Nazywano go Johnem Lennonem muzyki filmowej. John Barry, jeden z najwybitniejszych kompozytorów filmowych, autor dźwiękowej ilustracji do kilkunastu filmów o agencie 007, zmarł 30 stycznia.
Jego śmierć to symboliczny koniec złotej ery kompozycji filmowej. Miał zostać pianistą, marzył o karierze aktora, a pewnie zostałby gwiazdą rocka, gdyby tylko John Lennon i Paul McCartney poznali się parę lat później. Został kompozytorem filmowym, a jego osiągnięcia na tym polu bez wielkiej przesady porównywane są do rewolucji, której w muzyce pop dokonała Wielka Czwórka. W czasie trwającej ponad 50 lat kariery skomponował utwory do kilkudziesięciu filmów, dostał pięć Oscarów i cztery nagrody Grammy. Z czasem mógł wybierać reżyserów, z którymi chciał pracować, a nawet – jeśli angażował się w projekt od samego początku – grymasić przy doborze obsady. Przez większą część kariery, aż do początku lat 90., John Barry był w świecie filmowców instytucją.
Jego śmierć jest symbolicznym zamknięciem złotej ery kompozycji filmowej, końcem pokolenia, do którego należały postaci takie jak: Bernard Herrmann, Henry Mancini, Elmer Bernstein, Leonard Bernstein czy Krzysztof Komeda. Wspólnie stworzyli kanon dwudziestowiecznej muzyki filmowej i na dekady zdominowali branżę.
Więcej możesz przeczytać w 6/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.