Stevan, 26-letni belgradczyk: – Kiedy sąd w Hadze stwierdził, że jeden z Chorwatów winny jest zbrodni ludobójstwa, jakiś facet pociął się scyzorykiem na ulicy w Dubrowniku. Z przedramion krew sikała na chodnik. Pokazały to wszystkie telewizje.
Dlaczego Chorwat się pociął? – Bo uznali ich za ludobójców. Na Bałkanach to złe słowo. Tutaj się nie używa słowa „genocid". Więc kiedy Chorwat się pociął, Serbowie byli zadowoleni: macie za swoje, skurwysyny!
Kiedy kilka lat temu prezydent Serbii Borys Tadić naciskał, żeby parlament przyjął rezolucję w sprawie zbrodni w Srebrenicy z 1995 r. (za nią głównie będzie sądzony Ratko Mladić), rozpętało się piekło.
A przecież prezydent chciał tylko wykonać wolę opinii międzynarodowej: Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznał, że państwo serbskie nie ponosi odpowiedzialności za Srebrenicę, lecz jej nie zapobiegło i nie osądziło zbrodniarzy. I kazał Serbom potępić masakrę. Kto wie, może udałoby się to przepchnąć przez parlament, ale prezydent Tadić poległ na słowie „ludobójstwo".
Trybunał urzęduje daleko od Bałkanów. Nie zna niuansów. A tutaj, w Belgradzie, wszyscy politycy, nawet ci proeuropejscy, zaczęli krzyczeć, że uznanie zbrodni w Srebrenicy za ludobójstwo jest nieadekwatne do jej rozmiaru. Osiem tysięcy ludzi? I zaraz ludobójstwo? Przecież w Srebrenicy po prostu zabijano tych, którzy walczyli z Serbami. Poza tym – czy po naszej rezolucji bośniaccy Muzułmanie i Chorwaci przeproszą za zbrodnie na Serbach?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.