Nie zawsze tak było. Historia sztuki – a za nią wystawiennictwo – długo nie mogła uwolnić się od czarno-białego obrazu PRL. Było to zjawisko typowe, po niemal półwieczu komunizmu odreagować musieli wszyscy, również ludzie nauki, kultury i sztuki. Po 1989 r. w galeriach zaroiło się od wystaw, które przypominały opór artystów w latach 80., inne pokazywały „brzydotę” Polski Ludowej. Im dalej od 1989 r., tym w opisie PRL mniej było emocji i ewanżyzmu, a więcej chłodnej analizy. Po bliższych oględzinach okazało się, że obraz jest dalece bardziej zniuansowany i nie wszystko da się przedstawić w logice bohater/zdrajca, władza/społeczeństwo.
Tę wiedzę wnieśli jednak nie kuratorzy, lecz historycy. Dzięki książkom takich autorów jak Jerzy Kochanowski czy Marcin Zaremba dzieje PRL przestały przypominać bajkę dla dzieci – pisaną ku przestrodze lub pokrzepieniu serc. Teraz mogła być również historią modernizacji, klasowego awansu czy społecznej trwogi. Przedstawioną nie po to, by oceniać, lecz po to, by zrozumieć. Kultura, w tym sztuka, długo nie umiała przyswoić tej lekcji, pielęgnując romantyczny mit artysty. Zmieniło się to dopiero za sprawą historycznych wystaw organizowanych przez Zachętę. Najpierw był pokaz „Kosmos wzywa!” – o zimnowojennych „gwiezdnych wojnach” w kontekście sztuki. Później przełomowa, inspirowana „Wielką trwogą” Marcina Zaremby wystawa „Zaraz po wojnie”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.