Dymisjonując Grzegorza Schetynę, Donald Tusk urządził polityczne polowanie na grubego zwierza. Ta strzelanina może go jednak słono kosztować, bo ofiara nie została upolowana, a jedynie zraniona, czyli rozjuszona. Gdy wyliże się z ran, może się zaczaić na myśliwego i rzucić mu się do gardła. Role się odwrócą. Najbardziej zaboli Tuska, gdy przyjaciel odgryzie mu się w środku kampanii prezydenckiej.
„Nie możesz mieć nikogo, kogo nie mógłbyś porzucić w ciągu 30 sekund, jeśli zrobi się gorąco" – mówił bohater „Gorączki" Michaela Manna grany przez Roberta De Niro. Zasadę 30 sekund zastosował także Donald Tusk po wybuchu afery hazardowej. Dokonując zmian w rządzie, postanowił udowodnić, że jest żelaznym kanclerzem, pryncypialnym nawet wobec najbliższych współpracowników i przyjaciół. Nie zawahał się ściąć głów Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego i Andrzeja Czumy. A kiedy okazało się, że to wciąż za mało, poszedł dalej i wykąpał się we krwi swoich dworzan: Grzegorza Schetyny, Sławomira Nowaka, Pawła Grasia i Rafała Grupińskiego. Czy jednak wszystko poszło zgodnie z planem? Czy nie był to tylko chwilowy pokaz siły maskujący trwałą słabość?
Więcej możesz przeczytać w 42/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.