Nazywam się Elton Hercules John i jestem alkoholikiem. Kokainistą. Bulimikiem uzależnionym od seksu i zakupów, z niezdrowymi tendencjami do palenia haszu. Chcę z tym wszystkim skończyć – mówi facet w lateksowym stroju pomarańczowego lewiatana, z rogami sterczącymi nad różowymi okularami przeciwsłonecznymi i z wielkimi czerwono-czarnymi skrzydłami na plecach. Wokół: pusta sala, krzesła ustawione w okrąg i grupa nieco bardziej anonimowych alkoholików. Tak zaczyna się „Rocketman”. Klamrą musicalu z Taronem Egertonem w roli głównej jest spowiedź artysty w czasie sesji terapeutycznej.
To historia wzlotu, upadku i próby ponownego stanięcia na nogi. Dexter Fletcher umiejętnie dozuje blichtr i ból, pozwala wybrzmieć zarówno chwilom szczęścia, jak i niespełnieniom gwiazdora. Ale portretując ekscentrycznego artystę, reżyser nie trzyma swojej wyobraźni na wodzy. I tak, upadając do basenu po przedawkowaniu prochów, Elton John spotka tu małego Eltonika Johna, który w złotym skafandrze płetwonurka gra na mikrofortepianie. Nic dziwnego, że po canneńskiej premierze filmu muzyk się popłakał, chwycił za mikrofon i niespodziewanie zaśpiewał: „I’m Still Landing”. A na sali wybuchły brawa. Teoretycznie żyjemy w czasach odwrotu od autorytetów i idoli, gdy ton kulturze nadają młodzieńcza bezczelność nowych gwiazdek i buta internetowych celebrytów. Jednak „Rocketman” pojawia się na ekranach niedługo po „Bohemian Rhapsody” o Freddiem Mercurym, która zarobiła 900 mln dolarów. I po raz kolejny show-biznes staje się soczewką, przez którą filmowcy widzą rzeczywistość wyraźniej. Bo wszystko ma tu największe kwantyfikatory: pieniądze, nałogi, przeżywane na oczach milionów dramaty. Jak w życiu Eltona Johna.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.