Czy kogoś oburzyła ostatnio ustawa uchwalona w Belgii? We Włoszech? A może rozgrzał kogoś do białości pomysł ministra rządu Norwegii? Też nie? To dziwne… Tymczasem reforma wymiaru sprawiedliwości, wycinka drzew w Puszczy Białowieskiej, przyszłość elektrowni węglowych w Polsce czy wreszcie kary więzienia za kłamstwa na temat Holokaustu stały się przedmiotem ogólnoeuropejskiej, a nawet i ogólnoświatowej debaty. Nie wnikam teraz w szczegóły, tylko zastanawiam się, dlaczego tak jest, że co i rusz dobiegają nas pomruki, pohukiwania albo nawet zdecydowane w tonie, a czasem histeryczne wystąpienia z zagranicy. Zapewne dlatego, że dzieją się w kraju nad Wisłą rzeczy ważne. Ale również i dlatego, że Polacy sami zabiegają o przyciągnięcie uwagi.
Od stuleci, z rozmaitych przyczyn. Niektóre z tych zabiegów określamy mianem zdrady, inne uznajemy za uzasadnione, a czasem nawet za patriotyczne. Regułą jest, że im o nowszych dziejach mówimy, tym bardziej różnimy się w ocenach. Ostatnie mocne akcenty to zabiegi o pomoc ludzi porażonych nieskutecznością polskiego państwa po katastrofie smoleńskiej oraz skargi na działania PiS wyrażane przez tych, z którymi po prawdzie rządzący nie chcą poważnie rozmawiać. Najnowszy kryzys w relacjach międzynarodowych, po nowelizacji ustawy o IPN, kryje w sobie kilka różnych problemów. Przede wszystkim niektórzy Żydzi mają żal do Polaków o to, jak ich przodkowie byli traktowani – wręcz mordowani – przez naszych przodków podczas wojny. Te uczucia gdzieś buzowały, czasem wydostając się na zewnątrz, jak wtedy gdy izraelski pilot F15 Amir Eszel, późniejszy generał i dowódca lotnictwa, przeleciał w 2003 r. z rykiem silników wraz z dwoma innymi maszynami nad obozem w Oświęcimiu. Leciał za nisko, łamiąc ustalenia. „Powiedziałem wówczas pozostałym pilotom: musieliśmy słuchać Polaków przez 800 lat. Teraz już się ich słuchać nie musimy” – cytuję za tekstem Piotra Zychowicza z „Rzeczpospolitej” z 2012 r., który przypomniał również komentarz amerykańskiego publicysty Jeffreya Goldberga. „Nad Auschwitz Eszel dokonał symbolicznej zemsty na Polakach, którzy upokarzali Żydów w trakcie stuleci, które doprowadziły do Holokaustu”. To oczywiste, byli Polacy, którzy mordowali, szantażowali czy wydawali Żydów Niemcom. Ale dranie są w każdym narodzie, polskim, żydowskim i w innych. Przecież niektórzy Żydzi współpracowali z komunistycznymi władzami po 1945 r., pełniąc wysokie funkcje w aparacie bezpieczeństwa i gnębiąc polskich patriotów. Wiem, że niektórzy Żydzi uważają Polaków za gorszych od Niemców podczas II wojny światowej. Ja zetknąłem się z tym osobiście w USA. „Słuchaj – powiedziała mi 10 lat temu mniej więcej 30-letnia Amerykanka – moja ciocia opowiadała mi, że Polacy podczas wojny byli dla Żydów gorsi od Niemców”. „Wiesz – odpowiedziałem jej, starając się zachować spokój – to możliwe, że słyszysz opinie Żydów skarżących się na Polaków częściej niż na Niemców. Bo Niemcy Żydów masowo mordowali i nie ma komu głosić takich świadectw”. Jako Polacy mamy prawo czuć się potraktowani niesprawiedliwie, słysząc takie wypowiedzi, choć – tak, potrafię sobie wyobrazić, że niektórzy Żydzi mieli lepsze doświadczenia z Niemcami niż z Polakami. Tylko co było wyjątkiem, a co regułą? Swoją drogą, słysząc teraz niektóre głosy płynące zza oceanu, wracam myślami do historii. A konkretnie do roku 1943, kiedy to Jan Karski, wielki bohater, spotkał się z prezydentem Rooseveltem i innymi wpływowymi Amerykanami, także pochodzenia żydowskiego, opowiadał, co się dzieje, oraz bezskutecznie prosił o pomoc i dla Polaków, i dla Żydów. Potem zachodni sojusznicy zostawili nas na pastwę Związku Sowieckiego. A po II wojnie w wyniku geopolitycznej rosyjskiej ruletki pomoc amerykańska w ramach Planu Marshalla popłynęła do Niemiec. Cóż za ironia! Żydzi podnoszą swoją wyjątkowość jako ofiar II wojny, narodu skazanego na zagładę. To prawda. Podobnie jak to, że Niemcy potrzebowali siły roboczej, więc Polakom przypisali rolę niewolników. Mordowali tylko niektórych, szczególnie inteligencję. Tylko czy jest w ogóle miejsce na
licytację, kto w większym stopniu ucierpiał podczas wojny? Być może tak. Można przecież przywoływać statystyki, tragiczne dla Polaków, a dla Żydów… dużo bardziej tragiczne. Ale jeśli się ich trzymać, to w jaki sposób przeprowadzić dowód, że Niemcy, którzy wymordowali miliony, byli gorsi od Polaków? Ja też mam rodzinę, która pamięta wojnę. W ostatni piątek namówiłem do wspomnień ciocię, która była dzieckiem podczas wojny, mieszkała w Tarnowie. To z tego miasta w 1940 r. wyruszył pierwszy masowy transport do obozu w Oświęcimiu, z więźniami politycznymi. Ciocia niewiele pamiętała, miała wtedy kilka lat, ale mówiła mi o wspólnych zabawach i dobrych relacjach z żydowskimi dziećmi oraz opowiedziała mi, jak to kiedyś wzięto ją za Żydówkę, miała taki wygląd. Niemiec był gotowy ją zastrzelić, ale jakiś Polak wyjaśnił mu pomyłkę. Tak, Niemcy inaczej traktowali Polaków. Wyjaśnianie wzajemnych pretensji to jedno, natomiast całkiem osobną sprawą jest kształt uchwalonej ostatnio ustawy, przewidującej kary za przypisywanie Polakom zbrodni III Rzeszy. Trudno twierdzić, że ma to być sposób na negowanie czegokolwiek, przecież chodzi o kłamstwa. Nie jestem jednak entuzjastą takich zapisów. Wyjątki przewidziano jedynie dla działalności naukowej i artystycznej (?). A co na przykład z tekstami dziennikarskimi? Nasi dzielni przodkowie, wielu Polaków żyjących w okresie II wojny światowej, jest krzywdzonych niesprawiedliwymi ocenami. Jednak jestem otwarty na dyskusję o historii. A ta ustawa może ją utrudniać. Tu dygresja, pisałem już o tym kilkukrotnie. Politycy uwielbiają uchwalać zakazy, celuje
w tym obecny parlament. Przykładów nie brakuje, w ostatnim czasie – zachowując z szacunkiem należne proporcje – mamy zakazy zawarte w ustawie o IPN, ale i te dotyczące handlu w niedziele, konsumpcji alkoholu w miejscach publicznych, wcześniej płacenia zbyt niskich stawek pracownikom itp. Politykom wydaje się, że zakazami mogą uczynić świat lepszym. Świat można uczynić lepszym, szerząc wolność, poza tym zakazy we współczesnych realiach są przeważnie nieskuteczne. Handlowcy znajdą sposób, aby (na szczęście) nie zamykać sklepów w niedziele, a pościg za użytkownikami mediów społecznościowych na całym świecie grozi ośmieszeniem. Co teraz można zrobić? Rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Być może Polska powinna zorganizować otwartą międzynarodową konferencję na temat ofiar II wojny światowej, w której wzięliby udział również ci, którzy mówią rzeczy dla nas przykre. Zmierzmy się z tym, odsiejmy prawdę od pomówień, ale i stańmy oko w oko z naszą przeszłością. Niepokoją mnie badacze, którzy mówią o czymś więcej niż o zbrodniach Polaków na Żydach, twierdzą, że można mówić o masowości tego zjawiska. Może na tej lub innej konferencji warto zaprezentować również przykłady współpracy Polaków z Żydami, czasem przecież wspólnej walki z Niemcami? Ciocia z Tarnowa opowiedziała mi jeszcze jedną historię. O Polce, która prawie po sąsiedzku mieszkała z Żydem, a kiedy go złapano, poszła za nim dobrowolnie do getta. Żydzi są narodem wybranym. Może Polacy również? Tylko do czego? g
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.