Kłopoty na Starszego Pana spadły znienacka, choć było oczywiste, że nastąpią na skutek rażącego błędu, jaki sam popełnił. Stało się to w dniu, w którym kazał Ziobrze wyjechać do Parlamentu Europejskiego. W jednej chwili załadował samobójczą fuzję i nawet tego nie zauważył. I nie chodzi o to, że Ziobrę przy okazji poniżająco wytarzał – tarzał go wcześniej nie raz i Ziobro znosił to nadzwyczaj dobrze. Rzecz w tym, że w chwili zaćmienia umysłowego wysłał go do cywilizowanego kraju. To się musiało zemścić.
Mam różnych kumpli. Niektórzy z nich mieli zdumiewające osiągnięcia w szybkiej jeździe samochodami po pijaku i nawet zatrzymane prawo jazdy nie było w stanie ich poskromić. (Usprawiedliwię to niezbornie, że mowa o bardzo dawnych czasach). Kilka lat później spotykam jednego w Chicago, jedziemy o drugiej w nocy puściutką czteropasmową avenue, w pobliżu nie ma żywego ducha, nie licząc śpiących w kartonach bezdomnych, a mój kolega snuje się za kierownicą swojego camaro z prędkością równą naszym 45 km/h i ani myśli przyłożyć gazu. Zatrzymuje się łagodnie na każdych czerwonych światłach, stoi pięć sekund przed każdym znakiem „stop", rozgląda się wtedy ostentacyjnie na boki, choć wiadomo, że jesteśmy jak na księżycu i nie ma mowy, aby inny pojazd o tej porze tędy jechał. „Wdepnij” – mówię. „No co ty, jeszcze mnie policja shaltuje, tu się jeździ 30 mil, nie więcej”. To robi cywilizacja z dzikiego człowieka.
Przez wiele miesięcy wysłani w paczce Ziobro z Kurskim wałęsali się ulicami Brukseli, patrzyli, widzieli ludzi. Nie zapiekłych członków swojej partii, którym już przy porannym goleniu sączyła się piana z kącików ust, ale elegancko ubranych i uśmiechniętych ludzi, także polityków z innych krajów, którzy dziwnym trafem nie plują na widok innego człowieka. Demoralizowali się obaj i wzajemnie. To drugi błąd Starszego Pana. Nie wyczuł przebiegłości czołowego gryzonia PiS, dał się złamać i pozwolił mu, by wyemigrował wraz z Ziobrą. Decydując się na ten nierozumny gest, Starszy Pan powiesił na strzelnicy swoją własną podobiznę. Nie popełniłby tego błędu, gdyby sam kiedykolwiek na dłużej wyjechał za granicę.
Przyglądam się byłym członkom PiS, niedawnym wyznawcom Starszego Pana, aż do granic samobiczowania – Kowalowi, Ziobrze, Migalskiemu, Kurskiemu – i przypomina mi się kolejny mój znajomy. Pewnego wieczoru opowiadał (na trzeźwo), że poznał cudowną grupę religijną, w której kluczową rolę odgrywał człowiek o niezwykłych właściwościach: tramwaj zmiażdżył mu dłoń, a ona mu odrosła. „Dotykałem jej !" – zachwycał się, a ja zaczynałem się niepokoić. Przez chwilę kombinowałem, jak go otrzeźwić, i nagle spytałem: „A technicznie jak to wyglądało? Ona mu odrastała wzdłuż, od nadgarstka i dalej palce, centymetr na godzinę, aż do paznokci i paznokcie na końcu, czy po prostu cała nagle odtworzyła się naraz, jak przenikanie obrazu w telewizji?”. Zamarł. Nie potrafił sobie tego zwizualizować.
Wysłani do Parlamentu Europejskiego polscy przedstawiciele PiS zwizualizowali sobie normalny kraj. Jakieś ludzkie partie. Dotknęli innych obyczajów. Zobaczyli, że ludzie mogą z sobą rozmawiać, bardzo się różniąc. Że w partiach politycznych istnieje wolność słowa i toczą się ideowe spory. Przyjechali więc do Polski rozbuchani, zachłyśnięci i jak banda szczeniaków postanowili powiewem cywilizacji podzielić się z innymi. Udzieliło się trochę niczym fruwający w powietrzu dym marihuany Poncyljuszowi, Mularczykowi, paniom Kempie, Jakubiak, Kluzik-Rostkowskiej i innym, których nazwisk nie znam. Stopniowo. W kampanii prezydenckiej przebrali się za hipisów, zamiast „Roty" śpiewali Lennona, zamiast znaczka z Matką Boską nosili T-shirty ze stylizacją Andy’ego Warhola. Teraz zaś poprosili o rozmowę na temat przyszłości swojego gangu.
Zapomnieli, że Starszy Pan tkwi w miejscu. Siedzi w swoim mauzoleum i będzie tam tkwił, ile zechce, bo zawczasu zadbał o to, by ordynacja wyborcza pozwoliła mu żyć parę lat za kilkadziesiąt milionów rocznie. Za te pieniądze może wyrzucać tabuny oszukańczych Ziobrów i mianować dziesiątki nowych Ziobro-Hofmanów – i nic mu nie można zrobić. Niezła drwina z nas wszystkich.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.