Ale zdaje się, że z partiami w Polsce jest jak z anorektyczkami. Niczym się nie żywią, a są przekonane, że i tak za dużo jedzą. Sławek Sierakowski (w „GW") radził prostą dietę wzmacniającą, niech PO poczyta prace liberałów (osobiście polecam książkę R. Dworkina „Biorąc prawa poważnie"), PiS – książki jakichś konserwatystów (choćby „Dziedzictwo cnoty” A. MacIntyre’a), a SLD – postmarksistowską krytyczkę neoliberalizmu Ch. Mouffe. (Palikotowi niczego nie polecam, bo ten akurat buduje partię i czyta). Wiem, że zalecenia są nierealne. Można jednak prościej. Na przykład w ostatnim tygodniu mieliśmy święto Bożego Ciała. Politycy zapewne gremialnie w nim uczestniczyli, bo przed wyborami trzeba się pokazać gawiedzi w otoczeniu hierarchów, ale czy pożywili się duchowo? Strawa religijna jest w naszym kraju bardzo cienka, papkowata, mało strawna (w sam raz dla anorektyczek).
W tym roku jednak święto Bożego Ciała przerodziło się bardzo ekumenicznie w noc kupały. Kto tego nie dostrzegł, ten kiep, bo moc nocy kupały jest szczególna i niejednej partii udział w tym prastarym słowiańskim święcie bardzo by się przydał. Noc kupały dostarcza bowiem wartości duchowych i energetycznych znacznie bardziej użytecznych politycznie niż Boże Ciało, a nawet lektura Dworkina czy Mouffe.
Po pierwsze, jest to święto bardzo słowiańskie, własne, niewatykańskie i niebrukselskie. Nasze słowiańskie, przedpiastowskie! Gdy Europa pogrążała się coraz bardziej w monoteistycznym chrześcijaństwie, Słowianie mieli spluralizowany panteon bożków i czartów. Po lasach, bagnach i wiejskich obejściach przechadzały się wiedźmy, upiory, rusałki, południce, dziewożony, mamuny, panny morowe, wilkołaki, kikimory, gnieciuchy, strzygi, no i baby jędze. W noc kupały całe to spluralizowane towarzystwo mieszało się pogodnie z ludźmi. W czasie tej nocy można było się nauczyć tolerancji, otwartości i pluralizmu.
Po drugie, noc kupały to noc wspólnoty. „Kupała" pochodzi ponoć od indoeuropejskiego pierwiastka kump, czy mówiąc prościej, od „kupy" (stąd też „skupianie się”, jak również znane polityczne zawołanie: „kupą, mości panowie, kupą!”, które od czasu sejmików szlacheckich charakteryzowało każdą polską władzę). W czasie takiej nocy buduje się kapitał społeczny tak potrzebny w Polsce. Kościół go nie zbuduje, bo Kościołowi zależy na zupełnie innym kapitale.
Po trzecie, noc kupały była od wieków nocą miłości, co akurat powinno się podobać Donaldowi Tuskowi. W czasie tej nocy nie chodziło o chrześcijańską caritas (rozumianą jako miłosierdzie czy „cnota teologalna wlana"), lecz tę, dzięki której rosną współczynniki demograficzne. Zaangażowanie się w taką noc miałoby więc ważne znaczenie polityczne, wykraczające poza czcze deklaracje, że kobiety muszą rodzić dzieci, żeby mężczyźni mieli wysokie emerytury.
Po czwarte, była to noc równowagi między Słońcem a Księżycem, między sacrum a profanum, między – co szczególnie ważne – pierwiastkiem męskim i żeńskim. W skrócie – była to noc parytetów. A czy jest coś ważniejszego w dzisiejszej polityce, niż odczarować ją z homoseksualności i spowodować, by była heteroseksualna, czyli i męska, i kobieca, to znaczy zgodna z wolą bożą?
Po piąte, w czasie tej nocy palono ogniska, a skoki przez nie miały moc oczyszczającą. Któremu politykowi takie oczyszczenie by się nie przydało!
No i najważniejsze, w noc tę w świętej rzece Orzyc można było odzyskać dziewictwo. Niegdyś przydawało się ono dziewczętom, by znalazły męża. Dziś, przed wyborami, bardzo przydałoby się politykom. Przynajmniej niektórym, by mogli wszystko zacząć od początku. I najlepiej – gdzie indziej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.