Pod koniec sierpnia 1849 r. w Widyniu, tureckiej twierdzy granicznej nad Dunajem, roiło się od Polaków. Po drugiej stronie rzeki był Siedmiogród, gdzie połączone siły austriackie i rosyjskie pokonały właśnie armię węgierską, pieczętując klęskę węgierskiego powstania – największego zrywu Wiosny Ludów. Tysiące powstańców ratowało się od rosyjskich i austriackich więzień, uciekając przez Dunaj na turecką stronę. Był wśród nich generał Józef Bem, głównodowodzący pokonanej węgierskiej armii powstańczej, okrzyknięty nie tak dawno bohaterem narodowym za to, że w błyskotliwej kampanii wyparł Austriaków z Siedmiogrodu. Teraz wszystko było stracone. Wezwany przez Austriaków na pomoc carski generał Iwan Paskiewicz zgniótł węgierskie powstanie. Przeprawiając się przez Dunaj, Bem musiał mieć poczucie ponurego déją vu: już raz uciekał bowiem przed Paskiewiczem, gdy po upadku powstania listopadowego, w którym dosłużył się stopnia pułkownika, przeprawił się przez Wisłę do zaboru pruskiego. Podobnie jak wtedy za Wisłą, tak i teraz za Dunajem nie czekały go wielkie zaszczyty. Turcy, mający od dawna na pniu z Habsburgami i Rosją, przyjmowali pokonanych przez nich powstańców zgodnie z zasadą „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. Tyle że nie bardzo wiedzieli, co z nimi robić, zwłaszcza że Moskwa i Wiedeń domagały się od Wielkiej Porty wydania buntowników.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.