Władimir Putin zastosował jeden z najstarszych trików w historii dyplomacji. Z powodzeniem używały go XIX-wieczne mocarstwa kolonialne, wspierając swoje strategiczne cele polityczne umiejętnie dozowaną demonstracją siły. Polegało to na prowokowaniu niewielkich morskich incydentów, sprawdzających się jako pretekst do zagarniania kolejnych terytoriów. Taki incydent można było przy odrobinie wysiłku rozdmuchać do rozmiarów regionalnej wojny, a następnie rozegrać na szczeblu dyplomatycznym, żonglując samą tylko groźbą wywołania konfliktu. Nazywano to kiedyś dyplomacją kanonierek. To, co w zeszłym tygodniu wydarzyło się na Morzu Czarnym między Rosją a Ukrainą, dowodzi, że nie jest to wyłącznie termin historyczny.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.