W dzieciństwie inspirowały mnie książki Astrid Lindgren. Oprócz nieśmiertelnej Pippi, od której zaraziłam się chyba uwielbieniem do zmian i podróży, były te smutniejsze, jak „Bracia Lwie Serce”, przy których ryczałam jak bóbr, czy „Rasmus i włóczęga”, czyli wybuchowa mieszanka śmiechu i płaczu, jaką potrafi sporządzić tylko Astrid. I oczywiście „Dzieci z Bullerbyn”, ale tym wirusem zarażony jest chyba każdy Polak. Często jeździłam latem nad Bug, więc klimat wakacji na wsi był mi szczególnie bliski.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.