Jeszcze rok temu rząd gotów był bronić niskiego deficytu budżetowego za wszelką cenę, nawet podnosząc podatki. Gdy jednak od lokatora Pałacu Prezydenckiego usłyszał, że ten zawetuje każdą zmienioną ustawę podatkową, skapitulował. Grozi to nie tylko katastrofą budżetową w kolejnych latach, ale także… reelekcją obecnego prezydenta.
Co się stało z budżetem na 2010 r. i teoriami polityków rządzącej koalicji? Jeszcze do niedawna przekonywali nas, że przed kryzysem ekonomicznym Polskę obronił niski deficyt budżetowy. Dzisiaj równie przekonująco twierdzą, że deficyt można „bezpiecznie" zwiększyć do 100 proc. PKB. W dodatku jak mówią, tak czynią. I przedstawiają wyjątkowo pesymistyczną prognozę dochodów budżetowych na 2010 r. – zgodnie z jej założeniami wpływy z każdego podatku w roku przyszłym będą niższe niż w obecnym. Ale to według polityków nie jest powód do obaw i zarówno budżet, jak i cała nasza gospodarka mają się – na tle innych krajów – wprost rewelacyjnie. Myli się ten, kto sądzi, że ta radykalna zmiana poglądów rządu w sprawie deficytu i podatków ma cokolwiek wspólnego z rachunkiem ekonomicznym. Jej charakter jest czysto polityczny. Politycy PO i PSL uwierzyli bowiem w sugestie prezydenta, który miał stwierdzić, że zawetuje każdą ewentualną ustawę podnoszącą podatki. Więc po co próbować?
Więcej możesz przeczytać w 42/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.