Rok temu, jeszcze przed pierwszą turą wyborów, napisałem w tym miejscu, że Jarosław Kaczyński wyborów prezydenckich nie wygra. To nie była zgadywanka, tylko efekt prostych obliczeń. Dziś żadnej deklaracji dotyczącej tego, co się zdarzy, nie złożę. Nie z ostrożności. Po prostu nie wiem, co się zdarzy. Może wygra Platforma. Może wygra PiS. Może różnica między nimi będzie sześciopunktowa. A może wyniesie 0,6 proc. Może trzecie będzie PSL. A może SLD. A może Palikot. Może wejdą do Sejmu cztery partie. A może pięć. A może sześć. Może sklecenie jakiejś koalicji będzie łatwe. A może koszmarnie trudne. Kumulacji jednak nie będzie.
Jeśli nawet wygra Platforma, to zwycięży z mandatem słabszym niż cztery lata temu. Ze względu na prawdopodobnie słabszy wynik, ale także dlatego, że ewentualnej wygranej nie będzie towarzyszyła jakaś nadzwyczajna społeczna energia. Koalicja, jaką stworzyłaby PO, będzie więc trudniejsza. Albo będzie w niej tylko PSL, ale relatywnie silniejsze, a więc stawiające twardsze warunki. Albo będzie SLD i PSL, a więc do podziału będzie więcej, o kompromis będzie trudniej, a na jego ołtarzu nie raz i nie dwa złożone zostaną racjonalizm i odpowiedzialność. To samo w wypadku jakiejś układanki z Palikotem. Jeśli wygra PiS, to zapewne nie będzie w stanie stworzyć koalicji. A nawet jeśli ją stworzy, wyłoniłaby ona rząd, który musiałby się zderzyć z prezydentem Komorowskim. Jarosław Kaczyński mówi, że tworzyłoby to swego rodzaju „twórcze napięcie". Coś mi się zdaje, że w tej formule kluczowe byłoby słowo „napięcie”. Ktokolwiek wygra, ktokolwiek stworzy rząd, wojna polsko-polska będzie trwała. Tu rozejmu nie będzie. Choć jeden pewnik. Ulga?
Za nami czteroletnie rządy Platformy. Który moment był w tym czteroleciu kluczowy? Chwila, gdy premier Tusk tuż po wyborach zapowiedział, że zamiast na wielkich reformach woli się skupić na ściboleniu? (Czy ścibolenie będzie źródłem triumfu, czy porażki?). A może początek września 2008 r., gdy wybuchł światowy kryzys? (Czy był to kres marzeń o bardziej ambitnych działaniach, czy pretekst, by ich nie podejmować?). A może chwila, gdy Donald Tusk stwierdził, że nie będzie kandydował na prezydenta? (Tamte wybory by pewnie wygrał, ale wtedy w najbliższą niedzielę PO by przegrała). Może jednak Smoleńsk? (W sensie psychologicznym być może tak, ale w politycznym – wątpliwe). Łatwiej będzie „mądralować" z odpowiedziami na te pytania, gdy poznamy wyniki, prawda?
Jak oceniać to czterolecie? A może inaczej – według jakich kryteriów? Można przyjąć kryterium władzy idealnej. Tu PO oczywiście przegrywa z kretesem. Można przyjąć kryterium konfrontacji z zapowiedziami. Tu też przegrywa. Można przyjąć kryterium konfrontacji rzeczywistości z realnymi możliwościami. Tu wypadałaby trochę lepiej. Można wreszcie spekulować, co w tym samym czasie zrobiliby inni. Tu odpowiedź zależna jest w wielkim stopniu od politycznych sympatii odpowiadającego.
Donald Tusk za chwilę po raz drugi może być premierem. Usłyszymy wtedy, że jest politykiem świetnym, może wybitnym. Może też władzę stracić. Usłyszymy wtedy, że przegrał wielką szansę, a początkiem końca była jego deklaracja: „nie mamy nawet z kim przegrać". Jarosław Kaczyński za chwilę może triumfować. Usłyszymy wtedy, że jego strategia plus polityczna mimikra znamionują polityczny geniusz. Za chwilę może też przegrać szóste wybory z rzędu, co będzie znaczyło, że jest wielkim politycznym loserem. Janusz Palikot za chwilę może być w polskiej polityce wspomnieniem. Ale może być człowiekiem, który rozbetonował scenę polityczną. I tak dalej…
Diabli wiedzą, co się zdarzy. Wiadomo, że o tym, co się zdarzy, zdecydujemy my – wyborcy, obywatele. Nasza dezaprobata dla polskiej polityki, dla naszych partii może być zrozumiała, ale niewzięcie udziału w wyborach jest niewybaczalne. Jest niewdzięcznością wobec tych, którzy nam to prawo wywalczyli, jest niegodziwością wobec naszych dzieci, o których losie także w tej formie decydujemy. Jest uleganiem kaprysom i obrażalstwu oraz czynem nieobywatelskim. Poza wszystkim jest pozbawieniem się moralnego prawa do krytykowania kogokolwiek, kto rządzi. Nie podoba się? Trzeba było wybrać inaczej.
Do Państwa apelujemy więc o skorzystanie ze swego prawa i o spełnienie swego obowiązku, czyli o udział w wyborach, niezależnie od tego, kogo chcecie poprzeć, i niezależnie od tego, czy uczynicie to z entuzjazmem, czy z poczuciem wyboru mniejszego zła, choćby tylko trochę mniejszego zła.
Do wszystkich, a w szczególności do polityków, apelujemy o uszanowanie wyboru, niezależnie od tego, jaki będzie. Większość nie zawsze ma rację, ale w dniu wyborów, z założenia, ma ją zawsze.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.