Poznałam go w Watykanie, kiedy zgłosiłam się jako wolontariuszka na wigilię w noclegowni dla bezdomnych – opowiada Dorota Paciorek, dziennikarka i właścicielka pracowni Dayenu Design for God, w której projektuje gadżety religijne. – Weszłam do tej noclegowni i od razu zrobiłam krok w tył. Było trudno, głównie z powodu zapachu. Kiedy wszystko już przygotowaliśmy, czekaliśmy jeszcze na arcybiskupa, papieskiego jałmużnika. Wiedziałam, że to Polak, ale nie wiedziałam, jak wygląda. Spodziewałam się jakiegoś grubszego gościa w biskupich szatach, który podjedzie wypasioną furą, powie kilka słów do zgromadzonych i odjedzie. W tym czasie siostry zakonne podrzuciły samochodem jakiegoś rozczochranego faceta w biednej kurtce na wacie, który przywiózł od nich pierogi. Wszedł między bezdomnych i zaczął przepraszać za spóźnienie, tłumacząc, że zrobił rundkę wokół dworca, patrząc, czy nie ma tam kogoś, kogo mógłby jeszcze do nas zgarnąć. I wtedy powoli zaczęło do mnie docierać, że ten rozczochrany koleś to jest właśnie papieski jałmużnik, na którego czekamy, arcybiskup Konrad Krajewski, persona, jeden z najbliższych współpracowników papieża. I że widziałam go już rano, kiedy odprawiał mszę przy grobie Jana Pawła II. Przywitał się z nami, wolontariuszami, zapytał, czy czegoś nie brakuje, i zaraz wprowadził na salę, na której tego dnia było wielu Polaków. Roznosił z nami wigilijne potrawy i pokazywał: dolej jeszcze kompotu panu Józkowi, a Markowi barszczu. Znał wszystkich po imieniu, siadał z nimi, rozmawiał, przytulał.
Mów mi Konrad
– W ubiegłym roku byłem w Watykanie na rekolekcjach dla księży pracujących z młodzieżą, które prowadził abp Krajewski – wspomina greckokatolicki ksiądz Grzegorz Nazar, duszpasterz młodzieży z Gorlic. – Mam za sobą 18 lat kapłaństwa, a te rekolekcje rzuciły mnie na kolana. Były w noclegowni dla bezdomnych, a nie w złoconej kaplicy, bo arcybiskup chciał nam pokazać swoich podopiecznych. Obiady jedliśmy u niego w domu. Rozglądaliśmy się, gdzie są czcigodne siostry, ale te obiady gotowali bezdomni recydywiści po ciężkich wyrokach. Pokazał nam w tych bezdomnych oblicze Chrystusa. Pokazał nam, że mają godność. Podnosił ich z bruku, zapraszał do domu. „Poczujcie, jak pachnie Kościół” – mówił. Opowiadał, że przyprowadził kilku bezdomnych na imieniny papieża. Jest ucieleśnieniem tego, co nazywamy miłosierdziem. Piotr Żyłka, redaktor naczelny portalu Deon.pl, w swoim tekście o Konradzie Krajewskim opisuje przygodę pana Krzyśka, bezdomnego ze Śląska. Rok temu pan Krzysiek poszedł z przyjacielem do Rzymu. – Dosłownie. Szli dwa i pół miesiąca – pisze Żyłka i cytuje dalej relację swojego rozmówcy: – I wyobraź sobie, że jak już tam byliśmy, w tym Rzymie, to do nas na ulicę z jedzeniem wychodził taki polski ksiądz. Jak się dowiedziałem, kto to jest, to chciałem go w pierścień ucałować. A on zabrał rękę i powiedział, żebym się nie wygłupiał. No to ja do niego mówię: Ale arcybiskupie... A on mi przerywa: Nie arcybiskupie. Mów mi Konrad. Papież Franciszek ogłosił właśnie, że papieski jałmużnik Konrad Krajewski zostanie kardynałem. Wraz z nim mianował jeszcze 13 dostojników. Krajewski to pierwszy Polak mianowany na tę godność przez papieża Franciszka. – To zaskakująca nominacja – mówi Ignacy Dudkiewicz, publicysta katolickiego magazynu „Kontakt”, członek zarządu Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie, zajmujący się pomaganiem osobom w kryzysie bezdomności. – Nikt się nie spodziewał, że w składzie kolegium kardynalskiego znajdzie się jeszcze jeden Polak. Franciszek powołuje raczej kapłanów z tych krajów, które nie mają swoich kardynałów. Decyzja ta ma więc dużą wagę. Jeśli już miał być to Polak, kandydatem do godności kardynalskiej mógłby być metropolita krakowski, taka jest tradycja. Jednak arcybiskup Marek Jędraszewski wciąż pozostaje arcybiskupem. Konrad Krajewski jako kardynał będzie brał udział w wyborze przyszłego papieża. Będzie miał więc wpływ na Kościół na świecie. Może mieć też duży wpływ na Kościół w Polsce. – Pozostaje pytanie, czy kardynał zostanie w Watykanie, czy też obejmie którąś z diecezji w Polsce. Wtedy jego nominacja byłaby poważnym sygnałem od Franciszka, jakiego Kościoła spodziewa się w naszym kraju – mówi Ignacy Dudkiewicz.
Ucho papieża
54-letni obecnie Konrad Krajewski, zanim został jałmużnikiem, był papieskim ceremoniarzem. Sprawował tę funkcję od 1998 r. u trzech papieży. Odpowiadał za przygotowanie pielgrzymek Jana Pawła II, a Benedykt XVI zlecił mu przygotowanie mszy beatyfikacyjnej swojego poprzednika. – Jan Paweł II był mistykiem, Benedykt XVI obdarował nas wielką teologią, a papieża Franciszka chce mi się po prostu naśladować – mówił w rozmowie z Brygidą Grysiak z TVN24. Z zasady nie udziela wywiadów, Grysiak, jak wspomina w materiale, prosiła o to przez kilka lat, a on się nie zgadzał. W końcu zaprosił ją na pielgrzymkę, z którą szedł z Łodzi do Częstochowy, a ona dołączyła po drodze. – Franciszek powtarza: ty nie masz mówić o biednych, ty masz z nimi być – tłumaczy swoją medialną pasywność Krajewski. – Jest po prostu człowiekiem przez wielkie C, któremu nie zależy na uznaniu publiki – uważa inna dziennikarka, która jako wolontariuszka spędziła z nim kilka dni wśród bezdomnych. Jej też ksiądz nie chciał udzielić wywiadu, więc prosi, żeby nie podawać jej nazwiska. – On nie potrzebuje piedestału i purpury. Jego nagrodą jest wielka miłość, jaką darzą go ludzie z ulicy, którym niesie różne potrzebne rzeczy, od jedzenia po śpiwory. Podczas wspólnych posiłków opowiadali mi, co dla nich robił, jak przytulał ich, kiedy zwyczajnie śmierdzieli, bo nie myli się i nie przebierali od kilku tygodni, jak zabierał ich na śniadanie do papieża. Ja ich słuchałam i byłam zła na niego, bo nie pozwolił mi tego nagrywać. W 2013 r. Franciszek mianował Krajewskiego arcybiskupem tytularnym i jałmużnikiem. Przyjął go tym samym do swojego najbliższego otoczenia. – Ma nieograniczony dostęp do ucha Franciszka – mówi Ignacy Dudkiewicz. Jako jałmużnik udziela w imieniu papieża pomocy potrzebującym. Robi to jednak inaczej niż poprzednicy. Dotychczas praca jałmużnika bardziej przypominała rozpatrywanie wniosków. Arcybiskup czytał spływające do papieża z całego świata prośby o pomoc, decydował, które z nich zrealizować, które przesłać do lokalnych organizacji kościelnych, a komu odmówić. Krajewski wstał od biurka. – Poszedł w stronę bezpośredniego kontaktu z ludźmi, nie wystarcza mu pomoc odczłowieczona, on buduje relacje – mówi Ignacy Dudkiewicz. Sam Krajewski podczas kazań czy rozmów z ludźmi powtarza, że Franciszek właśnie tak chce. Powiedział mu: – Nie będziesz biskupem siedzącym za biurkiem, nie chcę też ciebie widzieć u mojego boku. Chcę ciebie widzieć wśród ludzi. Musisz być przedłużeniem mojej ręki, aby nieść serdeczność ubogim, wydziedziczonym, ostatnim. Więc poszedł. Postawił na placu św. Piotra prysznice dla bezdomnych. Zorganizował tam punkty pomocy lekarskiej. Opowiada, że gdy biskupi narzekają na bezdomnych, że sikają na zabytkowe mury, papież radzi, by wpuścili ich do swoich toalet. Wozi jedzenie do noclegowni i je z bezdomnymi. Daje im numer telefonu, zaprasza do domu. Rozdaje bezdomnym banany. Krytycy pytają: dlaczego nie tańsze jabłka? On odpowiada: bo bezdomni nie mają zębów, spróbuj pogryźć jabłko dziąsłami. – Jest sympatyczny, zawsze uśmiechnięty, chodzi po ulicach, więc ludzie go zaczepiają, witają się – mówi ks. Grzegorz Nazar. – Jeśli budzi respekt, to tym radykalnym podejściem do ewangelii, wiernością wartościom, które wyznaje.
Buty dla bezdomnego
Przed ingresem łódzkiego arcybiskupa Grzegorza Rysia Krajewski wygłosił konferencjędla księży, w której opowiada o swojej filozofii pomagania. Można obejrzeć ją w internecie. – Jeśli nie kochamy ubogiego, to damy mu stare buty – mówi spokojnie, łagodnie, z uśmiechem. – Nic gorszego, jak dać stare buty ubogiemu. On w nie nie wejdzie. One ukształtowały się do naszej nogi, a on wszystkie choroby ma w stopach. – Jałmużna musi boleć – opowiada dalej. A więc nie może być zbyt łatwo, bo wtedy w pomaganiu nie ma miłości. Nie wystarczy wysłać pieniędzy, trzeba dać je od siebie. Opowiada o spotkaniu z właścicielem wielkiej firmy produkującej buty, który chciał przekazać dla biednych milion euro. Krajewski nie przyjął, tłumacząc, że biznesmen odpisałby te pieniądze od podatku, nawet by nie odczuł, że pomógł. Zaproponował, aby przedsiębiorca wyprodukował specjalną serię butów dla bezdomnych, 10 tys. szerokich, wygodnych par. A pracownicy niech poświęcą godzinę dziennie na ich szycie poza umową o pracę. – Jaka siatka dobroci! – cieszy się Krajewski, opowiadając tę historię księżom. – Poczucie więzi między wspomagającym a bezdomnymi było dla niego bardzo ważne – wspomina wolontariuszka, która spędziła z Krajewskim i jego podopiecznymi dużo czasu. – On nas uczył, jak być człowiekiem – dodaje. Opowiada, jak jeździła z jałmużnikiem do Erytrejczyków koczujących w wielkim garażu pod Rzymem: – Woził im wiele potrzebnych rzeczy, wybudował prysznice, postawił toalety. Zabierał ze sobą ekipę z Watykanu, żeby pomóc w rozdaniu żywności. Cały bus wypchany jedzeniem i wolontariuszami. Po drodze mówił nam tak: „Traktujcie ich jak przyjaciół, jak będziecie podawać jedzenie, to patrzcie im w oczy, dotykajcie ramienia. Pamiętaj, że to człowiek z taką samą godnością jak twoja. To nie ich wina, że musieli uciekać z kraju i teraz śpią na materacach w garażu”. Wiedział, że jak pomagamy, to często mamy poczucie, że litujemy się, że jesteśmy tacy dobrzy! On próbował nam uświadomić, że my tylko dzielimy się tym, co mamy, bo więcej w życiu otrzymaliśmy, a to nie jest żaden akt łaski. To po prostu jest sprawiedliwe. Krajewski mówi o tym podczas konferencji dla księży przed ingresem arcybiskupa Rysia: – Chcemy być sprawiedliwi, a to jest miłosierdzie. Ono przekracza całą sprawiedliwość.
Ksiądz Krajewski pomaga też ludziom, którzy w Polsce na miłosierdzie liczyć nie mogą. – W Polsce pokłóciliśmy się o tych, których nie mamy. O uchodźców. Problem to są Włochy, gdzie ich mamy 800-1000 na jedną noc. Brygidzie Grysiak opowiada o wyjeździe na Lampedusę, kiedy u wybrzeży wyspy utonęła łódź z 350 osobami. Towarzyszył nurkom podczas wyławiania ciał, spędził z nimi cały dzień. Tym, którzy uważają, że nie należy pomagać uchodźcom, mówi: – Drodzy państwo, zapraszam więc na statek, na wyławianie ciał. To on prosił papieża o apel do parafii, by każda oddała jedno mieszkanie uchodźcom. Sam oddał swoje i zamieszkał w biurze. – Robię to, co by zrobił Pan Jezus – mówi.
Kierunek: ewangelia
W tej samej rozmowie przyznaje: – Polscy biskupi mają kłopot z Franciszkiem. Bo tam trzeba czystej ewangelii, bez „ale”. Tłumaczy to tak: jeśli ktoś się zgadza, że ksiądz musi być ubogi, ale musi też mieć dobry samochód, żeby dojeżdżać do wiernych, to przekreśla to, co przed „ale”. Przed ingresem arcybiskupa Rysia Krajewski opowiada: – Papież mówi: kiedy proboszcz jest ubogi, to parafia jest bogata. Kiedy biskup jest ubogi i żyje czystą ewangelią, to diecezja jest niesamowicie bogata. I odwrotnie, kiedy proboszcz jest bogaty, parafia jest niesamowicie biedna. – Krajewski zrezygnował z pałacu – mówi Ignacy Dudkiewicz. – Pokazuje, że to jest możliwe i że to nic nadzwyczajnego. Powtarza, że ma zapewniony wikt i opierunek, więc właściwie z niczego nie rezygnuje. Takie myślenie jest na razie obce polskim biskupom. Jednak nie chodzi tylko o styl życia. Krajewski widzi potrzebę spójności między tym, co głosi, a tym, jak żyje. To ważny element odzyskiwania autorytetu Kościoła. Gdyby przyjechał do Polski objąć którąś z diecezji, dla episkopatu byłby to ważny sygnał, że trzeba coś zmienić. Sam kard. Krajewski zmienił pracę jałmużnika, która nie będzie już ciepłą, bezpieczną posadką. – Nie wyobrażam sobie, że będzie można tę posługę pełnić inaczej niż on – mówi Ksiądz Grzegorz Nazar. – Wierzę, że wyznaczył kierunek następcom.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.