RYSZARD CZARNECKI
Pośpiech jest potrzebny przy łapaniu pcheł” – to stare polskie przysłowie można odnieść do negocjacji w sprawie kolejnego siedmioletniego budżetu Unii Europejskiej na lata 2021-2027. Co prawda przewodniczący Komisji Europejskiej, trzeci obywatel Luksemburga na tym stanowisku (to małe państewko o paradoksalnej nazwie „Wielkie Księstwo Luksemburga” jest niebywale przebojowe: Niemcy i Wielka Brytania w przeszło 60-letnich dziejach KE miały raptem po jednym szefie Komisji!), Jean-Claude Juncker pogania i chce zakończyć prace nad przyjęciem budżetu jeszcze za jego kadencji, czyli do lipca 2019 r., ale szanse na to są mniej więcej takie, jak to, że Grodno, Wilno czy Lwów staną się stolicami Polski... Prace nad tak zwanymi Wieloletnimi Ramami Finansowymi UE zwykle kończyły się rok przed kolejną „siedmiolatką”, czyli – gdyby tak miało zdarzyć się i teraz – oznaczałoby to, że nowy budżet byłby przyjęty w 2020 r. (zapewne w drugiej połowie).
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.