w stanie zorganizować uzbrojenie i zaprząc do pracy dla ojczyzny najlepsze mózgi w zaledwie dwa lata po odzyskaniu niepodległości. 27 lat po upadku komunizmu nie mamy żadnej strategii wykorzystania własnych naukowców do takiej pracy, która da nam strategiczną przewagę nad potencjalnym wrogiem. Co więcej, nie mamy nawet własnego systemu szyfrowania, który w razie konfliktu uniezależniałby nas od NATO. Może to brzmi jak bluźnierstwo, ale przecież nasi przeciwnicy w Pakcie mają bardzo silnych sojuszników. Także takich, którzy w chwili próby nie postawią na Warszawę.
Trawestując klasyka, możemy powiedzieć, że zaufanie jest dobre, ale własne możliwości są jeszcze lepsze. Tylko one dają gwarancję bezpieczeństwa. Nie tylko dają przewagę w walce z wrogiem, ale przede wszystkim budują taką sieć powiązań, które sprawiają, że kraj staje się nietykalny. Po 1920 r. Polska takich powiązań nie zbudowała. Nie była w stanie, bo nie miała czasu. Prawie sto lat później trzeba z tamtej lekcji wyciągnąć wnioski.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.