Dlaczego Irenę Sendler odkryły dla współczesnych amerykańskie gimnazjalistki, a nie ich polskie rówieśniczki? Dlatego że Amerykanki nie tylko mogły wybrać w ramach zajęć szkolnych warsztaty teatralne, ale jeszcze mogły same wybrać temat przedstawienia. W tym czasie ich polskie rówieśniczki były rozliczane przez nauczycieli ze znajomości fabuły oraz oficjalnej interpretacji lektur z ustalonego przez urzędników i polityków obowiązkowego kanonu. Dla Polek jedyną dopuszczalną formą wypowiedzi na ocenę były klasówki, wypracowania i odpowiedź przy tablicy. Amerykanki szkoła zachęciła do tego, by odważyły się robić rzeczy nieprzeciętne i zgodne z ich temperamentem. Ta różnica to nie przypadek.
W polskim rozumieniu oświaty dominuje oświeceniowe myślenie, że dziecko to tabula rasa (czysta karta), którą dorośli muszą zapisać mądrymi informacjami. Nie dla nas pomysły amerykańskich pedagogów, którzy już pod koniec XIX wieku proponowali, by dzieciom od piątej klasy wzwyż pozwolić znaczną część przedmiotów wybierać. Wiedzieli już wtedy, że prawdziwa motywacja do nauki bierze się z możliwości wyboru tego, co interesuje i sprawia radość. Nam gdzieś te 200 lat między współczesnością a oświeceniem umknęło i polską szkołę wciąż opieramy na dawno zdezaktualizowanych teoriach. Naczelną zasadą pozostaje przymus pamięciowego opanowania zasobu wiedzy określonego w ministerialnych podstawach programowych.
Więcej możesz przeczytać w 36/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.