Jak wielu Polaków nie dożyje końca wakacji? Rok temu na naszych drogach w lipcu i w sierpniu zginęło 455 osób, czyli nieco ponad siedem osób dziennie. Z roku na rok jest coraz lepiej, liczba ofiar maleje, ale trudno twierdzić, że jest dobrze. Dużo jeżdżę po polskich drogach i nie mam wątpliwości, że poza nieuwagą albo czynnikami losowymi istotną przyczyną wypadków jest lekceważenie prawa przez kierowców, z przekraczaniem prędkości na czele. Patrząc szerzej, jak to jest z przestrzeganiem reguł dotyczących bezpieczeństwa, boleśnie przekonaliśmy się w 2010 r., kiedy Polska straciła część swoich elit, z prezydentem na czele. To jeden z najpaskudniejszych balastów socjalizmu i wielu wcześniejszych lat zniewolenia Polaków – narzucane i krzywdzące prawo nie było przestrzegane. Taki nawyk trudno wykorzenić. Tym bardziej, że w kapitalistycznej rzeczywistości Polacy miewają poczucie (czasami słuszne, czasami nie), że prawo ich nie chroni, a państwo nie wywiązuje się ze swoich powinności.
Dość wspomnieć spory z grupami finansowymi (sprawa polisolokat, sprzedaży i reklamy funduszy inwestycyjnych itd.) czy aferę Amber Gold. W konsekwencji, ile razy pojawia się jakiś ważny przepis, który czegoś zakazuje albo coś nakazuje (nieważne, słusznie czy nie, w wielu przypadkach zresztą niesłusznie, ale nie o to chodzi), to w zasadzie od razu wybucha oficjalna ogólnokrajowa dyskusja, jak można go ominąć. Nad Wisłą to już stało się sportem narodowym. Brak poszanowania prawa nakłada się na dodatek na zachłyśnięcie wolnością oraz możliwościami, jakie przyniósł rozwój gospodarczy i XXI w. Wybuchowa mieszanka.
À propos sportu: irytują mnie oszustwa piłkarzy. Udawane faule, kontuzje, domaganie się wrzutu z autu po dotknięciu piłki i wszystkie inni triki, które możemy oglądać na boiskach, również podczas mistrzostw świata w Rosji. A jak reagują na to kibice? To zależy, czy oszust występuje w barwach wspieranych przez nich drużyny, czy w przeciwnej… Prawda i reguły fair play schodzą na drugi plan. Pamiętam pojęcie falandyzacji prawa z początku lat 90. Przypomnę, że związane ono było z działalnością Lecha Falandysza, prawnika Lecha Wałęsy, i dotyczyło uzasadniania działań władzy w, nazwijmy to, szarej strefie prawnej, której nie regulowały jasno przepisy. Chodziło na przykład o odwołanie przez Prezydenta RP urzędników, choć przepisy nie przewidywały takiej możliwości, uzasadniane tym, że mógł ich powołać. Jako młodemu człowiekowi nawet imponowały mi zdecydowane, dynamiczne działania i finezyjne interpretacje przepisów, byle jednak bez naruszania obowiązujących regulacji. Z czasem się nauczyłem, że nawet jeśli przepisy nie mówią czegoś wprost, to pozostają jeszcze reguły stosowania prawa. Po latach wiem też, jak cenną wartością samą w sobie jest szacunek dla prawa. Dlatego ubolewam, że zmiany w polskim sądownictwie przebiegają w taki sposób, w jaki przebiegają. Status I Prezesa Sądu Najwyższego określa konstytucja, jego kadencja trwa sześć lat. Oczywiście można uchwalić ustawę, że jeśli funkcję tę pełni ktoś o imieniu Małgorzata, musi ubiegać się o zgodę na piastowanie dalej urzędu, tylko jaki sens ma to powracanie do tradycji władzy lat 90.? Naprawianie bez oglądania się na stosowane narzędzia jest ryzykowną strategią, zwłaszcza jeśli do tego dochodzi pośpiech. Las płonie szybko, rośnie wolno. Ilu Polaków nie dożyje końca wakacji z powodu zakorzenionego nad Wisłą lekceważenia prawa? g
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.