Poprawka brzmi ostrzegawczo. Jeśli dobrze ją odczytuję, to w żłobkach i klubach dziecięcych, które chce promować Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, musi się czaić jakieś straszne niebezpieczeństwo. Po pierwsze, chodzi zapewne o zagrożenia zdrowotne. Senator zgłaszający poprawkę, być może na podstawie własnych ojcowskich doświadczeń, wie, że żłobek to wylęgarnia wszelkich chorób. Dzieci w żłobku są narażone na złamania, pobicia i deformacje, przed którymi minister zdrowia powinien rodziców ostrzegać.
Po drugie, żłobek musi stanowić jakieś poważne zagrożenie dla potencjału intelektualnego dziecka, o którym wypowiedzieć się winna „minister właściwa do spraw nauki". Minister Kudrycka zgodnie ze wskazaniami troskliwego senatora powinna więc czym prędzej zrobić badania porównawcze między grupą noblistów wychowanych w żłobkach i tych (oj, zapewne będzie ich więcej), którzy dzieciństwo spędzili w ramionach troskliwej domowej matki.
Prawicowi senatorowie zapewne są przekonani, że najlepszym miejscem wychowawczym dla dziecka jest rodzina z niepracującą matką oraz że zwiększenie liczby żłobków i klubów dziecięcych, co umożliwia ustawa, jest ciosem w prorodzinne polskie społeczeństwo.
Ale poprawkę powyższą zgłosił senator… Włodzimierz Cimoszewicz. Dawniej lewica. Dziś – guru. Niekoniecznie lewicowy, w każdym razie w kwestii wychowania dzieci.
Bardzo mnie to dziwi, zwłaszcza że wiem, że pan senator spędza czas na wsi. Otóż na tej wsi, gdzie nie ma żłobków, klubów i przedszkoli, dzieci rozwijają się znacznie gorzej niż w mieście. Wbrew przyjętym w Polsce i wzmacnianym przez prawicę opiniom rodzina nie zawsze jest idealnym środowiskiem wychowawczym dla dziecka. Nie dlatego, żeby była zła, ale często jest biedna, niewykształcona, zapracowana, nierzadko patologiczna lub prymitywna i pijąca. W wielu domach jedynym znamieniem wychowawczej troski są anteny satelitarne, dzięki czemu dzieci oglądają w kółko telewizję. Nikt nie zajmuje się ich rozwojem, nie pracuje nad językiem czy sposobem komunikowania się; starsze wychowują młodsze. Znam na Mazurach rodziny, które nie orientują się, że dzieci mają ogromne problemy rozwojowe czy logopedyczne. W wypadku niedorozwoju rodzice chętniej udają się do egzorcysty niż do psychologa, bo ci z powodu swojej rzadkości i świeckości traktowani są jako siła nieczysta.
Żłobek stanowi ogromną szansę na wczesne, a więc skuteczne, wychwycenie różnic rozwojowych, na pomoc tym dzieciom, które znajdują się w gorszym położeniu nie z własnej winy. Więcej – już w żłobku dziecko uczy się lepszego komunikowania, współpracy, zabawy, nabywa pierwszych umiejętności społecznych i obywatelskich. Oczywiście o ile żłobek nie jest traktowany – tak jak to się w Polsce przyjmuje – jako przechowalnia dla dzieci, których złe mamy pracują.
W Europie, która realizuje cele strategii lizbońskiej (ustawa minister Fedak do niej nawiązuje), żłobek stanowi nie tylko rozwiązanie problemu godzenia ról zawodowych z wychowawczymi rodziców, co przyczynia się do wzrostu dzietności i zaspokojenia potrzeb emancypacyjnych kobiet, ale przede wszystkim – wsparcie rozwojowe i społeczne dla dzieci, co przyczynia się do wzrostu spójności społecznej.
W Polsce, jeśli poprawka lewicowego senatora Cimoszewicza przejdzie, żłobek stanie się miejscem nie tyle wyrównywania szans dzieci, ile narodzin kompleksu winy u matek, które dzieci do żłobka posyłają. Ale pomysł Cimoszewicza może się okazać bardzo cenny gdzie indziej: to wyborcy, głosując w następnych wyborach na posłów i senatorów, powinni dostać potwierdzoną przez ekspertów informację o skutkach swoich decyzji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.