Demokracja pozwala brać udział w życiu politycznym każdemu, kto zechce. Mogę wystartować ja, możesz ty. A że tradycja wybierania przez naród „byle kogo" jest kultywowana – nikt nie musi mieć dorobku.
Pewnego dnia w 1989 r., w kościele przy Karolkowej, zebrała się grupa ludzi „Solidarności", by przedyskutować, kto miałby kandydować w kontraktowych wyborach. Jako że byłem gościem bez specjalnych hamulców, wystrzeliłem: „Powinniście wystawić najlepszych fachowców, wtedy będzie łatwiej. Osoby znane, z autorytetem, nieskazitelne. Społeczeństwo zobaczy, jak wspaniali ludzie są po waszej stronie, wybitni prawnicy, etycy, naukowcy. Muszą też kandydować przywódcy strajków, bo radzą sobie zarówno z komunistami, jak i zawieruchą społeczną”. Natychmiast zaoponował mój kolega, poeta Ernest Bryll. „A ja uważam dokładnie odwrotnie. Z ramienia >Solidarności< do Sejmu powinni iść zwykli ludzie, robotnicy z zakładów pracy, aby pokazać narodowi, że ta rewolucja daje szansę przedstawicielom społeczeństwa”. Na tym dyskusja się zakończyła, samo zebranie nic nie dało i dać nie mogło (słusznie), bo decyzje zapadały gdzie indziej. Ale postulat Ernesta uwzględniono. Na listach wyborczych, a w konsekwencji w Sejmie, znalazło się wielu robotników, ludzi bez doświadczenia i autorytetu, kompletnie bezradnych w parlamentarnej walce.
Po zaprzysiężeniu kontraktowego Sejmu okazało się, że czerwoni są tak wyćwiczeni w kręceniu ustawami i głosowaniami, że zanim naród się zorientował, nastąpił wysyp ustaw i prywatyzacji, z których urodziły się gigantyczne afery (alkoholowa, moskiewska pożyczka), tudzież parę przejęć państwowego majątku. Bezradność prostych ludzi „S" skutkowała także tym, że SLD doszedł do władzy, choć teoretycznie nie powinien przez 50 lat, aż do całkowitego wymarcia. Tak się kończy wybieranie nazwisk bez udowodnionego dorobku.
Pierwszy to pokazał Janusz Rewiński, który w swoim czasie z paroma kumplami założył Polską Partię Przyjaciół Piwa i dostał się z jej ramienia do parlamentu. Nie miał żadnego dorobku, poza piwnym i kabaretowym. Że zrobił w bambuko cały naród – okazać się miało dwa lata później, kiedy wybył z Sejmu z wielkim kacem. Z polityki nic nie kumał, jej reguł nie rozumiał, szwendał się po korytarzach Sejmu nikomu niepotrzebny. Jego śladem poszedł mój kolega Krzysztof Cugowski. „Warczałem na polityków przed telewizorem, to mogę powarczeć w Senacie" – tak się zarekomendował. Został senatorem z pychy, bo przecież żadnej pasji społecznej wcześniej nie objawił. Nawet w swoim zespole nie zarządzał niczym – menedżerem jest tam od lat perkusista. Wkrótce wyznał, że to była pomyłka, polityka to zdrada, że nigdy więcej – i tym mnie dobił.
Traktowanie Sejmu jako instytucji rozrywkowej trwa w najlepsze także w tej kadencji. Właśnie czytam, że Władek Kozakiewicz kandyduje z ramienia PSL. Oznacza to, że jego kampanię będę finansował ja ze swoich podatków. Więc szukam i nie znajduję informacji, żeby Władek coś zrobił dla społeczeństwa poza genialnym skakaniem o tyczce 30 lat temu i pokazaniem wała Rosjanom. Słyszę, że ma kandydować raper Liroy. Kilku jego kolegów pozakładało różne fundacje, by powyciągać dzieciaki z niebezpiecznych rewirów, więc sprawdzam – Liroy nic takiego nie ma na koncie. Startuje Stanisław Mikulski, lat 82. Jego amerykański odpowiednik Ronald Reagan był szefem organizacji aktorów, potem gubernatorem Kalifornii, wreszcie prezydentem – Mikulski był jedynie filmowym Klossem. Chce kandydować Robert Leszczyński, były juror „Idola". Jego dorobek w Wikipedii składa się z dziesięciu zdań, z których ani jedno nie dotyczy działalności na rzecz społeczeństwa. Zabawa Polską trwa w najlepsze. Wyżej wymienieni oraz pozostali chętni aktorzy serialowi i sportowcy (m.in. Małgorzata Niemczyk, Jagna Marczułajtis, gimnastyk Leszek Blanik, dżudoka Paweł Nastula, aktorka Katarzyna Łaniewska i striptizerka z SLD) – wszyscy dostają ode mnie ksywę Prosiaczek. Tak brzmiało pierwsze imię konia Incitatusa, którego Kaligula uczynił senatorem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.