Paradoks historii polega na tym, że to w PRL próbowano na siłę zbudować jedność polityczno-moralną narodu. I to się nie udało. W wolnej Polsce nie chciano, a jedność udała się znakomicie. Nieprzypadkowo w swoim exposé premier
Donald Tusk mówił tak wiele o miłości i zaufaniu. Bo to one budują jedność polityczno-moralną, czyli ideał. W takiej rzeczywistości dawny wróg czy przeciwnik bez trudu może odzyskać zagubioną cnotę. Nie trzeba nikomu wyrzucać, że tylko krowa nie zmienia poglądów. I nie trzeba się zmuszać do udawania przed kamerami, że się kogoś nie lubi, skoro de facto jest się kumplami. Czyli więcej cynizmu to prostu mniej hipokryzji. To wszystko jest bardzo optymistyczne dla przyszłości Polski. Po pierwsze, jest szansa na trwałą zgodę, która buduje. Po drugie, możliwy jest wymarzony przez Adama Michnika i Włodzimierza Cimoszewicza wielki historyczny kompromis. Po trzecie, jest szansa na skończenie z przedterminowymi wyborami, skoro każdy wróg może się przepoczwarzyć w przyjaciela i koalicjanta. Po czwarte wreszcie, można się już kompletnie przestać liczyć ze społeczeństwem (przypadkowym) i nie będzie potrzeby wymieniania go na lepsze. Na kogokolwiek byśmy głosowali, nasi wybrańcy i tak niezawodnie zrobią nas w konia i możemy im tylko nagwizdać. Ale skoro to będzie zasada pewna jak prawo grawitacji, przestaniemy się frustrować i biadolić. Naiwni są więc ci, którzy głoszą, że realna polityka wypiera postpolitykę, która zadomowiła się ostatnio w Polsce i świecie Zachodu. Czyli jest świetnie, a będzie jeszcze gorzej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.