Ósma, trzynasta, osiemnasta – przez cztery tygodnie życie Andrzeja odmierzały te pory posiłków. W warszawskim szpitalu przy Nowowiejskiej były jedynymi przerywnikami dnia spędzanego na spaniu i gapieniu się w sufi t. Odnoszący sukcesy przedsiębiorca trafił tam po próbie samobójczej. I spotkał wielu sobie podobnych.
Znany przedsiębiorca motoryzacyjny, 47-latek, wylądował w wariatkowie w kwietniu 2009 r., tydzień po ogłoszeniu bankructwa. – Już przed kryzysem nie było najlepiej, próbowałem się ratować na giełdzie. Przeinwestowałem i w jednej chwili straciłem wszystko – opowiada. W wannie z gorącą woda i z żyletką w dłoni znalazła go zona. Zapłakanego zawiozła do szpitala. Z izby przyjęć Andrzej pamięta niewiele. Zamroczony środkami uspokajającymi zgadzał się na wszystko. Dwóch sanitariuszy zaprowadziło go na oddział. – Miałem poczucie totalnego upadku. Brzydziłem się sobą. Tym, w jakim punkcie życia się znalazłem i ze nie potrafiłem zabezpieczyć siebie i rodziny przed klęską finansową – przyznaje.
Więcej możesz przeczytać w 42/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.