Burdy, do których doszło podczas meczu Lech Poznań– Legia Warszawa, to nie był zwykły wybryk chuligański. To był protest. Część kibiców miała dość sposobu, w jaki zarządzany jest klub oraz wyników sportowych (choć Lech zakończył rozgrywki na trzecim miejscu!). W efekcie uznali, że mogą złamać prawo, aby wywrzeć presję na władzach klubu. Oto kilka cytatów z forum Kolejorza: „Wydarzenia w Poznaniu nie miały charakteru chuligańskiego, to był protest. Czemu tak ważne jest to rozróżnienie? Bo gdy prawo słusznie karze tych, którzy dla chuligańskiej rozrywki niszczą mienie i zagrażają porządkowi, to protestować ma prawo każdy z nas”. „Generalnie mamy przyzwolenie i poparcie społeczne”. „Wczoraj z perspektywy trójki widać było, że Kocioł ma poparcie sporej części pozostałych trybun... być może to się nie zmieni, jeżeli uda się przekazać, o co idzie gra”. Jest zatem grupa kibiców piłki nożnej – Poznań nie jest wyjątkiem – którzy uważają, że mają prawo łamać prawo w obronie własności przeciw jej właścicielowi.
To sposób rozumowania komunistów, negowanie własności prywatnej i gwałtowne występowanie przeciwko niej. Kibice nie są współwłaścicielami klubów piłkarskich. Są klientami. Można by snuć analogię do firm, których pracownicy również nie są właścicielami, ale zyskują wpływ na decyzje. Jednak oni w istotny sposób współtworzą wartość swojego miejsca pracy. Zresztą są dobre przykłady dialogu środowisk kibicowskich z władzami klubów w sprawie oprawy meczy, organizacji wyjazdów itp. To przypomina współpracę w firmie. Dobrowolną oraz bez łamania prawa. Kibice, którzy nie odpalają rac, nie malują twarzy, nie skandują haseł na trybunach, ale kupują bilet i przychodzą na mecz, nie są w niczym gorsi od najzagorzalszych fanów. Mają prawo w spokoju obejrzeć widowisko. Niestety, z różnych powodów, piłkarskie władze oraz politycy odpowiadający za bezpieczeństwo w kraju właściwie od zawsze tolerują bezprawie na stadionach. Najlepszym przykładem są wulgaryzmy. Ich skandowanie to bezczelne łamanie prawa, na które nikt nie reaguje. Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych wytworzyła przedziwną sytuację, w której stadiony piłkarskie stały się w pewnym sensie eksterytorialne. Zgodnie z przepisami policja interweniuje, gdy poprosi ją o to organizator.
Dziesiątki, a czasami setki policjantów potulnie słuchają, jak tysiące kibiców łamią prawo. W maju Joanna Jaśkowiak, żona prezydenta Poznania, została ukarana przez sąd 1 tys. zł grzywny za użycie wulgarnych słów podczas ogólnopolskiego strajku kobiet. A co ze stadionami? Zwykli ludzie i rodziny z dziećmi muszą ich unikać? Jakim prawem? Najwyższa pora wprowadzić na stadionach zasadę zera tolerancji dla łamania prawa. Każde inne działanie będzie pozorowane, a życie polskiej piłki będzie się toczyć od skandalu do skandalu. Podobno kiedyś pewien dziennikarz usłyszał od właścicieli medium, w którym pracował: „Tomuś, chcesz mieć swoją telewizję? To se kup”. Jeśli jacyś ludzie uważają, że mogą łamać prawo obowiązujące wszystkich Polaków, niech sobie zbudują stadiony, zapłacą piłkarzom i organizują imprezy zamknięte. A do władz piłki nożnej i decydentów odpowiedzialnych za przestrzeganie prawa mam uprzejmą prośbę, aby wzięli się na poważnie do rozwiązania problemu. PS Zanim wyjechałem na studia, jako nastolatek, bez ważnego powodu nie opuściłem żadnego meczu rozgrywanego w roli gospodarza przez drużynę, której kibicowałem. g
Najwyższa pora wprowadzić na stadionach zasadę zera tolerancji dla łamania prawa
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.